Grzegorz Wilczek Grzegorz Wilczek
246
BLOG

Nadwiślańska kulturowa republika bananowa

Grzegorz Wilczek Grzegorz Wilczek Sztuka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Angielski idiom „to go bananas” przetłumaczyć można jako "zwariować" lub "ześwirować". Tak można również określić decyzję o usunięciu prac 2 artystek przez dyrektora Muzeum Narodowego, w tym serię przedstawień kobiety konsumującej banana. Przedstawione zdjęcia z roku 1972 autorstwa artystki Natalii LL ukazują kobietę konsumującą pałąkowaty owoc. Kobieta rozmakowywuje się w egzotycznym owocu, celebruje organoleptyczny kontakt z owocem. Krytycy powiedzą, że kobieta manifestuje swoje emancypację i niedopieszczoną kobiecość, doznaje momentu wolności, folguje sobie z owocową  egzotyką w czarnobiałym, nieznośnym socrealiźmie, ukazuje erotyzujacą figlarność w czasach zdławionych cenzurą. 

A banan jak to banan wygląda jak wygląda. Banan w swej falliczności - jak żaden inny owoc - emanuje erotyzmem explicite. Ktoś, kto nie ma tych ikonicznych skojarzeń oszukuje sam siebie lub jest jawnym hipokrytą.


Owoc ów bowiem, a mówiąc precyzyjnie – jagoda, kształtem, strukturą i odrywaną skórką przypomina najwierniej męskie przyrodzenie w stężeniu – nie ma co udawać pruderyjnych. Kobieta wtykająca go do ust prosto lub po skosie przywołuje akt feliatio – nie ma co udawać pruderyjnych. Kobieta pieszcząca wargami jego końcówkę, nie bacząc na mityczne lamblie dopełnia obrazu zmysłowej oralności.


Na logotypie największej korporacji bananowej Chiquita Brands International sprowadzającej banany i ananasy z krajów rozwijających się do krajów rozwiniętych widnieje słowo „Chiquita”, czyli po hiszp. dziewczynka i/lub ponętna erotycznie panienka. Nad słowem „Chiquita”, jak się można domyślić, figuruje panienka w stroju kabaretowym tudzież zamtuzowym z koszykiem na głowie wypełnionym m.in bananami. Akcent erotyczny jest więc widoczny – logo ostało się przez wiele dekad i nikt chyba larum z tego powodu nie podnosił. Banan w popkulturze uosobiający męskość najlepiej więc „czuje się” w dłoniach i ustach kobiecych. Pod tym kątem oskarżenia o „gender” są co najmniej mało uzasadnione. Przypominam sobie Bananowy Song zespołu Vox i jego ostatnią zwrotkę, która paruje od zmysłowości „rojących się śniadych piękności” i zapowiada być może orgiastyczne swawole.

Konsumpcja słodkości, dostarczanie kubkom smakowym rozkoszy leży zatem bardzo blisko roszkoszy płynącej z konsumpcji cielesnej. Organy wejściwe układu pokarmowego są organami gry wstępnej igraszek miłosnych, a organy wyjściowe...no cóż mają też współdzielone zastosowanie. Jest to fakt zatem bezprzeczny – tak samo jak fakt wydzielania się podobnych endorfin w mózgu. Jeden z bodaj trzech najpopularniejszych hashtagów w mediach społecznościowych nie bez kozery nazywa się #foodporn, ponieważ ta dwa pojęcia spaja klamra podobieństwa. Gastronomiczna pornografia w przeciwieństwie do tej somatycznej jest jednak legalna niezależnie od wieku mięsa, warzyw i owoców, niezależnie czy potrawa jest w dressingu czy bez, niezależnie czy jest spowita kleistymi sosami, galaretkami czy sokami.

Biblijny „frutarianizm” zawiódł ludzkość do grzechu. Pierwszy, niewinnie wyglądający owoc, czyli jabłko (to polskie, najbardziej "narodowe") to przecież symbol zła, ludzkiej ciekawości, pożądania i zakazu. Ewa w stroju rajskim (dziś zwanym pornograficznym) bezwstydnie ulega szatanowi w Edenie, a następnie Ewie ulega bezwstydnie roznegliżowany Adam. W języku kościelnym, a zatem łacińskim słowo „zło” i „jabłko” są tożsame („malum”).

O ile uważam, że tzw. sztuka współczesna to sztuka przez małe „s” i dzieła, które przedstawia nie powodują zachwytu szczerego i gięcia karku przed talentem artysty, o tyle jej reglamentacja i zakaz przez tzw. ministerstwo kultury miejsca mieć nie powinna. Jest bowiem wyrazem niebosiężnej hipokryzji cenzurowanie treści kojarzonych z treściami, które i tak są powszechnie dostępne i zajmują najbardziej rozchwytywane zasoby sieci globalnej. Opowiadam się osobiście za bardzo dużą swobodą wypowiedzi i sztuki, ponieważ uważam, że energia poświęcona na dialog i wyrażanie się artystyczne schładza destrukcyjną energię przemocy lub jej wręcz przeciwdziała.

I na koniec: paradoks całej sytuacji polega na tym, że „ban na banana” odniósł skutek dokładnie przeciwny, ponieważ wygenerował na banana oskomę, w myśl zasady „owoc zakazany najlepiej smakuje”. Już lepiej dla Dyrektora Muzem Narodowego prof. Miziołka (cóż za erotycznie pieszczotliwe nazwisko) było nie dopuszczać wspomnianej pracy do wystawy, niż ją zdejmować w trakcie. Chyba że to wszystko zakulisowa gra, a w ministerstwie prężnie działa lobbing bananowy, bo żółte owoce chyba nie miały lepszej reklamy od czasu wprowadzenia ich na polski rynek. Chyba że ma to posłużyć ośmieszeniu przedstawicieli opozycji, którzy z bananem w dłoni upodobnili się do małp.

Wiecznie ciekawy świata.  Bez tworzenia usycha.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura