Polska "dwójka": od Jerzego Sosnowskiego po Mariana Zacharskiego. Konkurencja i jej metody. Mistrzowie manipulacji, intryg i dezinformacji. A do tego sowiecki James Bond na garnuszku Jej Królewskiej Mości - Kim Philby.
Polski wywiad to tzw. dwójka, czyli II oddział Naczelnego Wodza. Pod tą nazwą kryły się struktury szpiegowskie okresu międzywojennego i te powstałe po wojnie...
Jerzy Sosnowski (1896 – 1942) był jednym z najbardziej efektywnych polskich szpiegów. Działając w latach 1926 -1934 na terenie III Rzeszy pod pseudonimem Georg von Sosnowski czy Ritter von Nalecz, uwodząc sekretarki niemieckiego Ministerstwa Wojny, zdobył m.in. plany przygotowań niemieckich do II wojny światowej. W tym szczegóły planowanej agresji na Polskę.
Jako rozpustny syn bogatych rodziców i właściciel stajni wyścigowej w Berlinie szybko wszedł w kręgi niemieckiej arystokracji. Był szpiegiem z zamiłowania i powołania. Udało mu się, dzięki osobistemu wdziękowi, zwerbować panny: Irenę von Jena, Benitę von Falkenhayn i Renatę von Natzme, które wspomagane przez niego finansowo, zdobywały materiały o niesamowitej wręcz wartości wojskowej jak i politycznej.
W roku 1932 niemiecka Abwehra wpadła na ślad polskiego majora. Jerzy Sosnowski wymknął się z zastawionych sideł i kupił głównego swego prześladowcę, pracownika Abwehry Guentera Rudloffa. Prawdziwość dokumentów zaczęła budzić w Polsce niepokój. Podejrzewano majora Sosnowskiego o podwójną rolę. W końcu niemieckiemu kontrwywiadowi udało się nasłać na polskiego szpiega uroczą tancerkę i agentkę Marie Kruze. Została ona jego kolejną kochanką.
27 lutego 1934 roku aresztowano w Berlinie majora Sosnowskiego i jego współpracowniczki. Zostały one skazane za zdradę na karę śmierci, on sam jako obywatel polski - na dożywocie. Jerzy Sosnowski ochronił w trakcie przesłuchań wielu swoich współpracowników, jak i siatkę kurierską, o której Niemcy nie mieli pojęcia.
W kwietniu 1936 roku wymieniono go na agentów niemieckich i wrócił do Polski. Zarzucono mu współpracę z Niemcami. W procesie (czerwiec 1939!), w którym bardzo ważną rolę odgrywał kpt. Jerzy Niezbrzycki (zm. 1968) skazano majora Sosnowskiego na 15 lat więzienia.
Wypuszczony we wrześniu 1939 z więzienia, wpadł w ręce Sowietów. Zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Prawdopodobnie przyczyną aresztowania w Niemczech, jak i dalszego traktowania go po wymianie za niemieckich agentów był fakt, że Sosnowski należał do ulubieńców Piłsudskiego. Po śmierci Naczelnika (1935) nastąpiła od razu wpadka w Berlinie. Wskazuje to być może na wewnętrzne rozgrywki w polskiej "dwójce".
Przepadł bez śladu
Marian Zacharski (1951) - szpieg i obecnie autor kilku książek, w tym o majorze Jerzym Sosnowskim - został wysłany w roku 1975, w wieku 24 lat, jako reprezentant polskiej firmy Polamco do USA. W trakcie sprzedawania polskich obrabiarek w Stanach trafił na Wiliama Bella, pracownika biura projektowego działającego na rzecz przemysłu zbrojeniowego USA.
Zubożały Bell, będąc po rozwodzie, potrzebował gotówki. W sumie za około 160 tys. dolarów sprzedał Zacharskiemu bardzo ważną dokumentację, m.in. rakiet przeciwlotniczych i systemów radarowych. Otrzymana technologia była tak nowoczesna, że nawet Rosjanie mieli problemy ze zrozumieniem, jak to wszystko działa. Do roku 1981 Bell szpiegował dla Polski.
W tym samym roku wpadł Zacharski, którego wydał sam Bell. Przyciśnięty do muru przez FBI, zabrał ze sobą na spotkanie dyktafon i w ten sposób zdobyto dowody pracy wywiadowczej Polaka. Amerykanie dostali informacje wcześniej od zbiegłego polskiego pracownika ONZ, Jerzego Korycińskiego. Poinformował on FBI o działalności polskiego wywiadu na terenie USA.
Wyrok brzmiał: dożywocie. Ale już w roku 1985 Zacharski odzyskał wolność, przekraczając w Berlinie słynny most Glienicke. Wymieniono go przy okazji na 25 współpracowników CIA. Jednym z nich był Jerzy Pawłowski. Nie przeszedł on jednak przez most do strefy amerykańskiej.
Amerykanie bardzo chcieli wymiany szermierza i kapitana LWP Jerzego Pawłowskiego. Jednak przeciwny uwolnieniu szpiega olimpijczyka był gen. Jaruzelski. Uważał bowiem, że oficer polski Pawłowski powinien dostać za zdradę "czapę", a nie bilet na wolność.
W końcu znaleziono rozwiązanie. Pawłowski pojechał do Berlina. Wszedł do pokoju, w którym byli tylko Amerykanie, i powiedział, że chce z własnej woli pozostać w Polsce. Wrócił razem z Zacharskim do Warszawy. Tu nasz kilkukrotny olimpijczyk nie musiał już wracać do więzienia i zamieszkał wraz z żoną.
Zacharskiemu wypłacono pobory w dolarach za odsiadkę w USA i pozwolono zostać dyrektorem Peweksu. Pracującego jednocześnie dla SB. Po przełomie, w roku 1990 trafił do UOP. Był bliskim współpracownikiem Gromosława Czempińskiego. I to w czasach, w których służby specjalne zajmowały się m.in. prywatyzacją w Polsce. Stąd właśnie znajomość Jarosława Kaczyńskiego z Zacharskim.
Przy prywatyzacji warszawskiego "Expressu Wieczornego" prezes powiedział do Zacharskiego słynne zdanie: "My to bierzemy". I było po dyskusji. Zacharski "odkrył" współpracę Józefa Oleksego z wywiadem sowieckim ("Olin") i obalił przez to rząd SLD.
W czerwcu 1996 roku gen. Marian Włodzimierz Zacharski opuścił Polskę i udał się w nieznanym kierunku. Prawdopodobnie pilnuje dóbr swoich mocodawców, pisząc książki, w krainie położonej wśród wysokich gór. Robi to wraz z ułaskawionym przez gen. Jaruzelskiego zabójcą, który ciężko pracując dorobił się stanowiska dyrektora banku. I robi to również w kraju słynącym z produkcji scyzoryków wielofunkcyjnych z charakterystycznym białym krzyżem.
Po drugiej stronie barykady
Harold Adrian "Kim" Philby (1912 – 1988) pochodził z bardzo porządnej angielskiej rodziny i był absolwentem słynnego na całym świecie Uniwersytetu Cambridge. Od roku 1940 w brytyjskim MI 6. Początkowo odpowiedzialny za Półwysep Iberyjski. Od roku 1944 szef kontrwywiadu brytyjskiego. Dla sowietów pracował od roku 1936. Szpieg z przekonania. Prawdziwy idealista. Do współpracy zwerbował go austriacki komunista na usługach GPU, Arnold Deutsch.
Philby wyrządził Polakom olbrzymie szkody. W polskim rządzie na emigracji umieścił kilku swoich współpracowników. Celem jego działalności nie było tylko zbieranie informacji. To dzięki niemu rozchodziły się fałszywe informacje o współpracy Polaków z Niemcami. To on i jego ludzie dewaluowali osiągnięcia i wkład Polaków w wyzwolenie Europy.
Nawet angielskiego agenta na usługach polskiej "dwójki", Rona Jeffery, zrobił "podwójnym" szpiegiem. Ron został poddany takiej presji, że wyjechał do Nowej Zelandii. Dopiero w roku 1985 opisał swoje życie w książce "Wisła jak krew czerwona". Lech Wałęsa udekorował go w latach 90. wysokimi polskimi odznaczeniami.
Ron Jeffery jest przykładem obywatela brytyjskiego, z którym postąpiono jak z każdym przeciwnikiem sowietów. Na efekty tej nagonki nie trzeba było długo czekać. Sprawa maszyny szyfrującej "Enigma" przestała być polska. Fałszowano historię, dyskredytując prawdziwych bohaterów. Wkład Polaków przestał istnieć.
W roku 1949 Philby udaje się do USA. Tutaj angażuje, jako oficer kontaktowy, dwóch swoich kolegów ze studiów w Cambridge: MacLeana i Burgessa. Zajmują się oni projektem VENONA. Są to badania dotyczące przecieków do Rosji z programu atomowego USA. W roku 1951 wpadają obaj. Udaje im się jednak zniknąć i pojawiają się w Moskwie. Nie budzi to nadal żadnych podejrzeń w MI 6.
Za porażkę i skandal Philby przechodzi w stan spoczynku. Działa jednak nadal pod przykrywką dziennikarza. Tym razem w Izraelu. Tu zaczyna pić. Zwierza się dziennikarce Florze Salomon, że jest sowieckim szpiegiem. Nikt nie chce w to uwierzyć. W końcu do samych Rosjan dociera, że ich agent jest spalony. Po 12 latach, po wpadce w USA, w roku 1963 Kim Philby ucieka do Moskwy i prosi o azyl polityczny. W roku 1988 umiera.
Philby wprowadził, dzięki swojej funkcji w wywiadzie i kontrwywiadzie brytyjskim, pełną dezinformację. Jego największym sukcesem było "wsadzenie" na miejsce doradcy Churchilla agenta sowieckiego. I to w czasach konferencji w Teheranie, Jałcie i Poczdamie. Doradcy temu, z wyjątkiem bliskich kontaktów z Philby, nic do dnia dzisiejszego nie udowodniono…
Inne tematy w dziale Kultura