W Gruzji wybuchł bunt w armii, tuż przed rozpoczynającymi się manewrami NATO. Jeśli są wśród czytelników tacy, którzy nie dostrzegają związku tego buntu z konfliktem rosyjsko-gruzińskim niech nie czytają dalej. Szkoda waszego czasu.
Konflikt rosyjsko-gruziński ma dwojaką przyczynę. Jest nią chęć Rosji do ponownego włączenia Gruzji w obszar swojej strefy wpływów i zupełnie przeciwna tej chęci chęć większej części Gruzinów do oparcia przyszłości swojego kraju na związkach ze światem zachodu.
Ta chęć Gruzinów do wyrwania się z rosyjskiej strefy wpływów brała się z stąd, że Gruzini dostrzegają związek pozostawania w rosyjskiej strefie wpływów z nepotyzmem, korupcją, bandytyzmem, złodziejstwem i stagnacją gospodarczą.
I słusznie.
Wyrwanie się z rosyjskiej strefy wpływów udało się dzieki determinacji Gruzinów, oraz dzięki postawie częsci gruzińskiej klasy politycznej wykazującej silny instynkt narodowy i propaństwowy.
W świetle informacji o buncie w armii decyzja Saakaszwilego o interwencji w Osetii Południowej wydaje się ze wszechmiar słuszna. Tylko głośny międzynarodowy skandal mógł postawić tamę rosyjskim imperialnym planom; tylko mobilizacja własnego społeczeństwa i dobitne wykazanie, czym jest rosyjska polityka międzynarodowa, uchroniło ten kraj przed powrotem w czułe objęcia północnego sąsiada.
Rzecz jasna, na całym świecie są zwolennicy prowadzenia "odpowiedzialnej polityki" oraz "polityki otwartości", a nawet i w Polsce "miłość" stała się polityczną protezą "interesu", jednak nie trzeba wielkiej przenikliwości, by dostrzec, jak bardzo taka polityka jest po myśli Kremla.
"Otwartość" i "odpowiedzialność" nakazuje dziś krytykować "watażkę" Saakaszwilego bez cienia refleksji, że bez tego watażki nie byłoby wolnej Gruzji.
Ci sami ludzie, którzy nie widzą nic nadzwyczajnego w zamrożeniu niektórych praw politycznych czy obywatelskich w krajch w stanie wojny, domagają się od prezydenta Gruzji łagodnej i eleganckiej polityki wewnetrznej, tak jakby jego kraj znajdował się w stanie pokoju.
W rzeczywistości Saakaszwili wykonuje tylko to, co jest absolutnie niezbędne dla utrzymania niepodległości, a "bunt" w armii jest jedynie dobitnym potwierdzeniem jak daleko i jak głęboko sięgają macki kremlowskiej agentury we wszystkich krajach byłego imperium.
Jeśli w niedługim czasie Gruzja powróci w skład rosyjskiego tym razem sojuza, to stanie się to nie w wyniku wojny z Rosją, która wobec międzynarodowej krytyki już raz nie odważyła się na zbrojne rozwiązanie "problemu" tego kaukaskiego państwa, ale w wyniku miękkiej polityki miłości, odpowiedzialności i rozwagi; w drodze obywatelskich, słusznych żądań, demonstracji ulicznych przeciwników "faszystowskiego" reżimu, dzieki zatroskanym stanem gruzińskiej demokracji autorytetom moralnym i nie tylko, mędrcom i dalekowzrocznym piewcom światowego pokoju.
I tylko jakiś doświadczony jeszcze w sowieckich czasach major FSB, podpisując kolejne transze przelewów na konta bankowe obsługujace te wszystkie autorytety bliskiej i dalszej zagranicy, westchnie sobie cichutko: "wot, gawnojedy".
Proszę, nie róbcie za darmo tego, za co gawnojedy przynajmniej biorą pieniądze.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka