Kabaret polityczny jest barometrem demokracji. Pokazuje, że można się śmiać z partyjnych układów i przedstawiać w krzywym zwierciadle małostkowość, ignorancję, niedojrzałość, czy też po prostu hipokryzję politycznej samokreacji. Robert Górski wie doskonale jak przedstawiać rządzących w "Uchu Prezesa", by mieć niespotykaną oglądalność, dochodzącą do 7 /8 tyś. widzów.
Poniższy tekst powstawał przez ostatnie 8 lat. Niektórych rozbawi, a innych doprowadzi do wielkich, negatywnych emocji.
Fragmenty pamiętnika "Prezesa"
13.12.1981.
"....Obudziłem się tego 13-tego grudnia o 13-tej, nucąc sobie piosenkę, że będzie wiosna. Chciałem zadzwonić. I Bóg mi świadkiem, ale telefon nie działał. Spytałem się Mamy. Dostałem odpowiedź, że ojciec pewnie rachunku nie zapłacił. Jak spojrzałem za to na niego moimi małymi, wąskimi oczkami, to stary sobie pomyślał, że nic mu się w życiu nie udało. I właśnie o to chodziło.
Wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami i skierowałem się do kiosku „Ruchu”, po przeciwnej stronie ulicy.
- Panie doktorze - zwróciła się do mnie kioskarka - mamy wojnę!
Rozejrzałem się wokół. Znajomy milicjant stał z dwoma kolegami opodal. Kiwnąłem mu przyjaźnie ręką. Dostałem z powrotem uśmiech i poczułem się bezpiecznie.
- Nie taka straszna ta wojna - pomyślałem sobie oddalając się od domu. Był mróz.
Poszedłem do kościoła, bo tam dawali mleko w proszku i kawę. Zachodnie! Wziąłem w kościele 4 paczki kawy oraz 4 pudełka mleka w proszku dla rodziny i dowiedziałem się, że wszyscy opozycjoniści już siedzą.
Wróciłem do domu z paczką pod ręką. Cały siny ze strachu, ale zadowolony, że za bardzo się nie wychylałem do tej pory. Ja tylko obserwowałem cały czas.
Ale byłem po ich stronie. Wszyscy mogą to potwierdzić! Każdy to wiedział. Mój brat też.
Przez całą drogę do domu rozglądałem się wokół. Nikt mnie nie śledził, nie represjonował.
Oddałem Mamie kościelne dary i zamknąłem się sam w pokoju.
Nikt po mnie nie przyszedł, więc postanowiłem się sam internować!
Skoro zapomnieli o mnie, to lepiej być internowanym u Mamy, niż gdzieś tam w internacie.
Przez cały czas tworzyłem. Moja mowa do Narodu wyszła mi bardzo dobrze. Wzorowałem się na Komendancie. Bardzo wiele czytałem. Uczyłem się na pamięć całych rozdziałów. Nic nie pisałem, bo zasady konspiracji mi na to nie pozwalały. Rozmawiałem i dyskutowałem (w myślach) ze znanymi opozycjonistami. Organizowałem strajki w stoczniach, tępiłem komuchów i wystawiałem pierś w pochodzie. Zawsze w pierwszym szeregu z Matką Boską w ręku. Nawet byłem z wizytą u Papieża. Bardzo mądry gość i do tego Polak. Czułem rosnące powołanie do prowadzenia tego bęcwałowatego Narodu, który nie rozumie, kto jest prawdziwym Lechem.
Myśląc o zachowaniu tego gdańskiego elektryka, wiedziałem, że ja z bratem potrafię to zrobić lepiej. Mamy obaj doktorat. Do wkręcania żarówek to już na pewno kogoś znajdziemy.
A więc dwa doktoraty i elektryk. To wystarczy!
Gdzieś po trzech latach zacząłem czytać "Tomka na wojennej ścieżce". Strasznie mi się ta książka podobała. Jak ten Tomek tych ruskich zaborców w konia robił. W każdej sytuacji dawał sobie radę. Jakiż on ludzki i przez to bliski. Czułem, że wszystkie książki o Tomku zrobią ze mnie światowca. I wtedy będę lepszy od każdego, kto chodził tylko do harcerstwa i za panienkami.
Raz tylko posmutniałem, gdy przypomniałem sobie scenę z życia, gdy byłem już adiunktem. Zaproszono mnie bez powodu na milicję. Wszedłem do pokoju i zobaczyłem, po raz pierwszy w życiu, prawdziwego ubeka.
Taki nijaki był ten ubek. Ale zmuszał mnie ciągle jakimiś insynuacjami do podpisania lojalki. Milczałem więc przez cały czas i zastanawiałem się, jak wybrnąć z tej opresji. W końcu wpadłem na pomysł i to bardzo dobry. Po kilku godzinach słuchania ubeka, powiedziałem - Dobrze panie pułkowniku, podpiszę.
Ubek podsunął kartkę z lojalką. Wziąłem do ręki długopis i czytelnie napisałem imię i nazwisko
Oddałem kartkę i ubek uważnie spojrzał na podpis.
- To Pan jest Lechem ? - spytał
- Tak - odpowiedziałem.
- To proszę pokazać dowód - zwrócił się do mnie ubek.
- Proszę bardzo - i wyciągnąłem swój mocno podniszczony dowód tożsamości.
Ubek wziął go do ręki i spojrzał na podpis.
- Ależ to nie Pana podpis, panie doktorze albo nie pana dowód - zwrócił się poirytowany.
- Mój podpis - odpowiedziałem pewny siebie.- Zamieniliśmy się z bratem dowodami - dodałem z satysfakcją.
Jako prawnik wiedziałem, że mając brata bliźniaka i podając się za niego, sprawię, że ubek nie będzie pewny, z kim rozmawia. Podpisując lojalkę jako brat i legitymując się swoim dowodem, stworzyłem ubekowi problem. Wielki problem. To nie z bratem, za którego się podawałem, chciał rozmawiać ubek. On chciał mnie i nie wiedział, że ze mną rozmawia.
- Proszę przyjść jutro z własnym dowodem osobistym i przyprowadzić brata - zakończył sprawę ubek.
Poszedłem do domu. Dyskutowałem z bratem, jak to zrobić, żeby podpisy były nieważne i nie być kapusiem.
Następnego dnia pojawiliśmy się obaj na milicji w pokoju ubeka. Miałem dowód Lecha, a Lech mój.
Dwie lojalki leżały na stole. Podszedłem pierwszy i sfałszowałem podpis brata. Następnie mój brat Lech sfałszował mój podpis.
- To wszystko - powiedział z satysfakcją ubek, oddając nam dowody osobiste.
Głupi ubek nie zauważył, że oba podpisy były fałszywkami i mogliśmy spokojnie powiedzieć, że sami nic nie podpisaliśmy. Do tego każdy miał świadka. Brat również.
Wyszedłem z pokoju w mieszkaniu rodziców w roku 1988, gdy Lech mnie przekonał, że już wszystko się skończyło i nie muszę się więcej ukrywać. Moja głęboka konspiracja trwała prawie siedem lat. Oficjalnie przez ten okres pracowałem w bibliotece wydziałowej, żeby nie tracić praw emerytalnych. Pensję odbierał brat z moim dowodem i oddawał wszystko Mamie. Kartki na mięso również.
13.12.2009
Współpracownicy nadal tytułują mnie „Panie Premierze”. Znów jestem Prezesem i chcę bardzo, żeby mnie zamknęli. Tzn. zaaresztowali. Tak jak dawniej, gdy była milicja.
Prowokuję do zamknięcia, choćby na 5 minut.
Wyzywam od "zomowców", zamachowców, agentów, złodziei, kłamczuchów, a tu nic. Nie te czasy.
Gdyby ktoś mnie zamknął, wtedy miałbym w swoim CV, że byłem prześladowanym opozycjonistą. Wreszcie! Konspiratorem byłem przecież całe siedem lat!
Mam na nich wszystkich haki, dzięki memu przyjacielowi Antoniemu. To on kopiował w dzień i w nocy akta WSI. Oryginały zniszczył, a kopie schował u sąsiada w piwnicy. Kiedyś spytałem Antoniego, dlaczego nie zabrał tych oryginałów, zamiast robić kopie. Antoni wytłumaczył mi, ze kopie może mieć każdy, a oryginały tylko on. Nie rozumiem tej logiki Antoniego, przecież oryginał jest zawsze więcej wart niż tania kopia.
W Wikipedii piszą na mój temat. Stoi jak wół: brałem udział w strajkach stoczniowców gdańskich. W roku 1980 i 1988, razem z bratem. Lech przewodził wtedy słynnej „Solidarności”.
A ten agent "Bolek" mówi, że mnie (Prezesa) tam nie było. Kłamstwo, ohydne kłamstwo - "Bolka" wtedy nie było w Stoczni Gdańskiej, bo go motorówką nie dowieźli. A Danka nie miała prawa jazdy. A my z bratem byliśmy na obiedzie w hali nr. 26, służącej za jadalnię. Widząc że wszystko przebiega po naszej myśli, po godzinie pojechaliśmy z powrotem do Warszawy. Po drodze odebraliśmy kościelne wigilijne dary.
Ja żyję z "półprawdy". Jest to moja jedyna słabość i wynika z mego życiorysu.
Jest to takie genetyczne uzależnienie.
Jestem i byłem bliźniakiem. Zawsze musiałem się dzielić z bratem "na pół". Dlatego dzisiaj, jako 63-letni mężczyzna w sile wieku, prawdę dzielę również na pół. A będąc "prawdziwym katolikiem", "półprawdy" daję innym, a pół zachowuję dla siebie. I to różni mnie, Prezesa, od złych, zdegenerowanych lewaków, którzy tylko kłamią w żywe oczy. To jest po prostu ich wina.
A półprawdy powtarzane dwukrotnie (2 x półprawdy) stają się... PRAWDĄ. Każdy to wie!
Od tej reguły jest oczywiście wyjątek (prawdopodobnie pomysłu mego przyjaciela i powiernika Antoniego): Rosyjska gazeta "Prawda", rozdarta na pół nie jest "Półprawdą".
13.04.2010
Największą moją zasługą i mego nieodżałowanego śp. brata Lecha, w całej historii Polski jest fakt, że wreszcie po raz pierwszy przestaliśmy dożywiać polskim mięsem Putinowską Rosję. To nie embargo rosyjskie na polskie mięso, to my wreszcie powiedzieliśmy Rosji : dość tego, bierzcie sobie te świnie gdzie indziej. Od nas nic już nie dostaniecie.
W konsekwencji tego potaniały produkty mięsne na rynku wewnętrznym i należy to uznać obiektywnie za bardzo duży postęp gospodarczy w walce z inflacją. Co dało się natychmiast odczuć, bo podrożała trochę benzyna. I za to właśnie jest teraz wdzięczna mnie, Prezesowi, cała Polska Wieś. To właśnie tu, po ujawnieniu przekrętów samozwańczego szefa "Samoobrony", ja, Prezes, znalazłem swoich wiernych: moją Rodzinę Prawych i Sprawiedliwych.
Dzwonił Mario i pytał o czym rozmawiałem z bratem przed tym lądowaniem w Smoleńsku.
- Mówię głąbowi, że to wszystko było ukartowane, bo ten syn wermachtowca i ten czerwony car, chcieli światu udowodnić, że my nic nie potrafimy. Nawet we mgle wylądować. A przecież na Okęciu codziennie lądują i to nawet w takiej mgłę, że własnych stóp nie widać.
- Powiedz o czym rozmawiałeś i z kim? – uparcie pyta Mariusz, zwany przeze mnie „super Mario” (gram w to codziennie dla poprawienia trawienia).
- Z bratem – odpowiedziałem w końcu.
- I co mu konkretnie powiedziałeś? - pyta upierdliwy super Mario.
- No, żeby wylądował, bo nie zdąży do Mamy do szpitala – mówię zdecydowanie.
- Kazałeś mu wylądować, czy nie? - drąży Mariusz
- Ale o co ci chodzi ? Pytam, podejrzewając podwójne dno
- Prezesie, Amerykanie cię nagrali. Nagrywali Angelę, Blaira, Berlusconiego no i ciebie Prezesie! Mają wszystko! - dodał sycząc już w słuchawkę. - I teraz też nas nagrywają.
- Co za czarna małpa. Policjant z Bronxu Nowojorskiego – rzuciłem w słuchawkę.
- Cicho! Prezesuniu, cicho – skomlał Mariusz w słuchawkę.
Na Amerykanów też mamy haka. Ściągali tych terrorystów na przesłuchania na Mazury, trochę podpalali im stopy no i wyrywali paznokcie. Mogli się od razu przyznać, wtedy by ich nie bolało. Nie rozumiem tych Taboli i rozumiem doskonale Amerykanów. Jako prawnik jednak muszę stwierdzić, że literę prawa międzynarodowego, no i przede wszystkim prawa człowieka to chyba im źle na ten angielski przetłumaczono.
Mówię do tego opalonego Obamy, pokazując naszą ukochaną Ojczyznę - Poland is like America.Everything is possible.
Znam jeszcze jedno zdanie po angielsku; To be or not to be?
10.06.2015
Wygraliśmy wybory. Nasz Prezydent ! Nasza Polska !
Kolejna miesięcznica potwierdza, że zbliżamy się do prawdy i nikt nie wie, tylko ja wiem, jaka to prawdat. Nasz Prezydent Andrzej Duda to zdolny do wszystkiego, młody polityk, doktor prawa i absolwent renomowanego Uniwersytetu Jagielońskiego. Nasz człowiek. Lojalny, wysportowany, elokwentny. Nie posiadający nawet części charyzmy, mego nieodżałowanego brata Lecha. Już zawetował wszystkie nowe ustawy przegłosowane, przez partię tej kochanki (fuj !!!!) tego syna wermachtowca. Kłamczucha. Zdrajcy narodu polskiego.
10.11.2015
Teraz My !!!!
Po tych 8 latach. Po tej zniewadze, upokorzeniu nas wszystkich Polaków, teraz wreszcie my!!!
To ja mam wizję tej silnej w świecie Polski, tego bezpiecznego, dla prawdziwych Polaków Kraju. Ja mogę. I tylko ja poprowadzę , każdego Polaka, za rękę, w kierunku wielkiej Polski. Kraju ludzi wybranych. Kraju prawdziwych Chrześcijan.
Mówią o mnie, że mogę skłócić nawet dwa końce tego samego kija. Nie przeczę. Mam ten nadludzki dar, który sprawdzał się zawsze: w domu, na uczelni i mojej walce politycznej przez całe życie. I dzisiaj sprawdza się w naszej ukochanej Polsce.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo