Już myslałem, że mało co mnie zaskoczy, a jednak. W Salonie, na zupełnie poważnie, rozszalała się duskusja na temat, kto i dlaczego kogo lubi, nie lubi i czy można, albo czy nie można lubić, badź wręcz przeciwnie.
Pamietam, jak sam byłem nastolatkiem, pamietam jeszcze lepiej, kiedy już nastolatkiem nie byłem, nastoletnie były siostry kumpla, i pamietam jak nas to z kumplem wnerwiało, bo nie dawało się ich już zamknąc na balkonie na czas, kiedy chciało się poważnie pogadać. Najbardziej irytującą cechą nastolatek było to, że one nieustannie albo popadały w fascynację albo odrazę, a najciekawsze, że trudno było znaleźć racjonalne powody ich stanów emocjonalnych.
Fotografik z trzeciego pietra, wiecznie zamulone indywiduum o niejasnych źródłach dochodów, stawał się z dnia na dzień "fajny", a emerytowana nauczycielka angielskiego zostawała nieprzejednanym wrogiem rodzaju ludzkiego; wróżka z bloku stojącego obok bloku kumpla stawała się źródłem wiedzy o życiu, najsensowniejsza uwaga matki rodzicielki była bolesną i trudną do wyleczenia zniewagą.
Nie znam szczegółowych, dalszych losów nastoletnich sióstr kumpla, słyszałem, że gdzieś w szerokim świecie i zakładam, że z nastoletniości wyrosły.
Albo i nie, bo czytam od kilku dni teksty dorosłych ludzi, którzy nie wyrośli. Czy mogę lubić Donalda Tuska? Pewnie mogę, ale jak to się niby ma mieć do mojego zaufania do Donalda jako premiera mojego kraju? Nijak, bo od premiera nie oczekuję, by był fajny, ale by realizował spójną wizję rozwoju i modernizacji mojego kraju, w czasie w którym będzie miał przywilej premierowania.
Premier Donald Tusk jest podobno liberałem, więc w takim kraju jak Polska ma masę roboty, zwłaszcza jesli weźmie się pod uwagę etatystyczny charakter państwa. Polska jest idealnym krajem dla wszyskich wolnorynkowców u władzy, bo by choć trochę przebudować niewydolnego, państwowego molocha, trzeba w pocie czoła likwidować bezsensowne regulacje i najlepiej zaczynać już o szóstej rano.
Do wstawania o szóstej rano i wykonywania masy roboty uwielbienie narodu wcale nie jest potrzebne. Potrzebny jest działający budzik.
Jak się zresztą sprawie przyjrzeć bez emocji, to z lubieniem i nielubieniem sprawa jest zawiła. Od lubienia do miłości jest może i kilka kroków, ale kierunek ten sam. I w związku z tym nalezy być ostrożnym, bo - przypomnijmy, najfajniejszymi, a później najbardziej miłowanymi przywódcami europejskimi poprzedniego wieku byli Hitler i Stalin.
Terror terrorem, ale lud swoich kochanych przywódców kochał uczciwie i szczerze, choć - ponownie podkreślmy, w sposób nastoletni.
Zawsze zastanawiajmy się powaznie, za co lubimy władzę, która nam obecnie panuje. Za co ja na przykład lubię Donalda Tuska?
Gra w piłkę. W jego wieku to sympatyczne. Chłopięce. A to że zdarza mu się w czasie głosowań jeszcze bardziej urocze, bo kojarzy się z takim andrusowskim wagarowaniem.
Zresztą, od czasu do czasu, Donald poważnieje i potrafi wyglądać jak dojrzały ośmioklasista w objęciach wyrozumiałej Pani Wychowawczyni, którą lubi (z wzajemnością), czyli tak (zdjęcie znalazłem u Ody i publikuję za Jej zgodą):

Czasami bywa jednak mniej miło i kończy się prawdziwą przeprawą z Dyrektorem Szkoły:

zdjęcie za: www.gover.pl
Szkoła jednak nie trwa wiecznie i po nieprzyjemnych dywanikach zostaje wspomnienie zacierane radościami z wakacji, które same w sobie też są fajne.

zdjęcie: interia/fakty.pl
Jak tu nie lubić?
Lubię pana Donalda Tuska o czym informuję z prawdziwą przyjemnością wszystkich zainteresowanych, jesli cos z tego mojego lubienia wynika.
Nie chiałbym, by pan Donald Tusk zbyt długo rozkoszował się urokami premierostwa również tego samego, sympatycznego powodu.
Chcę go lubić nieustająco a nawet z takim entuzjazmem jak eimigracyjna młodzież oczekująca Irlandii II

zdjęcie: Oranje. Bardzo dziekuję.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka