Wątek wojskowy trochę się rozbudował, dlatego dziś jego część druga.
Jak pisałem w poprzednim wątku, służba wojsku w Gdyni przebiegła mi na ciągłym miganiu się i ustawianiu tak aby było jak najlepiej. Niestety powodowało to niechęć kadry w mojej macierzystej jednostce, a co za tym idzie trudności w dostępie do najbardziej pożądanego w wojsku dobra jakim są przepustki. Generalnie nie miałem problemów z wyjazdami i korzystałem z nich dosyć często, po prostu umawiałem się z kadrą z wieży, że wyjeżdżam na kilka dni do domu i jechałem. Bez przepustki ale jakoś nigdy nie stanowiło to problemu, układy miałem na tyle dobre, że zdarzało mi się zadzwonić z informacją, że przyjadę np. o trzy dni później niż się umawialiśmy. Ja bawiłem się na imprezach, a kadra i koledzy kryli moja nieobecność w razie jakichś pytań ze strony mojej macierzystej jednostki. Raz (znam to z opowieści) kolega na meteo miał odbierać telefony przedstawiając się jako ja, tak też było gdy zadzwonił mój dowódca plutonu – akurat były święta Bożego Narodzenia, ponoć zdziwił się usłyszawszy w słuchawce „mój” głos, po czym porosił kogoś z kadry. Sierżant będący wówczas na służbie wysłuchał informacji aby na mnie uważał bo mam tendencje do samowolnych oddaleń, po czym przyrzekł pełną kontrolę i wytłumaczył mojemu dowódcy plutonu, że są święta i obsada jest wg stanu urlopowego w związku z czym nie ma możliwości abym gdzieś zniknął. Ja w tym czasie siedziałem sobie w domu i do jednostki wróciłem dopiero po sylwestrze.
Niestety zdarzyło się kilka razy, że chciałem jechać na oficjalną, legalna przepustkę. Wiązało się to z jakimiś rodzinnymi uroczystościami, o których informowałem z dużym wyprzedzeniem. Za każdym razem taki sam był scenariusz – przepustka obiecana, a jak przychodziło co do czego to wstrzymana, wówczas informowałem przełożonego, że i tak pojadę i tyle mnie widzieli. Po powrocie od razu raport i kara.
Pierwszy raz do aresztu (czyli wojskowego ancla) trafiłem na 7 dni, karę odbywałem na terenie jednostki i szczerze mówiąc nic godnego uwagi się nie działo. Drugi raz wylądowałem w Komendzie Portu Wojennego w Gdyni na Oksywiu (u mnie w jednostce ciągle w anclu brakowało miejsc). 14 dni pobytu charakteryzowało się głownie tym, że zwiedziłem cały port oraz kilka statków. Zawsze rano po czyszczeniu rejonów i śniadaniu byliśmy przydzielani do jakiejś roboty. Ogromnym fuksem uniknąłem losu nowoprzybyłych (było nas więcej niż miejsc pracy) i nie trafiłem do roboty w świniarni – śmierdziało się potem przez dwa dni. Pracowałem w tzw. tarczowni, która przygotowywała wielkie pływające tarcze strzeleckie dla okrętów. Roboty mało, strój aresztanta nie różnił się od stroju roboczego więc szwendaliśmy się po całym porcie, a jak za towarzyszy miałem aresztantów służących na okrętach wówczas chodziliśmy na ich macierzyste jednostki i siedzieliśmy głównie w kuchni. Objadając się wysłuchiwałem opowieści jak np. szedł przemyt na okrętach szkoleniowych podczas corocznych rejsów. Trasa Leningrad (ówcześnie) – dżinsy, za to aparaty fotograficzne Kijew, które sprzedawało się za marki fińskie w Finlandii, a za marki kupowało się elektronikę w Basenie Morza Śródziemnego. Każdy dorabia jak może – ponoć złoty interes.
Trzeci pobyt w areszcie to było dziesięć dni w Komendzie Garnizonu w Gdyni. Piękny czas, aresztanci pracowali w obsłudze kasyna oficerskiego, w związku z tym jedzenia i picia nam nie brakowało, ważne abyśmy trzymali się prosto i nie bełkotali. Ponieważ pracę kończyliśmy ok. 3-4 rano spaliśmy prawie do południa.
Najciekawszy był mój czwarty pobyt w areszcie, ponieważ w całej Gdyni brakło miejsc wylądowałem w Siemirowicach koło Lęborka. Pobudka o godzinie 4.30 i szliśmy sprzątać teren jednostki bądź osiedla wojskowego, był to przełom września i października więc ranki były zimne jak diabli więc zasuwaliśmy tylko po to aby się ogrzać. Potem tradycyjnie śniadanie i do roboty. Praca była właściwie jedna, zbieraliśmy w lesie wiatrołomy, które profos aresztu ciął piłą łańcuchową na odcinki po 2,5 metra. Czasem miał on kaca i nie chciało mu się pracować wówczas zalegaliśmy na mchu i spaliśmy wygrzewając się w jesiennym słońcu. Po obiedzie bywało już różnie, w zależności od tego kto się nami „opiekował” przeważnie byli to żołnierze z kompani wartowniczej pełniący służbę w areszcie więc nie było źle. Natomiast panowało straszne pijaństwo i to nie jakichś cywilizowanych alkoholi lecz wynalazków typu woda brzozowa. Pili wszystko, nie ukrywam, że trzymałem się od tego z daleko, jakoś mnie nie ciągnęło, choć z ciekawości popróbowałem aby poznać smak (w minimalnych ilościach) tego co pili. Takiego świństwa jak płyn kryształ zmieszany z kawą zbożową nie miałem w życiu w ustach. Raz do jednego z aresztantów przyjechała w odwiedziny żona. W wojsku najważniejsze jest aby zgadzała się sztuka więc został podmieniony przez jednego młodego, który siedział za niego w czasie gdy ten przez trzy dni urzędował z żoną. W czasie mojego pobytu w Siemirowicach była również tzw. „obcinka” (dla nie wiedzących przejście z młodego na starego żołnierza) – ogromna impreza, cała jednostka, łącznie z pełniącą służbę kadrą była na potężnej bani. Drzwi od aresztu się nie zamykały a ja jako przyjezdny zwiedzałem poszczególne kompanie, które były w areszcie reprezentowane. Następnego dnia kac był straszny….
Przykre było tylko to, że pobyt w areszcie wojskowym należy odsłużyć, w związku z czym jak moi koledzy wychodzili do cywila 23-go grudnia 1987 roku ja wyszedłem dopiero 28 stycznia roku następnego.
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że choć nie mogli sobie ze mną dać rady, w opinii powszechnej byłem leser, kombinator i lawirant, proponowano mi bardzo poważnie zostanie w wojsku na zawodowego. A po niecałym roku od wyjścia dostałem skierowanie na kurs chorążych rezerwy. Ponieważ byłem wówczas na pierwszym roku studiów, a kurs trwał cztery miesiące zgłosiłem się z odpowiednim podaniem (podpisanym przez dziekana) do Wojskowej Komendy Uzupełnień. Na mojej teczce personalnej pojawił się napis – Nie powoływać na żadne ćwiczenia.
Tak skończyła się moja przygoda z Ludowym Wojskiem Polskim.
Następny wpis będzie o ciężkiej pracy pogotowia ratunkowego.
Inne tematy w dziale Rozmaitości