W niektórych mediach społecznościowych oraz w dwu dziennikach ogólnopolskich i w najpopularniejszym z regionalnych pism włocławskich pojawił się parę dni temu taki oto komunikat:

Spadkobiercy PIOTRA ZAKRZEWSKIEGO proszeni są o nawiązanie kontaktu z wydawcą książki "Kroniki Podziomka 1984-2009" Piotra Zakrzewskiego w celu uregulowania niektórych kwestii wynikających z autorskich praw majątkowych.
Wydawnictwo LTW
05-092 Łomianki, ul. rtm. W. Pileckiego 9
tel.: + 48 22 751 25 18 e-mail: wyd@ltw.com.pl
* * *
Jaki był powód zamieszczenia tego anonsu? Otóż w trakcie ostatnich prac redakcyjnych poprzedzających wydanie wyboru tekstów tego znakomitego felietonisty, redaktor i wydawca stracili kontakt z jego rodziną. Honorarium czeka, ale nie ma go jak wypłacić, póki do wydawnictwa nie zgłoszą się spadkobiercy zmarłego 15 lat temu autora.
* * *
Imię?
Piotr.
Nazwisko?
Podziomek.
Jak Pan zaczął pisać felietony?
Kompletnie przypadkowo. W 1983 roku przez kilka miesięcy pracowicie robiłem dla podziemnych „Wiadomości” ogromne wyciągi z audycji Radia Wolna Europa. Nudne to było, więc „Wiadomości” nic z tego nie drukowały. Kiedyś dopisałem na marginesie takiego wyciągu kilka ironicznych uwag i redaktor natychmiast mi je zamieścił dodając własny tytuł, wstęp i zakończenie. I tak powstała moja pierwsza „Kronika 7 dni”, którą potem już pisałem samodzielnie i co tydzień. Ukazywała się na ostatniej stronie „Wiadomości” bez chwili przerwy aż do likwidacji cenzury i „Wiadomości”.
Gdzie Pan potem pisał?
O Boże! Gdzie ja nie pisałem? Do radia, do gazet, do miesięczników, dla licealistów, dla emigrantów, dla katolików, do Londynu i do Elbląga. Najdłużej i najwierniej piszę do „Głosu” (od 1989 roku) oraz do „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” w Londynie (bez przerwy co tydzień od 7 lat). Pisałem do „Ładu”, ale mi padł i do „Spotkań” (też padły). „Nowe Państwo” nie padło. „Życie Gospodarcze” niby nie padło, ale „zmieniło formułę”, a ja straciłem felieton. Teraz z kolei padło „Słowo”. Z pism katolickich zostały mi na razie tylko felietony w „Powściągliwości i pracy” i jakaś misyjno-emigracyjna drobnica. Miałem epizod z „Gazetą Polską”. Pisywałem i czytałem felietony w pierwszym programie Polskiego Radia (zapraszało mnie do „Czasu felietonisty”) i do Radia Polonia.
Dostał Pan za tą orkę jakieś nagrody, medale, awanse? Wyrazy uznania?
9 lat temu dostałem Nagrodę Premiera Rządu RP dla Najlepszego Felietonisty Polskiej Prasy Podziemnej. Bardzo ją sobie cenię. To była nagroda od naszego rządu w Londynie – całe 25 funtów plus wyrazy uznania.
[...] Jak i gdzie Pan mieszka?
Ciasno, i nie mam pieniędzy na remont łazienki, więc w warunkach urągających. Od zawsze w Warszawie.
Z kim?
Z żoną, Pawłem (lat 11), Asią (6), Kubusiem (4 i troszkę), psem i kotem. Pies i kot bardzo ważne. Podkreślić.
Podkreślamy. Dziękujemy za rozmowę.
[„Głos” 1997, nr 53 (320), 16-18 V, s. 10]
* * *
Felietonista prasy podziemnej. Debiutował późno, wcześnie zamilkł. Szerokim łukiem omijał politycznie poprawny salon. Pisząc do prasy prawicowej, emigracyjnej i katolickiej, zachowywał niezależność poglądów, ocen i stylu. Gdy przyjdzie zdać rachunek z win i zasług wobec Ojczyzny, co będę miał na swoją obronę – pytał wiosną 1989 roku. –Plus minus 200 felietonów i może dziesięć udanych dowcipów? Rozsypane to wszystko dawno na wiatr i zapomnienie. Wiem ja, wiem, że nowe idzie i pociąg historii przystaje na peronie. Tylko ja tłoku nie lubię. Swój skromny bagaż szanują nadto, by go oknami do przedziału wpychać, łokci i kolan nie wysuwam. A ugniatać, formować, ustawiać się nie dam. Ja nie jestem Plastuś. Ja jestem z innej bajki.
Na początku orwellowskiego roku 1984 dostarczył do „Wiadomości” pierwszy skromny przegląd prasy. W Prima Aprilis 1984 roku objawił się czytelnikom jako felietonista, autor „Kroniki 7 dni”, którą wkrótce potem zaczął podpisywać jako Podziomek. I tak już zostało.
„Wiadomościom” poleciła go Anna Rozwadowska, więzień polityczny z lat 50., która poznała go przez parających się w latach 80. podziemnym drukarstwem braci Jacka i Marcina Kaiperów.
Starannie zaniedbany i oczytany pan od polskiego w kapeluszu, grubych okularach i fantazyjnie zamotanym szaliku, wnosił do redakcji i na łamy obfity bagaż niedziennikarskich i nienauczycielskich doświadczeń życiowych i zawodowych.
Od 1989 do 2001 roku pisał stały felieton dla „Głosu” Antoniego Macierewicza a od 1990 także do londyńskiego „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza / Tygodnia Polskiego”. Bibliograf odnajdzie też jego felietony, recenzje i eseje w rocznikach „Gazety Polskiej”, „Ładu”, „Powściągliwości i Pracy”, „Słowa – Dziennika Katolickiego”, „Spotkań”, elbląskiej i radomskiej prasy solidarnościowej oraz w archiwach Polskiego Radia.
Wysoko ceniony przez czytelników i znawców, został wyróżniony pierwszą Nagrodą Premiera Rządu RP na uchodźstwie dla felietonisty roku. Od 1992 do 1996 roku uczestniczył w pracach jury selekcyjnego corocznych Nagród Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W 1999 roku minister kultury wręczył mu odznakę Zasłużonego Działacza Kultury.
Mieszkał na Woli. Wychowywał trójkę dzieci, chorował, użerał się z wydawcami o dyshonoraria.
W styczniu 2001 roku napisał w „Ostatnim felietonie” dla „Głosu”, że nic sensownego nie ma już czytelnikom do powiedzenia. Pisał jeszcze do londyńskiego „Dziennika Polskiego”... A potem telefon zamilkł, na listy i e-maile też nikt nie odpowiadał...
Zmarł 18 maja 2009 roku. Leży pod skromnym drewnianym krzyżem na Wólce Węglowej w kwaterze S.IX.3.
Rozsypane to wszystko dawno na wiatr i zapomnienie?
[„Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej” 2009, nr 12 (107), XII, s. 115]
Już prawie 67 lat, ale jeszcze nie składam broni, pracuję, piszę, liczę itd.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura