Sprawy są cztery, a każda się rypła.
Pierwsza sprawa to ład światowy. Jakby na tym łez padole nie było nabałaganione, człowiek ma obok potrzeby destrukcji jakąs wizję uniknięcia piekła. Ponieważ ostatnie piekło było ponad sześćdziesiąt lat temu, i było to dosyć piekielne piekło, ład światowy zbudowany na niechęci do powtórki miał się dobrze.
Upraszczając bardzo, ta część resztówki po europejskiej potędze, która nie dostała się pod panowanie ludów-pułków Wielkiego Stepu, dostała od kuzynów zza Atlantyku gwarancje, że jak ci w walonkach zrobią jeden krok dalej na Zachód, to oni użyją całego swojego nuklearnego arsenału, bez względu na to, czy później ktoś ich zestawi z ludobójcą Pinochetem, czy nie.
To bezwzględne stanowisko kuzynów, którzy uznali ponadto, że obok prawa do rozstrzeliwania czerwonej hołoty wszędzie, gdzie ona się pojawi, mają również prawo do militarnej obecności w krainie Bacha, Goethego, Beethovena, Manna i Adolfa Hitlera, własnie z powodu na wyjatkowość tego ostatniego, spotykało się ze sprzeciwem postępowej młodzieży na całym świecie oraz wszystkich sekretarzy POP na jego szczęśliwszych obszarach.
Ponieważ jednak pewnego dnia w samej Moskwie ogłosiło, że ich już nie ma, w związku z tym pojawiły się głosy, że nie także sensu korzystać z przyjaźni kuzynów zza oceanu, a już tym bardziej karmić i poić za pieniądze niemieckiego czy francuskiego podatnika.
Co innego jednak coś tam sobie "przebąkiwać", a co innego otwarcie zaproponować zupełnie nowe rozwiązania.
Do ogłoszaniu nowych koncepcji potrzeba wyjatkowego miejsca i wyjątkowej oprawy. To kosztuje, ale można zostac taką międzynarodową cwaniurką i skorzystać z obchodów, które, przynajmniej oficjalnie, przygotowywane były w innym celu.
A gdzie szukać wiekszych cwaniaków, niż w gronie sierot po KGB, która już nie istnieje i prawdopodobnie nigdy nie istniała?
Rząd polski skorzystał z oferty, by przy okazji naszym nieinteresujacych nikogo obchodów urządzić równoległe obchody nowego otwarcia, co zainteresuje cały świat, i dlatego do nich doszło.
Co prawda było trochę strachu, bo rosyjska prasa zapowiedziała, że fundamentem nowego, europejskiego ładu bedzie wspomnienie Polski, która podżegała do wojny, zajęła pół Czech i urządziła ludobójstwo czerwonoarmiejców, ale ludzki pan Putin złagodził stanowisko i zaczął od niesprawiedliwości Traktatu Wersalskiego. To był w istocie bardzo niesprawiedliwy traktat, choć i tak daleko mu do niesprawiedliwości póżniejszych, kiedy to Niemcom nie tylko zabroniono się zbroić, ale odszarpnieto kawał fajnego terytorium na rzecz Polski. Co prawda Polsce też wyszarpnieto na rzecz... No własnie, na rzecz Ukrainy i Białorusi, ale jest jasne, że tu mówimy o państwach trzecich i panu Putinowi nic do tego.
W każdym razie nowy ład polegał będzie na wymazaniu przykrych wspomnień o niesprawiedliwościach traktatów, które dotknęły Niemcy, a miejsce żelaznej kurtyny zajmie miłujący się wzajemnie obszar od Atlantyku po Ural, a nawet dalej, po Kamczatkę. Czyż nie o tym marzyli wszyscy marzyciele? Niechaj zawsze będzie słońce, niechaj zawsze będzie niebo, niechaj zawsze bedzie mama! No i ja. Czyli my. Pośrodku tego przenikającego wszystko klimatu zrozumienia. Rewelacja!
Ze sprawą pierwszą łaczy się inna, czyli sprawa psucia atmosfery święta, które obchodziliśmy równolegle z naszymi rocznicami. Co rusz jakieś brzydkie, małe i chore (tak, własnie chore!) moralne karły starają się zepsuć udane wrażenie występów naszych solistów w przedstawieniu wyreżyserowanym w Berlinie i Moskwie zarzucając Rosjanom jakies tam ludobójstwa, albo przypominając słowo Holocaust, co drażni uszy wytwornych Moskwian, ale i eleganckich Berlińczyków.
No nie wypada! Za tak wspaniale zorganizowane obchody należy się odrobina wdzięczności. Stąd żadnego tam ludobójstwa nie było; w Srebrenicy było, ale to zupełnie inna historia. W Katyniu była zbrodnia wojenna, a więc tragedia, która zdarza się zawsze przy okazji wojen, kiedy to trudno zahamować wszystkie demony. Żeby to było ludobójstwo, to Stalin własnoręcznie musiałby strzelać, niczym jakiś prawacki Pinochet, a nie tylko podpisać rozkaz. Zresztą z tym podpisem to wcale nie takie jasne; Stalin mógł być zwyczajnie zalatany, a na wielkiej wojnie dobry wódz musi znać ruch każdego ze swoich żołnierzy, więc w zwyczajnie nie wiedział co podpisuje, tak był sledzeniem, przewidywaniem i planowaniem zajęty.
Całe szczęście, że nieodpowiedzialne teorie psujące ogólne, sympatyczne wrażenie wygłaszają w Polsce tylko dwie osoby, o czym rosyjska prasa wie od polskiego rządu, który o tych niecnych praktykach ją niezwłocznie poinformował.
Nowe koleiny się dopiero wyrabiają, a nic tak nie poprawia stabilności kolein niż trzymanie się wytyczonego kierunku i własciwych nawyków już od poczatku, co tym łatwiejsze, że pod nową koleiną ze zdumieniem odnajdujemy starą, którą już ktoś kiedyś wyrobił. Jakby dla nas! A jeśli nawet nie dla nas, to i tak bedzie jak znalazł.
Dlatego podobał mi się posłu Nowaku, który co prawda nie wiedział o czym rozmawiają najwyższe włądze w państwie, ale generalną linie domysłów i intuicji prasy moskiewskiej poparł, bo przecież to wprost wynika z intelektu, który pozwala łaczyć fakty, w tym również i taki fakt, że przy takim intelekcie to nawet Putin musi przystanąć w zadumie.
W każdym razie afera całe szczęście została ugaszona i nie musimy się obawiać, że pan Putin do nas nie przyjedzie. Przyjedzie! Nie raz przyjedzie; może nawet wpadnie na miesiąc jak wujek Castro do kolegi Allende (zawziętego socjaldemokraty i antykomunisty)?
Więc nie ma co "fikać", bo następnym razem może nie wytrzymać tego plucia jadem przez nieodpowiedzialnych gówniarzy i może przedstawiciela naszego bantustanu... Ja wiem, co może...? No na przykład obsikać! A tego przecież nie chcielibyśmy, prawda?
Trzecia sprawa, to sprawa obiecanych w zamian za głosy w eurowyborach sprzedaży polskich stoczni. Mniejsza, czy sprzedaż polskich stoczni ma sens, czy nie, i czy teraz, czy później.
Moim zdaniem, wobec roztapiania się naszej administarcji w morzu miłości, może się już wkrótce okazać, że minęły złote czasy, kiedy to mozna sobie było kręcić lody według własnego scenariusza. To jest to ratio, które nawet największe kreatury przekonuje do konstrukcji niepodległości. Chyba, że "kreatura" nie tylko podła, ale i głupia.
My tu jednak nie o kreaturach, ale o inteligencji. Otóż każda inteligencja dostrzeże, że czas na ustwienie się w życiu powoli mija, i za jakiś rok, dwa, trzy moze już nie byc okazji. A tu jeszcze szaleje kryzys. No i biologia! Ta nieubłaganie poddaje w wątpliwość nasze wcześniejsze pomysły na spędzanie wolnego czasu. Po co człowiekowi miliony na starość?
Żadnej pewności, że Putin zaproponuje stanowisko w Gazpromie. W końcu Putin chce by Gazprom działał, a nie upadł i nigdy się już nie podniósł.
To miał być złoty strzał...
Bo tak... Kupujemy od szejka gaz drożej o x%. Kupujemy od osoby prywatnej, bo w krajach rządzonych prawem koranicznym prawo publiczne jest pochodną prywatnego, a kraj i jego złoża są prywatną własnością rodziny panującej. Tak prywatna osoba dba owłasny interes. X% drożej to nie w kij dmuchał; przy założonym "wolumenie" dostaw, parę groszy się odłoży. Nikt nam nie może zarzucić, że kupujemy. Przecież dywersyfikacja miała być! To że się nie uda zbudować rury na północ to insza inszość, bo nam budowlanka nie bardzo wychodzi. Jak coś jest monotonne jak rura albo autostrada, to nam się zwyczajnie nie chce, bo to kazdy głupi potrafi. Nawet ruski albo szkop.
Ale wróćmy do kontraktu. Ktoś mógłby zapytać: dlaczego płacimy drożej niż Japonia, choć do Japonii jakby dalej?
A to proste. Zapłaciliśmy drożej, bo chcieliśmy stoczniowcom zrobić prezent na gwiazdkę. Nikt tego ich złomu nie chciał kupić, ale dogadaliśmy się z szejkiem, że za częsć tych pieniędzy, których od nas dostał za dużo, zakupi nasze stocznie! Unia Europejska będzie się mogła cmoknąć, bo deal jest, szejk zadowolony, bo i tak ma drożej, stocznie niech sobie zarastają lasem, rząd jest sprawny...
Ale się rypło. Oszukali nas! A chcieliśmy dla dobra polskiego robotnika i obywatela zgodzić się nawet nadszarpnąć naszą reputację! Czy mamy dowody na nasze szlachetne intencje? No nie, przecież takich spraw nie załatwia się nad, ale pod stołem. Trochę jak z wykupywaniem polskiego długu. Patriotyczne, ale nielegalne, dlatego: "sza!"
Czyli szejk ma całą nadwyżkę! Ale czy taki szejk ma, czy nie ma świadomości, że aby on miał nadwyżkę od polskiego podatnika, to ktoś musi od polskiego podatnika ją zebrać i mu wpłacić na konto?
Pewnie ma, wczoraj się nie urodził, a jako poważny właściciel całego państwa wraz ze złożami będzie się umiał odwdzięczyć. A już tym bardziej, że i złomu nie musi kupować i wadium nie przepadło, bo ulotniło się w niebyt wraz z upływem ważności gwarancji bankowych, na co pan minister Grad tak długo, bezczynnie, choć dzielnie, czekał.
Ktoś mógłby powiedziec, że mógłby się ten szejk odwdzięczyć tak jak pierwotnie planowano kupując w końcu te stocznie, budując w nich statki i płacąc pensję stoczniowcóm. W końcu nie z jego (szejka), ale nasze pieniądze na nadwyżkę ekstra! Ale to byłby ktos naiwny. Co taki stoczniowiec zrobi ze swoją pensją? Zmarnuje. A tym bardziej, że kwota podzielona przez ilość stoczniowców wcale już nie jest imponująca. Lepiej już dać wiekszą gotówkę jakiemuś inteligentnemu człowiekowi! Pan Kulczyk kiedyś dostał, wedle własnych słów, milion dolarów od swojego taty. I proszę, jakie imperium wyrosło!
Za pieniądze szejka będzie można wyposażyć dziesięciu Kulczyków, a może nawet stu, bo co to dla szejka sto milionów dolarów, skoro mu się gaz sprzedaje jak ciepłe bułeczki w cenach sprzed kryzysu?
Jeszcze troche i u nas tez będzie Katar!
A o stoczniowców martwić się nie trzeba. Fachowiec zawsze się przyda, a ze Szczecina do Rostocku to autobusem można dojechać!
No i ostatnia sprawa, czawarta, to piłka nożna. Jak tam lubię i nawet wiem, o co chodzi, ale się zazwyczaj nie odzywam, żeby nie robic tłoku wśród znawców.
Ktoś tam napisał, że nie ma problemu, bo piłka okrągła, bramki dwie, etc...
A moim zdaniem problem jest, bo gdyby w Polsce wszyscy mieli płaskostopie i w grupie wiekowej dwunasto, trzynastolatków, mielibyśmy czterech chłopców potrafiących trafic w piłkę i się nie wywrócić, sprawa jasna.
Rzecz w tym, że my jesteśmy piłkarską potęgą do lat szesnastu, europejską czołówką do lat dwudziestu jeden, i złamasami powyżej, tam gdzie zaczyna się pełny profesjonalizm.
I niech każdy, kto tak kocha piłkę odpowie sobie sam na pytanie, czy ta piłka to takie wynaturzenie w morzu narmalności, kompetencji i profesjonalizmu, czy to byc może typowy objaw pewnej patologii, która w podobnym stopniu przeżera w Polsce dokładnie w s z y s t k o?
A na sam koniuszek obiecany suplemencik. Dla tych, którzy się z powyższymi tezami nie zgadzają. Wyjasnienie alternatywne. Kafka, znaczy. Jak ktoś lubi.
Wszystkiemu jest winny istniejący zawsze, a zacieśniający obecnie w swojej nieprzejednanej wrogości do Putinu, Merkelu i ładu światowu nowu, układ pisowfilno-eseldowski, który się neguje, zaprzecza i zaciemnia jemu, ale któren istnieje i dzieki któremu mamy deficyt i świat się z nas śmieje, bo wyrzucili go z solidarności z pisofilnego ukazu za podszeptem Gomułki, a tera już i Westeplatte usuną razem z willą i Sucharskim na monetach, bo nie pasował do jedynie słusznej linii historii, którą w latach pińdziesiatych jeszcze pisały kaczyńskie razem z moczarem.
Też, prawda, wiele tłumaczy.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka