Rolex Rolex
430
BLOG

DZIADEK BYŁ PIJAK I DZIWKARZ, RZECZ O POWSTANIU

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 109

Z Powstaniem Warszawskim jest kłopot; jak żadna inna rocznica wzbudza rok w rok kontrowersje; z mało którym wydarzeniem historycznym łączymy tak przeciwstawne opinie. Jeśli naród jest jakimś bytem historycznym i politycznym, to musi charakteryzować go pewne minimum wspólnego rozumienia przeszłości, emocjonalny związek z tymi, co "przed nami", bo jedynie taki emocjonalny związek miedzypokoleniowy gwarantuje, ze bedziemy martwić się i o tych, co nadejdą.

Polskie rozumienie, a może brak rozumienia Powstania, świadczy o jednym; Polacy sa narodem chorym psychicznie, a wszelkie syndromy pozwalają na postawienie diagnozy o rozdwojeniu jaźni. Żeby swojej  diagnozy bronić przywołam dla porównania znany mi Poppy Day. 11 listopada w Zjednoczonym Królestwie ochodzi się masowo Remembrance Day, kiedy to od Anglii, przez Szkocję, Walię, po Republikę Irlandii (choć tam ze zrozumiałych względów nie jest to świeto państwowe) czci się weteranów i wspomina hekatombę ofiar pierwszej wojny, w której niemal doszczętnie wtracono jedno europejskie pokolenie.

Z punktu widzenia militarnej i politycznej niekompetencji wiele, jeśli nie większość, decyzji podejmowanych w czasie Wielkiej Wojny bije tę o wybuchu Powstania na głowę, a pomysł wysyłania wojsk ubranych w jaskrawoczerwone kurtki na okopane i zamaskowane niemieckie pozycje jest tylko jednym w katalogu pomysłów, przy realizacji których znajduje się odpowiedź na pytanie, jak w najkrótszym czasie zmasakrować jak największą ilość własnych ludzi.

Przy okazji przypadającego jednak 11 listopada święta dyskusje o brakach w wyobraźni i wątpliwych kompetencjach dowódców milkną, bo co innego się przy okazji tego świeta czci, i co innego się wspomina.

A ja przy tej okazji chcę odnieść się do tekstu kolegi Xiazeluki, tekstu istotnego, bo bedącego modelowym przykładem pewnego typu podejścia do narodowych rocznic i ich obchodów, a byc może szerzej - przykładem pewnego rozumienia historii i polityki.

Zaraz na poczatku musze zastrzec, że tekst nadaje się świetnie do dyskusji, bo ocena w nim przedstawiona nie jest dotknieta skazą stronniczości; żeby rzecz uprościć: kolega Xiazeluka nie jest komunistą, w związku z tym nie jest stroną w sporze, kimś z zewnątrz.

Jesli o Powstaniu wypowiadają się komuniści, sprawa jest jasna; na barykadach ginęli ich wrogowie, a teraz trzeba zohydzić pamięć o nich, by  - w  razie gdyby marksistowskie przekonania o biektywnych prawach okazały się jednak słuszne, i trzeba byłoby znowu odbudować aparat od powiatu po stołeczny ratusz, przykład Powstańców nie posłużył jakiejś grupie do odświeżenia pomysłów witania ołowiem, w miejsce ulubionych goździków.

Pozycje z wyżyn których z Powstanie "odbrązawia" kolega Xiazeluka, to pozycja tak zwanej "polityki realnej", antyromantycznej krytyki działań ze względu na ich skutek, zgodnie z nurtem, jaki w polskiej historiografii prezentowało wiele nobliwych umysłów jako reakcji na nieudane polskie powstania, choc mnie zawsze nieco dziwiło, dlaczego zamiast zgłebiać pozytywnie różne formy lojalizmu wobec obcych, tegie umysły nie zajeły sie zagadnieniem skutecznego wygrywania powstań własnych?

Byc może zaskoczę, jesli powiem, że ja się z wieloma tezami Xiazeluki zgadzam; zgadzam się z tym, że na wojnie się pije i piło od zawsze, a jak ktoś nie wierzy niech sobie odświeży Pamietniki Paska; zgadzam się z tym również, że każde działanie zbrojne jakoś się kończy, i w związku z tym zazwyczaj źle dla jednej ze stron, bo bitew nierozstrzygnietych w historii jak na lekarstwo, zgadzam się z tezą, że decyzja o wybuchu Powstania była decyzją błędną (choć tego akurat dowiedzieliśmy się ze 100% pewnością już po fakcie klęski) i dlatego nie udało się osiągnąc jego militarnych, ani politycznych celów; a pomimo tych wielu punktów zgodnych uznaję cały ten tekst za intelektualną pomyłkę.

Dlaczego?

Z kilku powodów.

Po pierwsze: nie za bardzo widzę sens publikowania tekstów podkreślających ciemne strony Powstania na trzy dni przed jego rocznicą, bo to trochę tak, jakby w rocznice śmierci dziadka w Auschwitz albo własnie w Powstaniu rozwodzić się nad tym, że chociaż bohater, to jednak pijak, dziwkarz i hazardzista.

Po drugie: jak słusznie zwrócił uwagę Galopujący Major wszelkie przyczynkarstwo pod założoną tezę prowadzi zawsze do wadliwych uogólnień. Bo jakież to uogólnienia miałyby z przeprowadzonego toku rozumowania Xiazeluki wynikać? Że grupka kretynów, polskiej elity przy okazji, wysłała na rzeź paredziesiąt tysięcy pijanej młodzieży, która w przerwach pomiedzy byciem wyżynanym w pień rozkradała zgromadzone zapasy?

Wewnetrznie przy tym sprzeczne, bo przywołane przez Xiazelukę szabrownictwo świadczy najdobitniej o tym, że wiara w zwycięstwo była (szabrownik wszak dział w intencji wzbogacenia się za życia)!

Mieliśmy już przy okazji Powstania próbę jego egzegezy z punktu widzenia kilku przypadków rozstrzelanych Żydów, możnaby przeprowadzić spójny wykład o tym, jak to Powstańcy wysyłali do piachu bitne oddziały, które mogły wszak bronić Europy przed komunizmem.

Tyllko po co? Nie da się w tekście publicystycznym opisać CAŁOŚCI tak złożonego pod każdym wzgledem wydarzenia, jakim było Powstanie. Książki potrzeba, a i na jednym, nawet opasłym tomie, nie mogłoby się skończyć. I gdzieś w tej książce, majacej ambicje być ostatecznym, najpełniejszym i najlepszym kompendium wiedzy o 63 powstańczych dniach powinien znaleźć się rozdział: "Niesubordynacja, pijaństwo, szbrownictwo i dezercje". "Ezgzekucje i gwałty na ludności cywilnej", etc...

Ale opublikowanie tego jednego rozdziału pod tytułem "Cała prawda o Powstaniu" byłoby opublikowaniem całej nieprawdy o Powstaniu.

Mam często takie wrażenie, a jesli mylne w przypadku Xiazeluki to z góry przepraszam, że za takimi "obrazoburczymi" rozprawianiami się z mitami stoi pewien zupełnie inny niż ciekawość świata i historii cel. Osobisty.

Dążenie do niego przydarza się osobom o olbrzymim zapleczu intelektualnym, n-ilosci fakultetów, ze szczególnym uwzglęnieniem cybernetyki, informatyki, a generalnie: nauk scisłych, osobom, które w związku z biegłoscią obsługi wielce złożonych i przydatnych systemów, maszyn i urzadzeń nabieraja pewności, że ta biegłość dotyczy nie jednej czy dwóch, ale wszystkich dziedzin, a co więcej, że upowaznia ona do wydawania sadów ostatecznych, kategorycznych i niepodważalnych, jak sylogizm logiczny.

W związku z posiadaniem wiedzy niepodważalnej osoby te czują się w prawie do wypowiadania ich w taki sposób, by dotarły do jak najwiekszej ilości osób i przy użyciu wszystkich dostepnych środków, chocby prowokacji, działaja wszak pro publico bono i w zamiarze wybawienia nas wszystkich z odmetów zabobonu, mitomanii i obskurantyzmu. I dlatego, kiedy tylko trumna z dziadkiem dotyka dna wykopanego dołu, w nabrzmiałej bólem ciszy, donośnie wołają: "A był to i tak, kurza, twarz, dziwkarz, bumelant i złodziej."

Ale to było ad personam i niekoniecznie "ad" autora Xiazeluki, a raczej do samych mistrzów tej szkoły myślenia.

Wrócmy do meritum, czyli tresci notki o Powstaniu i zajadłej dyskusji pod nią, na blogu Autora.

Pada tam fantastyczny argument ludzi pozbawionych wyobraźni, jakoby o bohaterstwie walczacych nie warto było wspominać, bo "taka mieli robotę".

A ja miałem takiego kolegę, który pomimo prezentowania podobnej postawy, miał osobisty problem z reakcją na widok dwóch karków okładających chuderlaka w okularach, więc z ocenami czyjejś odwagi w obliczu dużego prawdopodobieństwa utraty życia poczekałbym do czasu, kiedy z powodu własnej odwagi będziemy mieli do tego prawo. Przy czym nie wykluczam z góry, że autor argumentu rozsmarowuje "bejsbolistów" dziesiątkami; jesli tak, cofam zastrzeżenia.

Ale pora na po trzecie i najwazniejsze: otóż ja sądzę, chociaż nie ukończyłem n-fakultetów, że historia ludzkości niekoniecznie dobiegła kresu. A po drugie w tym po trzecim, że nie osiagnelismy wcale stanu, w którym powtórzenie się zdarzeń podobnych tym z przeszłości nam nie grozi.

Więc ja się zgadzam z kolegą Xiazeluką, że ma on pełne prawo opowiadać swoim dzieciom, jakim szaleństwem było atakowanie bez broni po zęby uzbrojonych Niemców.

Ja się natomiast nie zgadzam, by on takie poglądy zachwalał publicznie, jako powszechnie obowiązujące.

Z prostego powodu: chciałbym, żeby wszyscy mali Stalinkowie i Hitlerkowie, którzy być może teraz w mozole i z wytknętymi jezykami składają litery w słowa i malują laurki na dzień matki, wzrastali w przekonaniu, że ich narody graniczą z takim wyjatkowyo pełnym pochrzanionych, agresywnych idiotów, których straszliwa przypadłość pojawia się ze szczególną mocą w sytuacjach, kiedy ktoś chce podbić ich kraj.

I dlatego nie należy polegać wyłącznie na swojej przewadze gospodarczej, militarnej czy kulturalnej, bo nawet przy wydawałoby się przytłaczającej dysproporcji sił, te tysiące debili może tego zwyczajnie nie zuważyć!

Każda awantura z kimś, kto nawet jesli ma tylko puste ręce przeciw AK47 bedzie się rozglądał za cegłówką, żeby przywalić w łeb, zza węgła, jest jednak obarczona wiekszym ryzykiem, niż rozmowa z wielce elokwentnym, rozumnym i wykształconym defetystą.

A na sam koniec nie mogę nie wyrazic zdumienia, że na blogu realisty dumnie powiewa flaga Południa, którego rycerskie zagony uległy w starciu ze sklepikarzami z Bostonu.

Ale przede wszystkim chciałbym w tym miejscu serdecznie podziekować Xiazeluce za jego prowokujący i zmuszający do refleksji (i polemiki) wpis.

 

Pozdrawiam

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (109)

Inne tematy w dziale Polityka