Króciutko, bo właśnie wróciłem z rozjazdów i ledwie zipię. Pop pierwsze - przepraszam, że nie odpowiedziałem na wszystkie szanowne wpisy pod ostatnim postem, bo pisany był "w drzwiach". Serdecznie przepraszam.
Po drugie - jestem tak zziajany, że na ewentualne wpisy pod dzisiajszym odpowiem jutro, podobnie jak na te poprzednie.
A tekst bieżący też się do poprzedniego ma, jako że zastanawiano się w tym poprzednim (w nim i pod nim) o tym, czy Polska to kraj normalny, czy może jakiś inny, i czy przydatne w opisie różnych poglądów na polskie sprawy są takie określenia, jak: republika bananowa, gang, układ, oszołomy, emigranci, frustraci, etc...
Czy, innymi słowy, żyjemy sobie w przeciętnym, europejskim kraju, czy też w republice bananowej, która przeciętny, europejski kraj udaje, a przekonują nas o tym:
a) banana twórcy
b) smakosze bananów (jak wiadomo ludzkie gusta to mroczna tajemnica)
c) ignoranci w sprawach owoców tropikalnych
d) rezonanci nieintencjonalni (młody człowiek chce szybko zostać intelektualistą i uważa, że najprościej przepisywać cytaty z dzieł tych, których za intelektualistów uważają gazety).
Jak powszechnie wiadomo, nie uważam mojego kraju (nad czym boleję) za kraj "normalny". Uważam go, w wielkim skrócie, za gigantyczną "ssawę", która wypompowuje z ludzi to, czego i tak nie mają w nadmiarze: pieniądze, a przede wszystkim całą energię i chęć społecznego działania.
Przykłady mógłbym mnożyć, a potem je dzielić, ale dzisiaj postanowiłem spróbować poddać pod przemyślenie ankietę, którą (ta dam!) wykonałem sam na obczyźnie w czasie tułaczki.
Otóż zadałem kilku znajomym cudzoziemcom żyjącym z różnego rodzaju działalności pytanie:
Czy kontynuowałbyś prowadzenie biznesu w oparciu o warunki zebrane poniżej w punktach:
a) niezależnie od przychodu, już po trzydziestu dniach prowadzenia działalności zmuszony byłbyś odprowadzić stały podatek w wysokości 200 funtów szterlingów, od siebie i od każdego z twoich pracowników.
b) zaliczki na roczny z nazwy podatek dochodowy (w który wymienione w punkcie pierwszym 200 funtów szterlingów się nie wlicza) musiałbyś odprowadzać co miesiąc, pod groźbą kary, przy czym wymierzenie tej kary zależałoby od faceta w typie miejscowego handlarza używanymi samochodami.
c) najwyższe możliwe zagrożenie finansowe za popełnione błędy w rozliczeniach mogłoby wynieść pięćsetkrotność średniej pensji krajowej.
d) popełnione błędy, nieterminowość, mogłaby skutkować uzyskaniem "criminal record", jako że wykroczenia skarbowe miałyby status przestępstw (karno-skarbowy).
e) nieistniałaby jednolita wykładania przepisów skarbowych, decyzje podatkowe urzędy skarbowe mogłyby podejmować według własnego widzimisię.
ODPOWIEDZI BYŁY NASTĘPUJĄCE:
Steven, lat czterdzieści, dobrze prosperujący pub i restauracja:
Stary, co to jest? Zimbabwe?
Tom, lat trzydzieści, własna firma IT:
kierunek: Australia. Nastepnego dnia.
Sally, lat pięćdziesiąt, pralnia chemiczna i naprawy odzieży:
To niemożliwe, rząd by do tego nie dopuścił.
Ciaran, lat trzydzieści, programista:
Bollocks! he, he, f... off!
Tutaj cytowanie można przerwać, bo zrobi się nudno.
Z moich doświadczeń wynika, że mieszkańcy wysp jakoś tam się od nas różnia, ale z drugiej strony nie, bo każdy liczy tak samo (a przynajmniej powinien).
To oznacza, że wielu Polaków, którzy mogliby w Polsce prowadzić działalność gospodarczą jej nie prowadzi. To również oznacza, że ci, co prowadzą, znajdują się w gorszej sytuacji niż ich brytyjscy konkurenci.
I co? Dalej normalnie?
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka