Nie cierpię chipsów i innych takich... ersatzów jedzenia, ale je szanuję, bo chipsy to istota i sedno liberalnego myślenia o gospodarce. Kiedyś chipsy jadły świnie w Ameryce. Niedoprawione, fakt. Ziemniak ma, proszę publiczności, taką swoją niedobra cechę, że gnije, przemarza i wypuszcza takie białe pędy, co ma zły wpływ na jego smak. Więc farmerzy kroili ziemniaki na plasterki i suszyli. Świnki jadły ze smakiem i było tanio. Wszyscy zadowoleni. A koleś, który postanowił te tanie chipsy pakować po pięć deko i sprzedawać ludziom za ciężkie pieniądze zamiast dawać świniom to był geniusz wolnego rynku!
Wolny rynek napędza nasz geniusz i nasza bezgraniczna głupota! Dlatego lubię wolny rynek, bo on jest bliski ludzkiej naturze. Świat się śmieje!
Chipsy najlepiej pasują do oglądania telewizji, bo to są zbliżone jakościowo czynności, choć jedna gastryczna a druga mentalna, w obydwu przypadkach dochodzi do "żucia".
Ostatnio, w związku z ogarniającym lenistwem, przyznaję bez bicia, trochę przeżuwałem. Bez emocji, jak wzorowy konsument.
Rózne rzeczy pokazywali w telewizorze. "From Ladettes to Ladies" na przykład. Biorą dziesięc takich typowych Brytyjek z "Council house estates"*, zamykają w ponurym gmaszysku z czterema strasznie, ale to strasznie kostycznymi guwernantkami, i przerabiają z marginesu na motta do jakiejś Joanny D'Arc.
Idzie średnio, bo jak w klika tygodni oduczyć pić Porto z gwinta, palić po trzy szlugi naraz, kląć jak szewc i latać publicznie w niekompletnym stroju po pijaku? Albo jak oduczyć dawania w łeb koleżance, skoro wkurza? Albo z buta?
I tak im w sumie idzie nieźle, bo brytyjskie Ladettes maja taki kulturowy wzorzec klasowości, głęboko wpojoną świadomość własnego w nim miejsca i naturalną skłonność do milknięcia przy kimś, kto mówi "hais" zamiast "house".
U nas by nie przeszło. Za republikańscy jesteśmy, podobnie jak Irlandczycy. "O! Taki wał, paniusiu!"
Zmieniam kanał, a tam pokazują jak zakrwawieni ludzie biegają po ulicy, palą się samochody, policja ich tłucze pałami, a zmartwiony pan tłumaczy coś mając to wszystko w tle, z przejęciem.
Pewnie znowu ci antyglobaliści w Londynie się awanturują, że są w stanie wojny z Irakiem, której nie chcieli, i której wywołanie nie miało podstaw moralnych, ni prawnych, i przyniosło biednym Irakijczykom więcej nieszczęść niż za dziesięciu Saddamów, mają recesję, której też nie chcieli i robią zrzutę na prezesów banków, w czasie gdy brytyjscy palamentarzyści wyłudzają pieniądze na spłacanie nieistniejących kredytów hipotecznych.
Z drugiej strony to nie może usprawiedliwiać palenia policyjnych samochodów ani demolowania londyńskiej infrastruktury komunalnej!
Podgłaszam... A nie! To nie tak! To irańska młodzież protestuje przeciwko republice islamskiej, którą chciała! A to zmienia postać rzeczy! No to jasne, że można palić policyjne radiowozy i rwać bruk, a my musimy się oburzać na deptanie demokracji.
To się oburzam, ale sciszam, bo mi wyje nad uchem tym oburzeniem, aż nie słysze, jak chrupię chipsa.
O! A teraz faceta taserem potraktowali! Chyba nie żyje, bo się nie rusza... Faszyzm, kurna, normalnie w tym Iranie!
Znów podgłaszam. A nie, to Birmingham w nocy!
Po co atakował policję krzesełkiem z pubu? Wolność ma swoje granice, a cywilizacja oznacza poszanowanie prawa. Zobaczcie, jak jest w krajach cywilizowanych, demokratycznych znaczy, które cieszą się sympatią postępowego świata.
Słyszał ktoś kiedyś o zamieszkach w Rijadzie albo Kuwejcie przy okazji wyborów?
Idę do kuchni, bo się chipsy skończyły. Na razie!
Pozdrawiam
* brytyjskie budownictwo komunalne, multikulturowa wylęgarnia bezrobocia
Inne tematy w dziale Polityka