Rolex Rolex
115
BLOG

JAK SE WPADŁEM DO WULKANU

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 81

Dżizas,

No musze być jakiś wybitny, bo mi tylu jeszcze wybitniejszych poświęciło różne wpisy, że miałem się nie odzywać, ale się odezwę, bo nie wypada pozostawić różnych wybitnych osobistości bez odpowiedzi. Żeby nie było anonimowo od razu wyjaśniam, że z różnych tam pozycji, bliższych lub dalszych przewodniczącemu Mao, zaatakował mnie Chevalier za to co sądzę o Pinochecie, Major za to co o Pinochecie nie sądzę, Andrzej z Łodzi (bez związku z odległością od Mao), bo piszę głupoty, i jeszcze parę innych osób, bo przecież nie można patrzeć jak się torturuje ludzi.

Wyjaśniając swoje stanowisko dotyczące torturowania, różnych szeryfów i bandytów zadających cierpienia trzeba zacząć od tego, że ja nie jestem osobiście zwolennikiem tortur. Więzienia też mnie niepokoją, nie klaszczę w ręce kiedy słyszę, że wykonano kolejny wyrok śmierci w USA, Chinach czy Nepalu. Nie lubię również chorób, śmierci z powodów naturalnych, kalectwa i jak bolą zęby.

Moja niechęć do wymienionych zjawisk nie oznacza, że nie godzę się koniecznością ich występowania i z myślą, że wyeliminować z wymienionych plag być może dałoby się bóle zębów dzięki ich całkowitemu usuwaniu, ale znów nie wiemy, czy to nie byłyby tortury.

Tortury stosuje się w każdym kraju, niezależnie od stopnia udemokratyzowania. W różnych krajach różnie ukrywa się przepisy na to zezwalające. Jest pewna prawidłowość, że im bardziej kraj rozwinięty, to tortury stosowane przez władze pozostawiają mniej śladów w papierach.

Dlatego na przykład autorzy raportu Amnesty International dziwili się, jak można było dopuścić do tego, by w chilijskich torturach brali udział lekarze. Odpowiedź jest jasna. Lekarze są po to, by torturowanemu udzielic natychmiastowej pomocy, kiedy już tylko przestanie być torturowany. Gorsze od tortur z udziałem lekarza są na przykład te amerykańskie, kiedy to lekarza nie ma w pobliżu, stąd i obrażenia nimi wywołane mogą być dotkliwsze i groźniejsze.

Dlaczego stosuje się tortury?

Dlatego, że zdarza się złapać faceta, który podłożył bombę w przedszkolu, ale nie wiemy w którym, wiemy że mamy mało czasu by się dowiedzieć i dzieci ewakuować, zanim się zamienią w doczesne szczątki. Dodam, że w tym hipotetycznym przykładzie chodzi o dzieci narodzone, a więc starsze od nienarodzonych, co powinno wzruszyć już nawet zatwardziałych wolnomyślicieli.

Tortury stosuje się w sytuacjach podobnych, jak ta, powyżej opisana. Wszędzie. Na całym świecie, bez wyjątku. Podobnie jak na całym świecie stosuje się karę śmierci, nawet jeśli formalnie została zniesiona. Są tacy funkcjonariusze państwowi, którzy moga pozbawić człowieka życia bez sądu, bez dowodów, natychmiast, i nie poniosą za to żadnej odpowiedzialności, vide casus zastrzelenia  niewinnego Brazylijczyka wziętego omyłkowo za terrorystę w londyńskim metrze. Do zgodnego z prawem pozbawienia życia wystarczy, by funkcjonariusz nabrał przekonania (nawet błędnego), że działa w stanie wyższej konieczności.

Powie ktoś, że głupoty; czym innym przypadkowe zabójstwo jakiegoś Brazylijczyka w jakimś metrze, czym innym 3.000 ofiar reżimu Pinocheta. Ponadto brytyjscy policjanci zabili, bo chcieli dobrze, a chilijscy chcieli źle.

Zacznijmy od liczby. Zasadniczo nie zgadzam się, że liczba ofiar zmienia ocenę czynu. Z punktu widzenia mordowanego, to że umiera w większym lub mniejszym towarzystwie wiele pozytywnego nie wnosi. Jasne, że niby raźniej.

Co więcej, nie przepadam za ludźmi, którzy dla celów propagandowych pompują ilość ofiar, bo takie pompowanie jest jednocześnie deindywidualizowaniem, a więc dehumanizowaniem. Każdej ofierze należy się pamięć (w rozumieniu nakierowanych na wspomnienie zmarłej osoby uczuć), chocby najbliższych, ciężko natomiast czule wspominać liczbę sto tysięcy albo sześć milionów.

Z tego również powodu nie przekonują mnie kategorie "zbrodni ludobójstwa", bo 10.000 to jeszcze nie, ale 25.000 to już tak.

Tak jak obowiązkiem prokuratora jest ustalić ilość ofiar seryjnego zabójcy, tak obowiązkiem historyka jest ustalić ilość ofiar reżimów.

Dlatego nigdy nie zapomnę Lechowi Kaczyńskiemu absolutnie bezprawnej i błędnej decyzji zaprzestania ekshumacji w Jedwabnem i mam nadzieję, że w zgodzie z polskim prawem zostanie ona ponownie podjęta. Odkrycie prawdy to również rodzaj hołdu składanego ofiarom.

Ale wróćmy do Pinocheta. Zasadnicze pytania są dwa. Pierwsze. Czy podjęte działania policyjne dają powody by sądzić, że Pinochet był owładniętym żądzą mordu kryminalistą, czy też działał w stanie wyższej konieczności, podobnie jak policjanci strzelający wielokrotnie w głowę panu Menezesowi na stacji Stockwell?

Oto moja ocena. Pinochet, o czym świadczy cała jego biografia, był żołnierzem. Nie był Broniewskim jak Chevalier, albo Konopnicką jak Major, ale żołnierzem. To taki zawód, który polega na strzelaniu do wroga, jesli się on pojawi.

Żołnierz nie koniecznie musi też być filozofem. W pewnym sensie może mu to przeszkadzać w wykonywaniu obowiązków, bo wyobraźmy sobie wodza naczelnego armii w typie Chevaliera albo Majora i mamy cyrk, a nie powstanie. Kordian to pikuś, ta choroba mężczyzn postępuje wraz z postępem.

On niekoniecznie powinien być lekarzem, jak Andrzej szanowny z Łodzi, choć lekarze powinni być w pobliżu, tak w przypadku tortur, jak i walki z prezydentem Allende, który zbiera gadżety w postaci AK-47. Lekarz zresztą to oddzielna kategoria, co już Platon w "Uczcie" zauważył i związał na wieki z napadem kaszlu.

Ale zbliżamy się (tada!) do kluczowego pytania. Czy taki Pinochet działał w stanie podobnym jak brytyjskie służby specjalne, czy też nie?

Co mógł sobie pomyśleć prosty żołnierz po tym jak do odsunięcia prezydenta Allende od władzy zawezwał go chilijski Trybunał Konstytucyjny (a weżmy pod uwagę, że presja niemalże porównywalna z hipotetyczną sytuacją, kiedy to na generała Wileckiego podobną wywarliby Safjan z Zollem!!!! To nie przelewki!).

Prawdopodobnie Generał sięgnął do posiadanych przez siebie zasobów wiedzy o marksistach, a potem skonfrontował swoją wiedzę z tym, co wiedział o Allende i jego poglądach. I na tej podstawie podjął się odstrzelenia Allende i jego kumpli, podobnie jak brytyjska policja odstrzeliła pana Menezeza.

Ale wiemy, że brytyjska policja działała pod wpływem błędu, a pan Menezez był niewinny, nie był terrorystą, a zgubił go odcień skóry bliski niestety temu, którym charakteryzują się mieszkańcy Bliskiego Wschodu.

Czy i Pinochet się pomylił, a Allende tylko przypominał marksistę, ale był w głebi serca niewinnym jak już narodzone dziecię liberałem?

Powiedzmy, że pan Menezes znałby Aymana al Zawahiriego, tak jak pan Allende znał, lubił i gościł Fidela Castro, załóżmy że pan Menezes otrzymałby od wspomnianego wiceszefa al Kaidy granat zaczepny, na podobieństwo pana Allende, który dostał od Castro karabin maszynowy. Przypuśćmy, że pan Menezes rozczytywałby sie i publicznie głosił pochwałę poglądów pana Osamy Bin Ladena, tak jak pan Allende wniebowznosił Lenia za Stalinem.

Zgódźmy się na supozycję, że koledzy pana Menezesa z pracy donieśliby policji, że jest zdeterminowanym terrorystą, podobnie jak uczynili to koledzy pana Allende z partii socjalistycznej, którzy odmówili mu poparcia zarzucając kryptomarksizm i zmierzanie do oddania władzy w kraju w ręce Sowietów.

Czy, gdyby takie fakty miały miejsce, to prasa demokratycznego państwa pisałaby w ogóle o pomyłce?

Czy można taki zarzut stawiać Pinochetowi?

No, ktoś mógłby się oburzyć, jest pewna różnica pomiędzy, prawda, marksistami a islamistami.

No, mógłbym się zadumać i powiedzieć, że jej nie widzę. Bo niby jaka?

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (81)

Inne tematy w dziale Polityka