Członkowie Partii Konserwatywnej wybrali następcę Borisa Johnsona.
Raczej nie mieli trudnego wyboru, bo o schedę po nim (tj. o przywództwo w partii od 12 lat sprawującej rządy w Wielkiej Brytanii i siłą rzeczy o tekę premiera) na ostatnim etapie rywalizowali już tylko:
1. ex-kanclerz skarbu, który 4 miesiące po rosyjskim ataku na Kijów skutecznie wywołał rebelię części ministrów, co zmusiło do rezygnacji wspierającego Ukrainę brytyjskiego premiera, a który wcześniej znany był głównie z tego, że jest przystojnym mężem bogatej żony i zięciem hinduskiego miliardera, których firma robi interesy między innymi w Rosji [link-24-03] [link-01-04] [link-08-04];
2. minister spraw zagranicznych, która od 8 lat kierowała różnymi ministerstwami w gabinetach trojga kolejnych premierów i pozostała lojalna wobec odchodzącego Johnsona, a która nieco wcześniej znana była wśród ludzi interesujących się sprawami naprawdę istotnymi między innymi jako współautorka raportu „The value of mathematics” [link].
Nazwisko nowego premiera i lidera konserwatystów poznamy dopiero dziś, lecz już od dawna bukmacherzy przewidują, że 55. następcą Roberta Walpole`a zostanie raczej trzecia kobieta (i pierwsza córka emerytowanego profesora matematyki) na tym stanowisko niż pierwszy Hindus, pierwszy hinduista i pierwszy od dawna multimilioner wśród brytyjskich premierów.
66 lat, czyli już - dzięki PiS - w wieku uprawniającym do emerytury, ale jeszcze nie składam broni, pracuję, piszę, liczę itd.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka