Rolex Rolex
127
BLOG

WIELKA NIEWIADOMA

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 61

Wielką niewiadomą jest wynik wyborów parlamentarnych w 2011 roku; nie mniejszą - wynik wyborów prezydenckich w roku 2010. Wielka niewiadoma została "Wielką Niewiadomą" - w sensie uświadomienia sobie faktu tajemnicy przez media głównego nurtu, nie tak dawno, bo jeszcze pół roku temu, to co zakryte, było odkryte, i wszyscy wiedzieli, że PO zgarnia całą pulę.

Teraz emocje opadły, siły osłabły i nic już nie wydaje się aż tak oczywiste.

Ja jednak lubię sobie pomędrkować, stąd wpis poświęcony futrologii, choć to ryzyko największe z możliwych, jako że przyszłości nie ma :-)

Zanim jednak przejdę do przemyśleń własciwych, dwie uwagi wstępne. Po pierwsze, jakkolwiek nie jestem bezkrytycznym miłośnikiem IV RP, to jestem zdecydowanym przeciwnikiem tej III, czemu nie raz dawałem wyraz publicznie, ostatnio w obszernych esejach w POLIS wraz z uzasadnieniami. Co nie znaczy, że nie potrafię swoich sympatii i antypatii odwiesić na kołek i pospekulować tak, jak gdyby w Polsce ścierały się zupełnie obojetne mi programy Papui IV i Mogadiszu VII.

Po drugie, w ostateczny rezultach wyborów nie trafiają zazwyczaj nie tylko publicyści znani z imienia nazwiska, anonimowi, ale wyposażone w wiedzę i narzędzia instytuty badawcze i ich fachowcy od badania opinii publicznej. Stąd wszelkie sądzenia muszą być zawodne.

Niemniej, spróbuję, a szanownych Czytelników proszę o odniesienie się do argumentów, sympatie pozostawiając na boku.

Zapyta ktoś, a czemu to "blogier" nie posłuzy się wynikami sondaży? Ano dlatego, że one są niewiarygodne. Nie tylko dzisiaj; one zawsze są niewiarygodne, niekoniecznie dlatego, że są sterowane z "Moskwy", czy "Berlina" :-)

One są niewiarygodne, bo Polacy niechętnie mówią prawdę w takich sondażach, a zjawisko to nasila się wraz z podnoszeniem się temperatury dyskusji.

Danych statystycznych, rzecz jasna, przytoczyć nie potrafię, patrafię za to przykład z życia wzięty.

Otóż, nie tak dawno, rozmawiałem z kolegą, który w Polsce sprawuje urząd w jednej z ekspozytur trzech władz (dzielonych po monteskiuszowemu).

"Ty wiesz, dzwonili do mnie z sondażowni pytając, na kogo będę głosował" pochwalił się. "No i...?" żywo się zainteresowałem. "Powiedziałem, że na X, to jasne. Że ja i cała moja rodzina na X. Od zawsze..." "No ale przecież..." czułem się nieco zbity z tropu "zawsze mówiłeś, że X to Ch (kolega ma dosyć dosadny sposób wypowiadania się w kuluarach). "No właśnie!" ucieszył się nie wiedzieć czemu. "Dlatego im nałgałem!"

"Nie rozumiem" zdecydowałem się oświadczyć wprost.

"Słuchaj" tłumaczył znajomy. "Jesli dzwonią do mnie do domu, znaczy, że wiedzą, że ja to ja. Tak?"

"Mogą wiedzieć" przytaknąłem.

"A ja jestem S"

"Jesteś"

"W moim D (jak departament :-) wszyscy deklarują swoją miłość do X, bo szef jest gorącym zwolennikiem X. Boi się lustracji. To po co mam mu dać choćby cień szansy na wiedzę, że ja właśnie chcę, by go zlustrowali i wyrzucili przy okazji na zbity pysk? W końcu skąd mam wiedzieć, czy jak ktoś się przedstawia  jako sondażownia, to on jest sondażownia?" Po drugie, ja zawsze kłamię w sondażach"

"A to czemu?" popadałem w zdziwienie jeszcze większe.

"Bo lubię patrzeć, jak im przy podawaniu oficjalnych wyników wyborów szczęka opada!"

No tak, przypomniało mi się, jak jeszcze w czasach komunistycznych każdy indagowany odpowiadał, że on głosuje "na władzę" i że na 100% weźmie udział w wyborach, po to by za plecami indagującego pokazać mu z radością wała.

Zostawmy więc sondaże w nieszczerym publicznie społeczeństwie i spróbujmy pomyśleć.

W Polsce A.D. 2009 są dwie główne partie polityczne, co gołym okiem widać. Tak zwana "lewica" raczej wypadła z torów i nie widać nikogo i niczego, do kogo Polacy i Polki mogliby zapałać miłością równie wielką, jak do Olka Kwaśniewskiego. Nie ma tam nikogo, kto równie dobrze jak on nadaje się do kochania. Sam Aleksander Kwaśniewski przestał już być Olkiem i stracił miłość wyborców, bo czasy się zmieniły, a wraz z nimi gusta i upodobania rodaków, od muzycznych, przez kulinarne, po polityczne.

Wydaje się, że jakkolwiek zaufanie Polaków  stosunkowo łatwo jest zdobyć, jesli się "jest" w mediach, to raz straconego nie odzyskuje się nigdy.

Po drugie, Polacy, w swojej masie, pomijając "żelazne elektoraty", nie wiążą swoich sympatii politycznych z osobistymi poglądami etycznymi czy religijnymi, ale czysto materialną nadzieją na lepsze. Wybierają więc środowiska i ugrupowania silne (sprawiające takie wrażenie), mające znajomości (sic!), zorganizowane i wewnętrznie lojalne.

Polacy, którzy nie wyksztłacili w sobie póki co potrzeby reprezentacji i ducha republikańskiego, chcą mieć sprawnie zorganizowaną administrację zaborczą, która pozwoli im się bogacić, a ramach igrzysk pozamyka złodziei.

Ani to dobrze, ani źle, tak jest.

W każdym razie, to nie SLD zostanie czarnym koniem wyborów.

Próby reanimacji jakiejś nowej Unii Wolności chyba spaliły na panewce, bo Paweł Piskorski nie zachwycił, w związku z czym próbowano go zamienić, ale nie bardzo było widać na kogo możnaby; bo co? Panowie wsytąpią tak wprost, w mundurach? To by się źle kojarzyło!

Nic nie wskazuje więc na to, by w szranki wyborcze stanęło coś więcej niż PO i PiS uzupełnione szczątkowymi reprezentacjami PSL-u i SLD. No i mniejszości niemieckiej, nie zapominajmy, że w zafundowalismy sobie kiedyś to parlamentarne kuriozum oparte o kategorie rasy, a nie obywatelstwa :-)

Żeby spróbować odpowiedzieć na pytanie, kto ma sznase osiągnąc przyzwoity wynik w nadchodzących wyborach parlamentarnych, trzeba się cofnąć do czasów wyborów ostatnich i zastanowić się, na ile mają szansę się zmienić.

W 2007 roku PO uzyskało poparcie w okolicach 42% głosujących, circa 6.700.000 głosów. PiS - 32%, 5.100.00 głosów.

Wynik wyborów przyszłych zależy od tego, na ile to poparcie się utrzyma.

Na PO głosował elektorat twardy, to jest elektorat przeciwny idei IV RP oraz elektorat widzący w PO nadzieję na sprawną administrację, uproszczenie warunków gospodarowania (partia liberalna), polepszenie się wizerunku i pozycji Polski w świecie, a przede wszystkim wzrost (subiektywnie odczuwany) zamożności.

Pytanie, ile wśród elektoratu PO było elektoratu twardego, a ile "warunkowego".

Jakj widać, elektorat "twardy", to jednocześnie elektorat "antypisowski", a więc, paradoksalnie, siła PO zależy od siły PiS-u; dopóki PiS ma szansę uzyskać przyzwoity wynik będzie ciągnął za sobą negatywny elektorat, który odda głos na najsilniejszą partię antypisowską.

Dlatego PO potrzebuje polityków pokroju Niesiołowskiego, czy Palikota, który kompromitując siebie, jednocześnie utrzymują twardy elektorat PO w przekonaniu, że są rzeczywiście siłą emocjonalnie niezdolną do żadnych kompromisów. A jesli otoczenie Donalda uznałoby, że jednak jakiś kompromis w jakiejś sprawie jest konieczny? Pozbędą się "ekstremy"; nieprzypadkowo obydwaj panowie mają za plecami szafy, a w nich trupy.

A wracając do pytania. Nie wiem. Strzelam, przyglądając się dynamice przyrostu poparcia dla PO w latach 2005/2007, że twardy elektorat (elektorat negatywny PiS-u), to około 3.000.000, a więc wynik zbliżony do paparcia, jakie ugrupowanie to dostało w roku 2005.

Zakładam, że w ciągu dwóch lat nastapił odpływ zwolenników POPiS-u, a przypływ przeciwników PiS-u i summa summarum poparcie utrzymało się na niezmienionym poziomie.

A co z pozostałymi ponad 3.000.000 wyborców z roku 2007?

Cóż, mogą czuć się zawiedzeni, delikatnie mówiąc. Pytanie, jaki z tego wyciągną wniosek. Czy ich zawód jest aż tak silny, by chciec zrobić PO "na złość", czy ich "antypisizm" aż tak konselwentny, że zostaną w domu?

Siłą utrzymującą tę część elektoratu PO w ryzach są niezawodne, obiektywne polskie media, te jednak jakoś ostatnio zupełnie straciły parę.

Wiele zależy od czynników, na które nikt już dzisiaj nie ma wpływu, to znaczy od kursu złotego (całkowicie zależnego dzisiaj od międzynarodowych graczy), kierunku rozwijania się kryzysu i od... grypy.

Jeśli w Polsce umrze jeszcze (co nie daj Boże) kilkanaście osób, a media skojarzą te przypadki z brakiem akcji szczepień... to cienko to widzę. To, czy szczepienia mają sens, czy nie, i czy rzeczywiście istnieje związek pomiędzy szczepieniami, a ilością zachorowań jest sprawą drugorzędną. Każda śmierć będzie obciążała rząd, bo Polacy oczekują od rządu umiejetności działań w warunkach kryzysowych. To dlatego wszyscy prezydenci i premierzy pojawiają się na miejsacach katastrof dając świadectwo zaangażowania i panowania nad sytuacją.

I dlatego wielu przegrywa (Cimoszewicz, ale w duzym stopniu i Bush - w sensie konserwatyści w USA), jeśli robią to nieudolnie i popełnią gafy.

Ludzie jednoczą się wobec podstawowych zagrożeń, kto tego nie rozumie, przechodzi na pozycje "onych".

Kluczem PO do uzyskania dobrego wybniku w przyszłych wyborach jest utrzymywanie wyskokiego stanu antypisowskiej histerii, co będzie trudne, bo media nie wydają już się być zainteresowane w takim stopniu, w jakim były jeszcze pół roku temu, a Palikot, Niesiołowski, paru dziennikarzy i blogerów może nie wystarczyć, tym bardziej, że Julia Pitera kompromituje się coraz bardziej i bardziej, a ze zbrodni PiS- niewiele zostało konkretów. Co więcej, pojawia sie kilka watków, np. sprawa niedawnego umorzenia śledztwa w sprawie "przecieków" z kuriozalnym uzasadnieniem, które pisowską "narrację" o "układach" na szczytach włądzy zdaje się potwierdzać. (Pomijamy litościwie Katar i hazard).

A co z drugą stroną, z PiS-em?

Przywódcom partyjnym może się wydawać, że mogą spać spokojnie. 5.000.000 poparcie z 2007 roku wydaje się być dosyć stabilne. Wszystko, co można było PiS-owi zarzucić publicznie zostało mu zarzucone przed tą datą, oskarżenia o łamanie prawa, faszyzację życia, sianie nienawiści, gangsterskie "wykańczanie przystawek" nie zrobiły na tej grupie wyborców żadnego wrażenia; artyleryjski ostrzał medialny również.

Istotne jest to, że "twardy" elektorat PiS-u nigdy nie był negatywnym elektoratem PO; stąd w jego szeregach tyle "sierot po POPiS-ie". Elektorat PiS-u będzie głosował "przeciw" PO" ale również przeciw SLD czy PSL widząc w tych partiach składowe "układu" rządzącego Polską po 1989.

Jest jednak kilka zjawisk, które mogą poparcie dla PiS-u osłabić. Po pierwsze, w Polsce, partia władzy zawsze dostaje bonus dlatego, że jest partią włądzy, a na ten opozycja liczyć nie może.

Po drugie, wraz z wypalaniem się emocji (a tak to wygląda) ludzie mogą generalnie zniechęcić się do polityki i przyszła frekwencja może być słaba, choć to akurat w rękach PO - jej zdolności budowania negatywnych emocji i chęci ":zrobienia na złość" i "upupienia prumusa".

Niejasna jest postawa tych wszaystkich, którzy podpisanie "Traktatu LLizbońskiego" uważają za zdradę narodową. Na ile uznają to za "rzeczywistą zdradę", na ile "ruch wymuszony i taktyczny". Póki co, doradcy PiS-u starają się sprawy nie ruszać wiedząc, że ze strony PO postawienie takiego akurat zarzutu im nie grozi, a do części elektoratu puszczane jest oczko, że "wszysko jeszcze może się wydarzyć".

Może też pojawić się na scenie politycznej nowa siła, choć temu akurat Jarosław Kaczyński od kilku miesięcy stara się przeciwdziałać w drodze porozumienia z częścią UPR-u i ostatnimi ruchami koncyliacyjnymi w kierunku Dorna i Jurka.

Wszystko jest możliwe, a nic nie rozstrzygnięte; żyjemy więc w ciekawych czasach.

Jak będzie, to się okaże, a swój tekst polecam pamięci; przyda się do konfrontacji tuż po wyborczej nocy, sam jej wyniku oczekuję z duzym zainteresowaniem.

 

Pozdrawiam

 

 

 

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (61)

Inne tematy w dziale Polityka