Straszny się zrobił kłopot z tymi obchodami wyzwolenia Polski z okowów komunizmu. Najpierw wszystko wyglądało bardzo zajefajnie i sam się zastanawiałem, czy nie polecieć z aparatem fotograficznym, bo byłoby co fotografować.
Miał być Donald Tusk, najbardziej znany Peruwiańczyk w Polsce, w otoczeniu świty w osobach posłów Nowaka i Schetyny, co już samo w sobie przypomina najlepsze sceny z serialu Gang Olsena; miała być Angela z NRD i Michaił Gorbaczow z CCCP, obydwoje z państw, które nie istnieją. Jeśliby przyjąć, że pojawiłby się Lech Wałęsa - człowiek, który może być ikoną PRL-u, w tak doborowym towarzystwie można by na przykład odtworzyć mini Układ Warszawski!
Jakież możliwości interpretacyjne otworzyłyby się przed zdolnymi dziennikarzami! Tak wielkie, że nawet i ci mniej zdolni potrafiliby coś udydłać.
Myslę tutaj o przykładowej ankiecie: co Ty robiłeś w 1970?
Michaił? Lechu? Angelo?
Mozna by zorganizować taki happening, w którym Michaił wystapiłby jako oficer prowadzący (lub szykanujący, nie będę się spierał w tak doniosłym momencie), a Lechu i Angela zasiedliby po drugiej stronie biurka w wybranym przez siebie charakterze.
Albo zawody: jak wykiwałem/am komunistów! Lechu kołuje SB, a Angela STASI. Kołowaliby Wachowskim, a Michaił przyznawałby punkty, wszak któż jak nie on lepiej zna tę grę?
Niestety, warchoły pokrzyzowały ten piekny plan i postanowiły pojawić się w charakterze tła, dzieki któremu całe to towarzystwo wspięło się na szczyty, to jest - masy roboli.
Jest w tym pewna logika, bo bez tego tła Lechu nie mógłby kiwać; wszyscy pamiętamy zdjęcie jak robotnicy niosą Lecha na ramionach w kierunku kiwania! Prawda, trzeba w tym miejscu przyznać rację tym dociekliwym upierdliwcom, że ci, którzy go wtedy niesli, pewnie nie pojawiliby się na obchodach, bo są na wcześniejszych emeryturach, które w MSW dostawało się już po 15 latach pracy. A jak nie dostali? To wtedy pojawiliby sie, by stanąć tam, gdzie wtedy stało ZOMO.
Najsłynniejszy Peruwiańczyk wśród Polaków nie wykazał się jednak zbytnim wyczuciem historii i na tło się nie zgodził, uznając, że w historii liczą się jednostki wybitne, a masy są jedynie jej nawozem.
W internecie pojawiły się głosy, że na obchody, żeby było już tak pełną gębą europejsko, możnaby zaprosić najsłynniejszą Gdyniankę - Erikę Steinbach, i jest to, prawda, inicjatywa warta poparcia, tym bardziej, że Erika jest ewidentnie osobą przez komunizm pokrzywdzoną, bo to właśnie ten zbrodniczy system wyrzucił ją z przepieknego mieszkania w centrum Gdyni i wygnał, hen, do niegościnnej Germanii.
Wspomnienia Eriki mogłyby być przerywane aplauzem i krótkimi popisami oratorskimi posła Niesiołowskiego. Potem wystapiłby sam Peruwiańczyk omawiając skomplikowane losy polsko-niemieckiego pogranicza. Podczas tego z kolei wywodu, w tle, wystąpiłby poseł Palikot a akcesoriami; skoro happening, to któż, jak nie on?
A po przemowach wszystkich obwiózłby po Zatoce sam Lechu. Powiedzmy, motorówką Marynarki Wojennej. Podpłynęliby sobie do stoczni i przyglądnęli, jak się to wszystko porządnie złomuje "ręcami" firm ludzi PO - Polak potrafi!
Trochę szkoda, że pan premier Peruwiańczyk nie chce pójść na całosć i połaczyć w spójną jednię wszystkie nurty zamierzchłej i obecnej epoki!
W związku z tym obchody urządzą sobie sami stoczniowcy, których wesprze jedynie policja pałując w przypływie rozczulających wpomnień sprzed ćwiećwiecza.
W razie czego nasz narodowa ikona wpadnie na komendę i rozmówi się z komendantem, jak w 1970. Potem, żeby logice dziejów stało się zadość, Grzegorz Schetyna obdaruje ikonę mieszkaniem z puli MSW i wszystkim bedą ciekły łzy po policzkach, a sam oberredaktor przetnie wstęgę.
Tak, czy siak, wszystkich Polaków zachęcam do wziecia udziału w obchodach, jakiejkolwiek nie przybrałyby formy. Komunizm obala się wszak tylko raz! Raz nieobalony pozostaje na długie wieki. Odmaszerować!
Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Polityka