W dzisiejszej „Rzeczpospolitej” jest wywiad z Marcinem Libickim, przewodniczącym Komisji Petycji Parlamentu Europejskiego. Oto fragment (warto przeczytać cały) wywiadu pt. „Jugendamty stosują brutalne metody”:
"Możemy się domagać, aby Jugendamty nie naruszały podstawowych praw człowieka - mówi Marcin Libicki, przewodniczący komisji petycji Parlamentu Europejskiego
Rz: Komisja petycyjna Parlamentu Europejskiego rozpatrywała wczoraj skargi Polaków, którym po rozpadzie małżeństwa z obywatelami Niemiec niemieckie urzędy (Jugendamty) zabroniły mówić po polsku z dziećmi lub automatycznie przyznały dzieci niemieckim eksmałżonkom. Komisja zdecydowała, że sprawa zostanie rozpatrzona na sesji plenarnej Parlamentu. Czy już teraz można powiedzieć, że skarżący odnieśli sukces?
Marcin Libicki: Podczas dyskusji większość posłów wypowiadała się za tym, aby sprawa jak najszybciej została rozwiązana. Przepisów, na podstawie których działają Jugendamty, bronił poseł Rainer Wieland, niemiecki członek Komisji. Według niego nie ma mowy o żadnej germanizacji. Komisja jednomyślnie zadecydowała jednak o rozpoczęciu procedury wprowadzenia sprawy pod obrady Parlamentu.
Mówimy zawsze o Polakach. Ale tu nie chodzi tylko o polskich rodziców...
Sprawa rozpoczęła się od polskich rodziców, którzy są niesłychanie aktywni. Okazało się jednak, że problem ma wymiar międzynarodowy. Dotyczy nie tylko Polaków, ale także Francuzów, Belgów i Amerykanów. Podkreślam jednak, że z krytyką spotkało się nie tyle prawo niemieckie, ile praktyki Jugendamtów. A są w niektórych przypadkach niezwykle brutalne. Jedna z matek opowiadała, że kiedy policja przyszła odebrać jej dziecko zgodnie z wyrokiem sądowym wystawionym na polecenie Jugendamtu, zjawiła się z psami w jej domu." (http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/druga_strona_070608/druga_strona_a_5.html).
Tak jak europoseł Libicki podkreśla, petycje polskich rodziców mieszkujących w Niemczech zwróciły uwagę na zasady działania Jugendamtów. Aktywność ich doprowadziła do klarownych wypowiedzi. Komisja Europejska stwierdziła m.in.: „Zastosowany wobec składającego petycję wymóg mówienia po niemiecku podczas odwiedzin dzieci jest, prima facie, aktem dyskryminacji pośredniej ze względu na przynależność państwową w stosunku do cudzoziemców.” Przedstawiciel rządu niemieckiego przepraszała na wczorajszym posiedzeniu Komisji Petycji także za błędy popełnione w sprawie pana Pomorskiego przez Jugendamt w Hamburgu. Zatem są to pierwsze kroki podjęte w odpowiednim kierunku. Dlatego dziwię się krytyce w niemieckiej prasie, z jaką spotkała się wcześniejsza wypowiedź pani minister Anny Fotygi wspierająca polskich rodziców.
Chciałbym podkreślić, iż ważnym jest, aby nie zadowolić się tym, co zostało do tej pory uzyskane. Zobaczyliśmy dopiero wierzchołek ukrytej góry lodowej. Także niemieccy rodzice zaczęli również wnosić petycje do Parlamentu Europejskiego i liczą na wsparcie nie tylko z Polski, ale z całej UE. Wypowiedzi eurodeputowanych (oprócz niemieckiego) podczas posiedzenia Komisji Petycji napawają otuchą.
Niestety nie napawa otuchą zachowanie telewizji publicznej. W sierpniu tego roku zbliża się pierwsza rocznica emisji filmu dokumentalnego Andrzeja Dziedzica pt. „Polnisch verboten” o polskich rodzicach w Niemczech. Film był pokazywany ukradkiem około 1 w nocy. Do tej pory nie odbyła się żadna debata na ten temat w telewizji publicznej. Jest ona wyprzedzana już przez telewizję prywatną. We wtorek 12 czerwca o godz. 0.15 (dokładnie w środę po północy) wyemitowany zostanie program "Nasze dzieci" w telewizji „Polsat” dotyczący dyskryminacji polskich dzieci i rodziców w Niemczech oraz zakazu języka polskiego.
zajmuje się stosunkami polsko-niemieckimi oraz prawem wspólnotowo-unijnym tzw. prawem europejskim
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka