I oto mamy nowe pojęcie. Nazywa się ono pacjent komercyjny. Dotychczas leczyliśmy się w Polsce (czasem) prywatnie, ale teraz przejdziemy na... komercję. A składki na ubezpieczenie chorobowe ZUS zabierać nam będzie z naszej pensji nadal. Bo przecież Narodowy Fundusz Zdrowia potrzebuje naszej kasy. W zamian za to, gdy udamy się w potrzebie do najbliższej przychodni specjalistycznej lub do najbliższego szpitala, to jak zwykle, usłyszymy tam, że owszem, ale... "na kasę" (czyli w ramach NFZ) wolne terminy mają za dwa miesiące, kwartał lub...
Wcale nie tak dawno "Gazeta Wyborcza" opublikowała kilkustronicową listę, prezentującą temat szczegółowo. Na niektóre zabiegi lub operacje czeka się w Polsce, w ramach świadczeń gwarantowanych za nasze pieniądze przez NFZ... rok. Albo jeszcze dłużej. Bo przecież wszyscy wiedzą to, o czym żadna gazeta nie pisze. Że miejsce w szpitalu znajdzie się prawie od razu, gdy uprzednio dwa, może trzy razy damy się prywatnie "hospitalizować" lekarzowi pracującemu w tym szpitalu. I nie, nie będzie to żadna łapówka. To przecież my sami i z naszej dobrej, niczym oczywiście nie przymuszonej, woli, udaliśmy się do prywatnej przychodni w której również pracuje ów lekarz. A tam cennik wizyt jest zupełnie oficjalny. Wszyscy wiedzą dawno w Polsce, że aby tu chorować trzeba mieć co najmniej dwie rzeczy. Kasę i... zdrowie.
I jeszcze składki na NFZ odprowadzać należy każdego miesiąca regularnie. Bo gdy ich nie zapłacimy, albo nie zapłaci ich w naszym imieniu nasz pracodawca, wówczas państwo polskie okazuje się być, i to natychmiast, doskonale i sprawnie funkcjonującym mechanizmem. I wkrótce na nasze lub naszego pracodawcy fundusze naśle komornika. A ten nie zna litości. W Polsce już na pewno nie zna. I nie tylko w polskim kinie można się o tym przekonać.
"Związek Powiatów Polskich chce, by podległe samorządom placówki służby zdrowia mogły świadczyć usługi za pieniądze", czytamy w serwisie Onet.pl. Cudownie, pomyśli ktoś. Powstaną więc nowe możliwości. Możliwości do zarabiania pieniędzy, dla placówek leczniczych, które za pieniądze, płacone im dotychczas przez NFZ, przetrwać często nie są w stanie. Cudownie, pomyśli ktoś inny, kogo stać na to, by zapłacić po raz kolejny. Bo przecież jałmużnę dla NFZ płaci już. Teraz, jeśli pomysł przejdzie, ten ktoś będzie mógł po prostu zapłacić po raz drugi i wówczas miejsce w szpitalu się od razu znajdzie.
A ja mam jeszcze inny pomysł. Bo skoro Polska to kraj absurdów i niesprawiedliwości codziennej, to jeden absurd więcej, niczego już nie zmieni. A weselej będzie. Proponuję więc, by w kwestii miejsca w szpitalach dla pacjentów, zorganizować u nas coś na kształt systemu sprzedaży usług medycznych poprzez... publiczną licytację. Jest przecież Allegro i eBay. Szpitale, w tym powiatowe, mogłyby wystawiać swoje wolne miejsca w danym tygodniu, miesiącu, po prostu na sprzedaż. Przepuklina za tyle, wyrostek - tyle, złamanie uda - tyle i tak dalej. Kto wygra, czyli da najwięcej, ten nasz pan. A kto nie ma kasy, niech czeka. Na NFZ. Prawda, że cudowny to pomysł....
Skoro nie chcemy nawet skopiować (pisałem już o tym wielokrotnie) zachodnioeuropejskiego wzoru wolnego rynku ubezpieczeń chorobowych, wprowadźmy więc kolejną paranoję. A biedni... biedni są przecież wszędzie. I to nie jest rządu wina. To niech sobie czekają. Na NFZ. I niech płacą nadal na NFZ. Czy tak?
Grzegorz Ziętkiewicz
Utwórz swoją wizytówkę Dziennikarz prasowy, radiowy i telewizyjny. W okresie 1980 - 81 redaktor prasy NSZZ "Solidarność" ZR Wielkopolska w Poznaniu, internowany 13. 12. 1981. Na emigracji w RFN 1983 - 97. Były berliński korespondent Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa oraz korespondent paryskiej "Kultury". Autor periodyków (nakładem władz Miasta Berlina) o historii i współczesności Polaków w Niemczech i w Berlinie. W latach 90. współpraca dziennikarska z tygodnikiem "Wprost", "Rzeczpospolitą" "Tygodnikiem Powszechnym" i "Gazetą Wyborczą" oraz I PR. Obecnie autor cyklicznego programu o tematyce polsko-niemieckiej na antenie Radia Merkury Poznań. <a
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka