Był piękny majowy wieczór 1936 roku, gdy pietnaście minut po dwudziestej pierwszej z hali we Friedrichshafen wytoczyła się olbrzymia maszyna. Publiczność zgromadzona na płycie lotniska dostała euforii, zachwytom nie było końca.

Emblemat korporacji Deutsche Zeppelin Reederei
Rozpoczęła się era międzykontynentalnych lotów. Pierwszy lot do Ameryki miał być sensacją rozreklamowaną na cały świat, dlatego też na pokładzie oprócz przemysłowców, prominetnych artystów i nazistowskiej elity gościło sporo dziennikarzy. W przeciwieństwie do innych pasażerów przedstawiciele mediów lecieli za darmo, i tak byłoby ich nie stać na kupno biletu. Bilet kosztował 1000 reichmarek, co stanowiło pięciomiesięczne pobory urzędnika. Ale niezapomniane wrażenia mają swoją cenę.

Hindenburg w całej: krasie Długość 245 metrów, tylko 24 metry krótszy od gigantycznego Titanica
Spragnieni widoków pasażerowie mogli obserwować start i lot maszyny przez panoramiczne okna na promenadzie sterowca, co odważniejsi otwierali je, aby przy średniej prędkości 125 km na godzinę poczuć wiatr we włosach. Gdyby się nie wiedziało, że siedzi się w statku powietrznym, to można byłoby pomyśleć, że jest się w pięknym hotelu na morzem, z którego okien słychać kojący szum fal – zachwycał się przemysłowiec, Carl Bruer nad pierwszym rejsem nad Antlantykiem.
Jeszcze bardziej poetycko opisał swoje wrażenia Alfred Ernst, szef Tidewater Oil Company - Poderwaliśmy się od ziemi i popłynęliśmy w powietrzu, a wokół nas harmonia, tylko słońce, światło i nieskończona przestrzeń, pod którą rozpościerał się jak dywan bezkresny ocean. Japońskie malowidła ozdabiające ściany obite jedwabnymi tapetami, takie jasne i delikatne – bardzo wrażliwy artysta stworzył to dla ludzi, pragnących choć na parę dni, parę godzin oderwać się od codzienności.

Promenada - widok z lotu ptaka
Rytm dnia wyznaczało pięciu kucharzy i jeden ciastkarz, uwijających się w nowoczesnej kuchni. Posiłki serwowano na porcelanowej zastawie w kolorze kości słoniowej, a zawsze świeże kwiaty w jadalni wzmagały apetyt gości.

Kuchnia na Hindenburgu

Na tej sali serwowano posiłki
Chętnych do odpoczynku zapraszał salon w kolorze jasnego brązu, wyposażony w eleganckie i bardzo lekkie, aluminiowe meble. Malowidła na ścianach salonu przedstawiały egzotyczny świat Magellana i Capitana Cooka.

Salon
Nie zabrakło też miejsca dla kreatywnej pracy. Szukający spokoju goście mogli zaszyć się na długie godziny w bibliotece albo w czytelni. Kto miał ochotę na papierosa, czy cygaro nie musiał czekać aż sterowiec wyląduje, do tego służyła elegancka palarnia, której wnętrze obite było błyszczącą skórą. Specjalnie wyznaczony barman dbał o bezpieczeństwo, przechowywał przybory do palenia, służył ogniem i pilnował, aby nikt nie wychodził z palarni z zapalonym papierosem. Na pokładzie znajdowało się 200.000 metrów sześciennych wodoru.

Raj dla chętnych na dymka
Podróż sterowcem trwała prawie 60 godzin, a mimo to pasażerowie nie cierpieli na chorobę lokomocyjną. Po prostu przy silnym wietrze Hindenburg zwiększał swoją wysokość. On jest jak ten kolorowy motyl, który jak zaczarowany przemyka w letnim słońcu, a gdy tylko nadciąga bardzo zła pogoda, szybko znajduje schronienie – tak Hugo Eckener, pionier lotów przez Atlantyk opisywał zdolności dostosowawcze Zeppelina do warunków pogodowych.
Kawior i chrupiące bułeczki, audycje radiowe i wieczorne czyszczenie butów - pasażerom Hindenburga nic nie brakowało, ani dla ciała, ani dla ducha.

Przedszkole na pokładzie, stewardesa,Emilie Imhoff (na zdjęciu z dzieckiem na ręku)
zginęła w katastrofie w 1937
Koneserzy muzyki spotykali się na kameralnych wieczorach muzycznych, grano na specjalnie do tego celu zbudowanym aluminiowym fortepianie. Delektowano się elegancją fraz Chopina, Beethovena i Liszta.

Tak się bawiono na Hindenburgu. Aluminiowy fortepian (scena z filmu z 1975 roku)
Na trzeci dzień rejsu, 8 maja rano odbyła się się pierwsza na świecie msza święta w powietrzu. Nabożeństwo bez zapalonych świec celebrował ojciec Paul Schulte. Na mszy patrzyli na mnie jak zahipnotyzowani, ocknęli się dopiero po słowach: „gdy zobaczyli górę lodową”... Statek był jak przedszkole. Aby coś przeżyć, czy zobaczyć wszyscy biegli na wyścigi do okien, przytykali nosy do szyb –opisywał swoje wrażenia z podróży ksiądz.

Nabożeństwo bez świec, na zdjęciu ojciec Paul Schulte
Podczas gdy duchowny po wieczornej mszy przygotowywał się do snu w swojej kajucie, wyposażonej w szafkę z lustrem i bieżącą wodę, goście Hindenburga zaczynali całonocną zabawę. Towarzystwo na pokładzie bawiło się świetnie. Alkohol lał się strumieniem. Nagle w atmosferę zabawy wkradł się jeden problem, luksusowy problem. W barze zabrakło ginu. Gin, to oprócz soku pomarańczowego ważny składnik ulubionego przez pasażerów koktajlu alkoholowego. Atmosferę uratowała młoda Angielka, żona pisarza kriminałów, Lesliego Charterisa, odkryła w barze spore zapasy wiśniówki. Szybka decyzja, wystarczyła odrobinia niemieckiego, owocowego brandy dolać do soku i można było już serwować „Hindenburski Koktajl Wiśniowy”.

Bar, gdzie młoda Angielka, Pauline Charteris odkryła wiśniówkę

Kabina pasażerska - rekonstrukcja
Zbliżała się piąta rano, gdy na horyzoncie ukazały się światła Nowego Jorku. Morze migocących świateł. Amerykanie tłumnie wylegli na ulicę przywitać sterowiec. Euforia opanowała miasto, syreny parowców buczały bez przerwy, a Hindenburg w całym swoim majestacie robił rundę honorową nad Nowym Jorkiem. – Wydawało mi się, że te miliony migocących świateł to miliony bijących serc na nasze spotkanie –wspominał ojciec Paul Schulte.
Z niemniejszą euforią witali Nowojorczycy Hindenburga, który rok później robił rundę honorową nad miastem. To był 63 lot Zeppelina, od marca 1936 roku przebył on bez usterek 337.000 kilometrów. Nikt nie przypuszczał, że to ostatni jego lot, a w ciągu 32 sekund skończy się pewna era.
36 pasażerów na pokładzie przeżyło podobne luksusowe chwile w podróży jak goście pierwszego lotu do Ameryki Północnej. Tylko nie było fortepianu, mimo swojej lekkiej konstrukcji okazał się za ciężki, gdyż w międzyczasie zwiększono ilość kabin dla pasażerów.
Po południu, 6 maja Hindenburg pojawił się nad Manhattanem. Tysiące mieszkańców Nowego Jorku śledziło majestatyczny lot błyszczącego w słońcu, ze swastykami na rufie kolosa W wielu miejscach miasta zatrzymał się ruch smochodowy, syreny portowe buczały. Zeppelin niczym ogrmomny ptak frunął tuż obok Empire State Building, tak, że pasażerowie w sterowcu i nowojorczycy zebrani na platformie widokowej mogli się nawzajem widzieć. Pół godziny później opuścił Nowy Jork i poleciał w kierunku lotniska w Lakehurst.

Inni się Bawią, inni pracują. Kapitan na powietrznym mostku kapitańskim.
Kapitan feralnego lotu w 1937, Max Pruss przeżył katastrofę, ciężko ranny trafił do szpitala
Nad Lakehurst szalała burza, silny wiatr uniemożliwiał bezpieczne lądowanie. Chwile niepewności ciągneły się w nieskończoność. Steward, Heinrich Kubis częstował właśnie pasażerów świeżymi bułkami z serem i szynką, gdy załoga sterowca zdecydowała się na manerw lądowania. Dokładnie o godzinie 18:25 Hindenburg LZ 129, oddalony tylko parę metrów od ziemi, stanął w płomieniach.
Piekło trwało 32 sekundy – na końcu pozostała tylko góra popiołu i powyginane częsci aluminiowego wyposażenia sterowca. Do dzisiaj nie jest pewne, co było przyczyną pożaru. Jest kilka hipotez co do przyczyn katastrofy. Jedni sugerują sabotaż..Inni, że katastrofa Hindenburga została spowodowana zmęczeniem materiału poszycia sterowca. .Pojawiła się również teoria, że sterowiec spłonął z powodu połączenia łatwopalnych substancji zastosowanych w farbie, którą zostało pomalowane poszycie.
Badania ujawniły jednak, że poszycie sterowca było polakierowane środkiem, który miał właściwości gromadzenia w sobie ładunku elektrycznego. Podczas przelotu, na skutek tarcia powietrza na poszyciu w tylnej części sterowca zgromadziło się bardzo duża ilość ładunku elektrycznego. Między płatami naelektryzowanymi poszycia a nienaelektryzowanymi przeskoczyła iskra, która zapoczątkowała pożar łatwopalnej powłoki.
W kuli ognia zginęło 22 członków załogi, 13 pasażerów i jeden członek obsługi naziemnej lotniska. Razem z ich śmiercią skończyła się era Zeppelina. Skończyły się również marzenia o latającym nad Atlantykiem grandhotelu.
- Proszę zapiąć pasy , zaraz lądujemy . - obudził mnie miły głos stewardesy. WITAMY W NOWYM JORKU! W ustach czułam smak „Hindenburskiego Koktajlu Wiśniowego”. ;)

Inferno w Lakehurst, maj 1937 rok
Tragicznie chwilie z katastrofy Hindenburga LZ 129
Więcej o lotach Zeppelina można przeczytać w książce Barbary Waibel: LZ 129 Hindenburg: Luxusliner der Lüfte, Sutton Verlag 2010. Zdjęcia:Wikipedia, chroniknet. com, airships.net
Inne tematy w dziale Rozmaitości