Rok 1939
Po zakończeniu kampanii wrześniowej władze niemieckie rozpoczęły szeroką akcję wysiedleńczą Polaków z ziem wcielonych do Trzeciej Rzeszy. Okupowane ziemie zostały podzielone na gubernie: Wielkopolska z Poznaniem i Łodzią weszła w skład kraju Warty, z Pomorza wraz z Gdańskiem utworzono okręg Gdańsk-Prusy Zachodnie, Górny Śląsk i Zagłębie Dąbrowskie wcielono do Prowincji Śląskiej, z północnego Mazowsza utworzono Rejencję Ciechanowską. Części ludności umożliwiono przesiedlenie do Generalnej Guberni, natomiast ci, którzy mieli mniej szczęścia kierowani byli na roboty przymusowe w głąb Niemiec. Do 1941 roku wysiedlonych zostało ok. 800 tysięcy ludzi. Dzielnice zachodnie przyłączone do Rzeszy poddane zostały dotkliwemu reżymowi oczyszczania rasy i germanizacji.
W marcu 1941 roku władze niemieckie ogłosiły Niemiecką Listę Narodową - tzw. Volkslistę, na której wydzielone zostały 4 kategorie ludności. Celem volkslisty było w dużej mierze pragnienie władz niemieckich pozyskania taniego mięsa armatniego.
Rok 1989
Każdego dnia ta sama smutna gra – siedzą w rzędach naprzeciwko nas, wnioskodawcy z Polski. Czynią to tak, jakby byli Niemcami, a my musimy robić to tak, że my w to wierzymy.
Instrukcje służbowe od nadrzędnego urzędu, przeważnie pisemne, ale przede wszystkim przez telefon wydawane były jakby to było wyznaczanie kierunku marszu, a nie obowiązujące ustawy. Postępowałbym ściśle według prawa, wtedy około 80 % wniosków z Polski musiałbym załatwić odmownie.
Kwestię, kto będzie uznany za Niemca ustalało się na zasadach, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością i z historią Niemiec. Dosyć często byłem wręcz zmuszonym do cynicznej argumentacji.
Na przykład, wnioskodawcy, którzy pochodzili z terenów, gdzie obowiązywała Volklista - 80% przybyszów z Polski, codziennie ponad tysiąc osób. Te tereny jak: Zachodnie Prusy, wschodni Górny Śląsk, Kraj Warty, nie należały do Rzeszy Niemieckiej w granicach z 1937 roku. Ludzie, którzy tam mieszkali, zostali posortowani przez niemieckiego najeźdcę na Volkslistach . Kto miał bardzo mało, albo w ogóle nie miał żadnej krwi niemieckiej – a było takich bardzo dużo – wciągano ich na Volklistę 3 i dostawali zielony dowód.
Można się teraz sprzeczać, czy ten nazistowski podział był dla nas zobowiązujący. Właściwie byli to Polacy, niemieckie, nazistowskie urzędy zrobiły ich „Niemcami do odwołania”
W każdym razie musieli zostać niemieckimi żołnierzami. I właśnie to należało do naszej codziennej praktyki. Mianowicie prawie nikt nie miał zielonych dowodów przy sobie, pytaliśmy się w Urzedzie Informacji do spraw Wehrmachtu w Berlinie, czy ojciec albo dziadek należał do hitlerowskiego wojska. Jeśli z Berlina przyszedł Fax: „Wehrmacht - pozytywnie”, wtedy uznanie za Niemca było pewne.
Jednak to zakrawało na kpinę - ktoś zostawał Niemcem i dostawał znaczną pomoc finansową, tylko dlatego, że udowodnił, że ojciec albo dziadek byli w nazistowskim wojsku. Taka to logika przepisów służbowych. Niemcem się jest, kto był dobrowolnie albo niedobrowolnie dobrym nazistą. Żołnierze, którzy wtedy z buntu przeciwko Hitlerowi i niemieckiemu okupantowi wstąpili do Armii pod dowództwem generała Władysława Andersa – było ich trochę – zostali zaszeregowani jako „uznanie – negatywne”. Ich dzieci i wnuki, które właśnie do nas zwróciły się z prośbą o uznanie, z powodu „Anders – pozytywnie” dostawały odmowę. Te przykłady pokazują, jak absurdalna była weryfikacja „przynależności do narodu niemieckiego".
Poplątanie z pomieszaniem panowało także i w innych urzędach. Pracownicy Urzędu ds Wysiedleńców odpowiedzialni za wydawanie tzw. Vertriebenen-Ausweis (dowód wysiedleńca) często nie mieli pojęcia, o czym tu właściwie mają zadecydować.
22 stycznia 1943 roku 18-letnia Tereza Goch wybrała się w podróż do Zamościa. Punktualnie o 8 godzinie przekroczyła progi urzędu Rzeszy do spraw utrwalenia narodowości niemieckiej. 6 długich godzin trwała procedura ustalania jej niemieckości. W końcu dostała szary dowód z zielonym paskiem.
Dopiero 45 lat później dowiedziała się, co jej tak właściwie nazistowscy eksperci poświadczyli. W grudniu 1988 roku hamburski sąd administracyjny wydał wyrok, że naziści zaszeregowali ją jako „ nierówny mieszaniec”. W imieniu narodu – Tereza Goch została przez nazistów określona jako „ zupełnie nie nadaje się do bycia esesmańską panną młodą .”
Wyrok sądu w Hamburgu: Teresa Seemann, z domu Goch, została przez nazistów niemieckich zaszeregowana jako „nienadająca się do przyrostu ludności”. Ponieważ nie miała z tamtych czasów żadnego potwierdzenia uznania do narodu niemieckiego sąd najwyższej instancji odrzucił jej wniosek o wystawienie dowodu wysiedleńca.
Wyrok ten udokumentowuje skandaliczną praktykę niemieckich urzędów, które w oparciu o nazistowski fanatyzm rasowy zrobiły sobie wykładnie, według której oceniano niemieckość przesiedleńców. Nazistowskie papiery stały się bardzo ważnymi dokumentami. I to nie był jedyny przypadek, gdy sądy tak naiwnie wykorzystywały nazistowskie akty.
Totalna niewiedza panowała w urzędach, które decydowały o ludzkim przeznaczeniu i o znacznych subwencjach finansowych. Odpowiedzialni za to byli politycy i ministerialni biurokraci, nie chcieli przyjąć do wiadomości rzeczywistości. Większość uznanych przesiedleńców, jeżeliby przyjąć kryteria Konstytucji i Ustawy o Wypędzonych i Uchodźcach nie powinni byli nigdy dostać tego statusu.
Codziennie pytałem siebie, dlaczego w takim zakłamaniu i pośpiechu musimy z Polaków robić Niemców. A mimo tego dzień w dzień zaczynałem wszystko od nowa - uprzejmy i miły dla tych, którzy zjawiają się tu każdego dnia tysiącami. Wiedziałem jedno, oni muszą być dobrze traktowani – nie dlatego, że są Niemcami, lecz dlatego, że są Polakami.
W końcu byliśmy im to winni.*
*) Doświadczenia pracownika ds. Uznania Wysiedleń w obozie dla wysiedleńców we Friedlandzie, w 1989 roku.
Inne tematy w dziale Kultura