gschab gschab
1608
BLOG

Idiotyzmy PRL-u, czyli nie ma to jak służba zdrowia

gschab gschab Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Jak pisałem wcześniej dzięki wpisaniu się na listę osób uchylających się od pracy mogłem rozpocząć pracę w warszawskim pogotowiu. Zostałem sanitariuszem bez przydziału. Dla wyjaśnienia karetki dzielą się na kilka typów. Przewozówki – kierowca lub kierowca z sanitariuszem, służą przewożeniu chorych z domu do szpitala i z powrotem oraz transportem między szpitalami, zespół lekarski jeżdżacy na wizyty do domów, erki – typowy zespół reanimacyjny z obsadą lekarz, kierowca, sanitariusz, pielęgniarka lub pielęgniarz oraz tzw. zespoły wyjazdowe czyli erki bez pielęgniarki, te ostatnie zespoły nie jeżdżą do domów, a tylko do wypadków bądź na wezwania policji. Większość karetek ma stałą obsadę jednak nowi pracownicy bądź robiący nadgodziny nie mają przydziału i są dołączani do zespołu, w którym akurat jest vacat. Pierwszy dzień (a właściwie noc gdyż dyżur był nocny) minął mi bez jednego wezwania elegancko się wyspałem nic nie robią. Potem dopiero okazało się, że byłem nieobecny gdyż nikt mi nie powiedział, że trzeba podpisać listę, a skoro nie podpisałem to nie skierowano mnie do jakiegoś zespołu. Drugi dyżur, tym razem dzień rozpocząłem od przebrania się w służbowy kitel, zamówiłem w bufecie coś do picia i słyszę jak przez megafon wywołują moje nazwisko plus zespół pierwszy do wypadku. Dobra stalinowska szkoła, bez przygotowania, bez szkolenia, bez podstawowych umiejętności od razu na pierwszy ogień i hartuj się w boju. Znowu małe wyjaśnienie, dyspozytorzy zawsze wywołując zespół podawali powód wyjazdu – do wypadku czy wypadł z okna bądź podejrzenie zawału, rzucało się wszystko i jazda na pełnym gazie, komunikat leży bądź bez określenia nie pobudzało nadmiernej energii i robiło się wszystko sporo wolniej. Czyli jechałem do wypadku. Na wysokości Pałacu Mostowskich tramwaj obciął facetowi nogę, fachowo opatrzony przez lekarza i pielęgniarza został prze nas włożony do karetki ale na ulicy została noga. Spytałem się „co z tym zrobić”? na co dostałem odpowiedź, że są w karetce plastikowe worki i abym ją schował zaznaczając jednocześnie godzinę. Pamiętam jak z dużymi oporami brałem „to coś” za obcas buta i wkładałem do worka. Niedługo potem takie „drobiazgi” już mnie nie ruszały. Przez niezbyt długi czas byłem „bez przydziału” co skutkowało rzucaniem mnie na wszystkie miejsca gdzie akurat kogoś brakowało. Później zostałem przydzielony do karetki przewozowej.

Jazda na przewozówce umożliwiała całkiem spory dodatkowy zarobek, nieraz znacznie przekraczający oficjalna pensję (nawet z nadgodzinami). Taka karetka oprócz działań do jakich była przeznaczona robiła jako wóz transportowy, taksówka, a i za przenoszenie (nieraz bardzo ciężkich) pacjentów rodzina zwykle poczuwała się „w obowiązku.”. Na początku dyżuru brało się zlecenia i wio w miasto, resztę dyspozycji dostawało się przez radio. Dzięki temu można było jeździć wg własnego uznania i bezproblemowo pozałatwiać swoje sprawy. Doskonały zarobek był na imprezowiczach wracających w nocy bądź nad ranem z balangi. W tamtych czasach to taksówek nie uświadczyło się tak łatwo jak dziś w związku z czym funkcjonowały tzw. okazje, a karetka była pakowna i świetnie się nadawała. Pięć osób jechało bez problemu.

Bardzo blisko pogotowia znajdował się warszawski pigalak gdzie przez całą dobę można było spotkać czekające na okazję panie bardzo podejrzanej konduity. Charakteryzowały się one wyglądem tak strasznym, że wydawałoby się iż ich usług mogą korzystać tylko desperaci i to w nocy po wypiciu sporej ilości alkoholu. Ale można się pomylić gdyż klientów miały całkiem sporo i to wcale nie wyglądających na straceńców. Z racji bliskości obu instytucji (pigalaka i pogotowia) damy te często gościły u nas, każda awantura, pobicie przez sutenera czy inszy dramat kończył się na pogotowi. Wreszcie niektórzy kierowcy mięli z nimi układ i za odpowiednią opłatą robili jako taksówkarze. W związku z czym bardzo szybko wszyscy się znaliśmy, może nie blisko ale z imienia i z twarzy. Kiedyś szedłem z moją ówczesną narzeczoną i jej matką koło hotelu Polonia i stały tam w oczekiwaniu na klientów trzy „panienki”. Jedna z nich na mój widok stylowym sznapsbarytonem zapodała – jak się masz co u ciebie?. Nie muszę chyba opisywać wrażenia jakie zrobiło to moich towarzyszkach, w każdym razie szybko stamtąd zmiatałem, a tłumaczyłem się długo.

Pogotowie to ludzie, a ci co jeden to egzemplarz, nie jestem w stanie opisać wszystkich ale przedstawię kilka osób, które z racji swej oryginalności zapadły mi w pamięć. Na początku pewien lekarz, starszy pan o nobliwym wyglądzie, który do pacjentów zwracał się w trzeciej osobie, a dla kobiet zawsze miał (oprócz medykamentów) jedno lekarstwo. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

(na łóżku w domu ledwo dyszy pani około 80-tki, obok stoi sąsiadka która wezwała pogotowie)

-        Męża ma?

-        Panie od 10 nie żyje

-        To niech sobie jakiegoś znajdzie, chłopa jej trzeba to zdrowie wróci. A i ona niech sobie nie krzywduje (to do stojącej obok sąsiadki). Chłop jest dobry na wszystko.

Jak pisałem porozumiewaliśmy się z centrala i między sobą przez radio, system nie był najnowszy więc każdą rozmowę słyszeli wszyscy mający radio włączone. Był taki kierowca na którego wpływały ciągle skargi, że zachowuje się niewłaściwie. Kiedyś usłyszałem taki dialog między nim a centralą.

-        Tu …… mam w karetce pacjentkę, która skarży się że ją obrażam

-        A obrażasz?

-        Ależ skąd… (w tym momencie słychać głos wtrącającej się w rozmowę pacjentki – ten pan na mnie krzyczy i mnie wyzywa) i wówczas w eter poleciał tekst kierowcy

-        Zamknij się k….wo nie słyszysz, że rozmawiam z centralą.

Ostatnia z opisywanych (na razie) postaci to sanitariusz jeżdżący na karetce ginekologiczno-położniczej (zwanej przez wszystkich kino-oko). Facet pracował na tym zespole od lat, wykształcenie miał jakieś podłe zawodowe, jednak na skutek lat praktyki nabrał takiej wprawy i wiedzy, że robił nie raz za lekarza. Tzn jeździł w zespole z lekarzami ale były takie dwie paniusie, którym nie chciało się wychodzić z karetki, szczególnie jak trzeba było zasuwać gdzieś dalej bądź po schodach. Wysyłały wówczas tego sanitariusza, który przeprowadzał badania, aplikował leki, decydował o tym czy pacjentkę zabierano do szpitala. Lekarki wypełniały tylko dokumentację. Mimo braku wiedzy szkolnej nie słyszałem oby komukolwiek zaszkodził i aby nie potwierdziła się jego diagnoza.

 

W następnym wpisie o pracy w pogotowiu cd.

gschab
O mnie gschab

Wielbiciel rocka, piosenek Jacka Kaczmarskiego i żeglarstwa. Sybaryta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości