Stolica - a być może także wiele innych polskich miast - nie ma skutecznego systemu ostrzegania o zagrożeniach atakiem z powietrza i o skażeniach.
1 sierpnia o godz. 17.00 syreny miały być uruchomione w Warszawie i innych miastach nie tylko z powodu rocznicy wybuchu Powstania, ale też „w ramach wojewódzkiego treningu syren alarmowych wykorzystywanych w systemie ostrzegania i alarmowania ludności”. W wielu osiedlach głosu syren nikt jednak nie usłyszał. Gdyby miały nas ostrzec o prawdziwym nalocie, ostrzale rakietowym lub skażeniu chemicznym – też by milczały. Dlaczego?
Zastępca rzecznika prasowego Urzędu m.st. Warszawy szybko zapewniła, że zadziałały „54 stacjonarne syreny miejskie i ręczne … rozlokowane w różnych miejscach”, lecz w ogłoszonym wkrótce potem komunikacie biura prasowego wojewody mazowieckiego stwierdzono, iż w Warszawie „nie włączyły się 133 syreny … poprawnie zadziałało 220”. [link]
Zainteresowały mnie te niespójne – przynajmniej na pierwszy rzut oka – wyjaśnienia, więc napisałem interpelację, na którą niedawno otrzymałem wartą obszernego zacytowania odpowiedź Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego [link]:
„…brak słyszalności syren alarmowych w m.st. Warszawie, w tym na Mokotowie, w 71 rocznicę wybuchu powstania warszawskiego nie był wynikiem awarii systemu ostrzegania i alarmowania. Syreny, o których wspomina Pan, nie zostały uruchomione, ponieważ ze względu na zły stan techniczny oraz przestarzałą konstrukcję (brak modułu radiowego) nie są włączone do wojewódzkiego systemu ostrzegania i alarmowania. … Stary, analogowy system alarmowy … ze względu na okres montażu [był instalowany w latach 60-tych i 70-tych] oraz wadliwy stan techniczny, podatny na zakłócenia, jest sukcesywnie likwidowany. … nie ma ekonomicznego uzasadnienia aby na remont i konserwację przestarzałych urządzeń przeznaczyć i tak ograniczone środki finansowe.
Czy, a jeśli tak to czym zastępuje się likwidowany system tradycyjnych syren?
… podstawowym systemem alarmowym działającym w m.st. Warszawa jest system miejski, który obecnie jest znacznie ograniczony ze względu na małą ilość punktów alarmowych (tylko 54 w tym 4 na Mokotowie) i wymaga pilnej rozbudowy …
Kiedy możemy na tę rozbudowę liczyć?
… m.st. Warszawa obecnie planuje rozbudowę nowego miejskiego systemu alarmowego w ramach „Regionalnego programu operacyjnego województwa mazowieckiego 2014-2020” … zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 25 czerwca 2002 r. w §3, pkt. 6, za realizację tego przedsięwzięcia odpowiedzialny jest Prezydent m.st. Warszawy – szef obrony cywilnej miasta”.
Na razie zatem w przypadku alarmu powietrznego lub alarmu o skażeniach spora część warszawiaków nie może nawet – tak jak nas uczono w PRL na lekcjach przysposobienia obronnego – nakryć się gazetą i czołgać jak najdalej od źródła zagrożenia, bo ani Prezydent m.st. Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz (PO) ani wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski (PO) nie zdołają nas o tym zagrożeniu powiadomić. Mało sympatyczna perspektywa…
A czy w innych polskich miastach „trening syren alarmowych” wypadł lepiej?
Czy ktokolwiek może z ręką na sercu i zgodnie z prawdą zapewnić Polaków, że po ośmiu latach rządów PO system ostrzegania i alarmowania ludności o zagrożeniach działa w Polsce tak jak powinien?
Marcin Gugulski
kandydat PiS w wyborach do Sejmu, przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa, Porządku Publicznego i Przeciwdziałania Patologiom Społecznym Rady Dzielnicy Mokotów m.st. Warszawy
Dziś na ten temat także w „Gazecie Polskiej Codziennie”:
„Warszawa nie powiadomi o zagrożeniu”
i na Niezależna.pl:
"Warszawa nie powiadomi o zagrożeniu"
66 lat, czyli już - dzięki PiS - w wieku uprawniającym do emerytury, ale jeszcze nie składam broni, pracuję, piszę, liczę itd.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka