A nic nie zapowiadało katastrofy! Zaczęło się od wuja Janka, który przypałętał się któregoś letniego popołudnia i wyciagnął panią domu na ganek. "Nie!" dochodziło rozpaczliwie zza niedomkniętych drzwi "Tyle ludzi! ... Zza granicy! ... Ile to roboty!"
Jakich argumentów wujek Janek użył nie wiem, może być, że i finansowych, bo pani domu cały następny dzień spędziła w supermarkecie, a wróciwszy, jeszcze zanim rozpakowała zapchany bagażnik, pobiegła szybko do łazienki i skromnie, na boku półeczki, ustawiła uprzednio pieczołowicie pozbawiony ekskluzywnego pudełka i naklejki z ceną flakon perfum Diora. Wyglądało, jakby zawsze tam stał. "Poison" napisane było na flakonie, co odnotujmy, bo może mieć to związek z naszą historyjką.
Zanim jednak "Poison" pojawiło się skromnie na boku półeczki nad umywalką cały dom już huczał od plotek. Wiadomo było, że przyjadą, wiadomo już było, że również i zza granicy, a najważniejsze, że miało być co wypić i zakąsić.
Dziadek powyciągał medale za Anglię, Francję, Wolność Ichnią za Krew Naszą i zaczął polerować, pani domu piekła ciasta i zawijała rolady, pan domu z kolei, któremu udało się urwać przed fajrantem z roboty, wykazał się najpierw naiwnością, kiedy sklasyfikował "Poison" jako nieszkodliwą płukankę do włosów, a później przebiegłością, kiedy oznajmił, że przed podaniem nalewek na stół trzeba popróbowac, czy nie skisły.
Maja z Anią prasowałay bluzki, Młody siedział naburmuszony z iPodem i słuchawakami na uszach i tylko przytłumiony pomruk szatańskiego rzężenia się nad nim unosił, Koala kombinował jak włożyć drucik do gniazdka elektrycznego, bo miał lat pięć, a Puchacz, korzystając z nieuwagi rodzny, jadł Persil, bo miał lat trzy.
Wszyscy byli w każdym razie zadowoleni.
Czas leciał szybciej niż wydaje się pieniądze, i mało kto się spostrzegł, a nadszedł wieczór a wraz z nim oczekiwani goście.
"Pan Swan" przedstawił łysola w okularach wuj Janek. "Z Tel Avivu" uzupełnił i się nastroszył. " "Kurwa, Łabędź" ucieszył się Młody i pstryknął w iPodzie "Play" "Wrony dłubią w nosie na dziurawym moście, syn Godzilli patrzy źle, Nie spaceruj tędy, nie wyciagaj ręki, to się może skończyć źle. Do krainy mroków, do krainy smoków, jedno słow, głupi krok, Bo w krainie mroków biega wiele smoków, przykry oddech, samo zło."poniosło się cichą smugą dźwieku w kierunku gosci, dla których sam Młody stracił zainteresowanie.
"Pan Amber i pani Doda" kontynuował niezrażony przedstawianie gości wuj Janek "Z Brombergu" zatrzymał się efektownie. "I pan redaktor z Warszawy - Pierdzielewicz"
"Hał du ju du?" zapytała szybko Ania, która właśnie skończyła pierwszego Alexandra. "Pierdzielewicz!" parsknęła Maja i zajeła się wyjmowaniem jakiegoś pyłka z oka przyszpilona druzgocącym wzrokiem matki.
"Mówią po polsku" uspokoił wuj Janek i wszyscy odetchnęli z ulgą, Puchacz wypluł obłok Persilu, a Koala się roześmiał, bo własnie wykombinował, jak włożyć drucik w obydwie dziurki gniazdka jednocześnie.
Potem zasiedli do stołu.
"Państwo się częstują" zachęciła pani domu, pan domu napełniał kieliszki, zaczęło się o wszystkim i o niczym. Do czasu.
"Państwa rodziny pochodziły z tych okolic?" zapytała nieświadoma konsekwencji pytania pani domu pomiędzy nakładaniem rolady i podawaniem herbaty.
"O tak!" zawołał jakoś dziwnie szybko w odpowiedzi Pierdzielewicz i zerknął na tych z zagranicy.
"Moja rodzina tu mieszkała" zaczął Swan "ale wszystkich wymordowali chłopi"
"Z kosami" warknął Amber.
"Na sztorc!" wrzasneła Doda.
"Widziałam w albumie Grottgera, mogę przynieść" zadrżała Ania.
"Co pani wie, tu wtedy nie było Niemców. Wy-pę-dze-ni! Na razie polecam ksiazke profesora Szaroty "Die Deutschen in den Augen der Polen während des Zweiten Weltkrieges", Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie 2009, ISBN-978-83-922446-7-7" terkotał Amber jak nakręcony.
"Napijmy się!" zaproponował pan domu konstatując, że pani domu wywołała jakiś niemiły gościom i niepotrzebny temat.
"Księża milczeli na ambonach" wycedził Swan i wykrzywił palec oskrżycielsko.
"U nas to nie bardzo, bo kościół sowieci zamienili na kino. Księdza wywieźli do Katynia."
"Razem z Żydami" uzupełnił Pierdzielewicz szybko.
"No... nie bardzo... Zydzi byli gdzie indziej" zawahał się pan domu i zerknął na dziadka. Byli w..."
"W kinie!" pokiwał głową dziadek przywołując wspomnienia.
"Ale potem przyszli Niemcy!" wrzasnął rozeźlony Pierdzielewicz.
Wy-pę-dze-ni! Na razie polecam ksiazke profesora Szaroty "Die Deutschen in den Augen der Polen während des Zweiten Weltkrieges", Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie 2009, ISBN-978-83-922446-7-7" wrzucił swoje trzy grosze Amber.
"Na sztorc!" huknęła Doda.
"Przynieśc tego Grottgera? dopytywała się Ania.
"Niemcy byli wy-pę-dze-ni" nie dawał za wygraną Amber.
"A polscy chłopi latali z kosami" palec Swana zakrzywił się jeszcze bardziej.
"Na sztorc!" wrzasnęła Maja uprzedzając Dodę.
"Widział ty kiedy polskiego chłopa z kosą, synu?" zainteresował się dziadek i łypnał na Swana.
"Nie. Ja się w Szwajcarii urodziłem. W czterdziestym. A potem do USA. A na koniec do Izraela"
"Aha" dziadek wstał i wyszedł.
"To skąd pan wie o tych chłopach?" zainteresowała się pani domu.
"Nie mogłaby Pani okiełznąć w sobie płodzenia odkrywczych przemyśleń, bo już mnie zaczynasz nudzić?" warknął Swan.
"Z kosami!" wybuczał Amber
"Na sztorc" syknęła Doda.
"Słucham?" Pani domu wyglądała jak słup soli. Biblijny. "Ja przepraszam, nie chciałam obrazić, ja..."
"Należą się Pani najwyższe wyrazy uznania za tak szczytne motywacje, ale czas już najwyższy w bardziej atrakcyjny sposób wyrażać swoje refleksje."
"Chyba mi pan ojca obraził" wyraził ostrożne przypuszczenie pan domu, a bardzo się mylił.
"Kubłami wylewam z tego domu antysemicką hołotę i nie przypominam sobie, żebyś choć raz pyszczkiem pisnął w tej sprawie. Ale z pewnością zaraz będziesz miał okazję, pysiu." palec Swana wyglądał prawie jak drucik, którym Koala właśnie kończył domykać obwód elektryczny. Ojciec byłby z niego dumny, bo robił to wszystko przy pomocy śrubokręta dla elektryków.
Huknęło i światło zgasło. Zniknął palec Swana i sroga mina Ambera; Doda pisnęła tylko cicho: "na sztorc, na sztorc..."
Potem z sieni dobiegło szuranie i do pokoju wszedł dziadek z zapaloną lampą naftową w jednej dłoni i dubeltówka w drugiej. Z kieszeni klapy koszuli zwisały bojowo medale za Anglię, Francję, Wolność Ichnią za Krew Naszą.
"Łysy" pokazał dubeltówką Swana "pójdzie przodem".
"Jestem Żydem!" Wrzasnął Swan.
"Z Tel Avivu!" gwałtownie potwierdził Pierdzielewicz.
"Na sztorc!" zaszlochała Doda.
"Jesteś Chamem" dziarsko nie zgodził się dziadek.
"A Cham był synem Noego, więc..." zaczęła Ania, ale zamilkła.
"Poskarżę się w ambasadzie!" zawołał Amber dyszkantem.
"Ty, Dojczmarka, będziesz szedł za nim" zadecydował dziadek.
I poszli. Przodem Swan, za nim Pierdzielewicz, Amber i Doda na koniec. Prawie na koniec, bo za nimi szedł dziadek z dubeltówką. A za dziadkiem pan domu z łopatą i grabiami.
Jak nie łatwo się domyslić, wiedziony mądrością przodków, zaprowadził ich prosto na cmentarz.
"Polscy mordercy" załkał Swan.
"Tym się zajmie Rada Bezpieczeństwa przy ONZ" pocieszył go Pierdzielewicz, a Amber własnie przypomniał sobie, że zawsze czuł się Ślązakiem, a do Wehrmahtu wcielali przecież przymusem.
"Dobra, dobra" westchnął dziadek lustrując narzędzia przyniesione przez pana domu.
"To jest cmentarz żydowski, ma coś ze trzysta lat. Tam za murkiem jest ewangelicki. Łysy sprząta u siebie, redaktor pomaga, Kosa ze sztorcem u siebie. Do rana ma być zrobione. Potem się możecie iść pomądrzyć gdziekolwiek, byle nie w moim domu, bo łby pourywam i na płot nadzieję.
"Słynny, polski antysemityzm" szepnął Pierdzielewicz wyjaśniająco w kierunku Swana, który grabił liście.
"Właśnie" poparł go dziadek. "Ten słynny, polski."

Inne tematy w dziale Polityka