Jest być może niewiele osób, które bardziej ode mnie potrzebują ciągłych korepetycji z liberalnej demokracji, dlatego zawsze korzystam z okazji. A gdzież można znaleźć lepszą okazję niż w demokracji kolebce?
W Atenach będąc niezwłocznie pognałem na Akropol, by w zbudowanej przez Eumenesa Drugiego Stoi, zrekonstruowanej nowożytnie przez Rockefellerów, wydreptać choć odrobinę zrozumienia dla najbardziej udanego systemu poltycznego w historii.
Dreptałem posłusznie wzdłuż kolumnady wizualizując podświadomie zalety demokracji w postaci posłanki Senyszyn, która jako żywo kojarzy się z wieloma elementami greckiej mitologii, a wbrew wysiłkom ciągle nie opuszczał mnie syndrom Hodży Nasdredina, którego wspomniana wizualizacja posłanki dobitnym przykładem.
Tym, którzy nie zetkneli się ze słynnym Hodżą Nasredinem przypomnę, że udający cudotwórcę podróżnik został poproszony (pod karą gardła w razie niepowodzenia) o uzdrowienie jednego z azjatyckich wezyrów. Z radością przyjął zlecenie i kazał satrapie, wraz z kilkudziesięcioma dostojnikami, zebrać się wokół pałacowej fontanny i wykonać odpowiednie rytuały oczyszczające. Rytuały miały być absolutnie skuteczne, z jednym wszakże zastrzeżeniem, że w czasie ich trwania żadna z uczestniczacych w nich osób nie mogła pomysleć o wstrętnej małpie z czerwonymi posladkami i wytknietym ozorem, które to zwierze sam Nasredin przed rozpoczęciem uzdrowienia bardzo malowniczo i ze zgrozą opisał.
Kilku urzędników pożegnało się wtedy już i nie tylko z posadą, ale i głową! A i sam dostojny wezyr miewał jakieś problemy z okiełznaniem własnej wyobraźni, bo zaręczył Hodżę Nasredina, że czuje się znacznie lepiej.
Jako się rzekło i ja nie mogłem opędzić się przez obrazami żywo kojarzącymi się z nadwiślańską demokracją i były to obrazy o stokroć bardziej przeraźliwe niż wizja małpy. Były lepkie, obleśne i cuchnęły przepoconym pieniądzem. No... sami widzicie, znowu to mam!
Próbowałem ratować się Kawafisem, ale przypomniało mi się "Miasto", a nie jest to utwór radosny:
Powiedziałeś: "Pojadę do innej ziemi, nad morze inne.
Jakieś inne znajdzie się miasto, jakieś inne miejsce.
Tu już wydany jest wyrok na wszystkie moje dążenia
i pogrzebane leży, jak w grobie, moje serce.
Niechby się umysł podźwignął wreszcie z odrętwienia.
Tu, cokolwiek wzrokiem ogarnę,
ruiny mego życia czarne
widzę, gdziem tyle lat życia przeżył, stracił, roztrwonił."
Nowych nie znajdziesz krain ani morza.
To miasto pójdzie za tobą. Zawsze w tych samych dzielnicach
będziesz krążył. W tych samych domach włosy ci posiwieją.
Zawsze trafisz do tego miasta. Będziesz chodził po tych samych ulicach.
Nie ma dla ciebie okrętu - nie ufaj próżnym nadziejom -
nie ma drogi w inną stronę.
Jakeś swoje życie roztrwonił
w tym ciasnym kącie, tak je w całym świecie roztrwoniłeś.
Jak widać poeci nie zawsze kłamią wielce, więc szybko porzuciłem poezję na rzecz powrotu do rozważań o demokracji, starając się jednoczesnie jak ognia unikac ponownej wizualizacji małp. Wyszło mi, po kilkuminutowym dreptaniu, że skoro Stoa była malowana, więc i demokracja ateńska musiała być mocno malowana przykładając do niej nowożytne standardy. Jak przyłożyć do szczytnych ideałów równości społeczeństwo rozdyskutowanych wolnych obywateli spędzających beztroskie popołudnia wśród uwijających się jak w ukropie stad niewolników?
I jak znaleźć podobnemu Sokratesowi mędrca, który nie tylko że z bronią w ręku służył Atenom w zbrojnych starciach z jej nieprzyjaciółmi, to jeszcze nie zawahał się konsekwentnie wypełnić jej prawa wypijając cykutę zgodnie z wyrokiem ateńskiego sądu? Czy są wśród nas aż tak zniewoleni jak ateńscy niewolni? Pewnie nie, ale czy mamy aż takich bohaterów? Gdyby Diogenes ze swoją lampą szukał człowieka w Warszawie, to czy wystarczyłoby mu oliwy?
Na Akropolu stał wysoki na dziewięć metrów posąg bogini Ateny ze złoconą włócznią w dłoni, a życie ateńskich demokratów było nasączone sacrum niczym współczesna demokracja mediokracją. Attycka sól była wyniosłym sposobem życia garstki byłych hodowców kóz, którzy osiągnęli swoją pozycję nie dzięki wolności ale dyscyplinie.
Opuszczałem pokryte ruinami wzgórze w głębokim przekonaniu, że współczesnej liberalnej demokracji próżno szukać wśród zmurszałych kamieni. Jesli Partenon jest świadectwem genezy jakiejś cywilizacji, to nie jest to cywilizacja współczesna. Już nie.

Wieczorem postanowiłem wzorem antycznych rozpuścić wątpliwości w winie, a że najbliższe hotelowi handlowe wydawałoby się miejce, to plac Omonia, z którego wychodzą wszystkie ważne dla Aten współczesnych drogi, przeto odbyłem krótki marsz w jego kierunku. W ciągu kilku minut od opuszczenia przyjaznego hotelowego holu znalazłem się w sercu Azji. Niewyobrażalny chaos komunikacyjny, hałas i mrowie śniadych postaci załatwiających sobie tylko wiadome interesy; szereg leżących pokotem bezdomnych i wszechobecny zapach marihuany zalegający nad placem podpowiedział mi, że to nie Agora, ale własnie Omonia jest czymś, co łaczy starożytne miasto z resztą Europy. Przy wejściu na stację metra rozłożył się sprzedawca pornografii prezentując bogatą ofertę, której pewnie i Amsterdam by się nie powstydził.
Tuż obok sprzedawcy wolności stał słup ogłoszeniowy, a na nim reklamowali się ONI. Gdzież jak nie tu? Olśniło mnie i zrozumiałem wiele z nowożytnej liberalnej demokracji, w której wolność mierzy się przede wszystkim wolumenem gumowej produkcji.
Pozdrawiam

Inne tematy w dziale Polityka