Na naszych oczach w Lasach Państwowych wycinane są ostatnie fragmenty NATURALNEGO lasu, a my TEGO NIE WIDZIMY!
Ale... po kolei: najpierw historia, potem opis SEDNA tego, co się TERAZ dzieje, a potem tego przyczyny itd.
W wyniku najpierw I Wojny Światowej, a potem w wyniku okupacji niemieckiej w trakcie II Wojny Światowej, polskie lasy zostały przetrzebione i zdewastowane.
Szczególnie Niemcy prowadzili wycinkę zarówno całych połaci lasów, jak też najcenniejszych drzew w danym ekosystemie. Dla przykładu - w trakcie I WŚ wycięli 650 ha Puszczy Białowieskiej i wywieźli 2,5 miliona m³ drewna. Podobnego rabunku dokonali w tej puszczy w trakcie II WŚ.
W efekcie w 1945 roku lasy ostały się tylko na ok. 6 470 tys. ha. (20,8 % powierzchni) Polski, ich zasobność, mierzona liczbą m³ drewna z ha, była dramatycznie niska, a powierzchnia najwyższych klas drewna: od V wzwyż (drzewa powyżej 80 lat) zaledwie na poziomie 14,3%.
Co więcej – w całości 6 470 tys. ha powierzchni lasów tylko 841 tys. ha stanowiły lasy liściaste (czyli ok. 13 % całości lasów).
W latach 1945 – 1989 dokonano ogromnej akcji "zalesienia" ponad 2 milionów hektarów i lesistość wzrosła do około 28%. Obecnie zaś powierzchnia lasów wynosi
już 9 255 tys. ha (lesistość 29.6%).
(https://www.bdl.lasy.gov.pl/portal/)
Wydawałoby się więc, że sytuacja polskich lasów jest bardzo dobra.
Tak też starają się nam wmówić włodarze z Państwowego Gospodarstwa Leśnego "Lasy Państwowe", którzy zarządzają prawie 77% ogółu lasów w Polsce.
M.in. w tym celu publikują co roku "Raport o stanie lasów" (obecnie ostatni jest za 2018 rok).
Czytając ten raport mamy być pod wrażeniem, jak to imponująco rośnie nam zasobność z każdego hektara lasu, zasobność ogółem w milionach metrów sześciennych itp. itd....
Problem w tym, że jest to jedna wielka BREDNIA!
TOTALNA ŚCIEMA!!!
I nie chodzi tutaj tylko o skokowy wzrost ilości pozyskiwanego drewna: w 2000 roku wycięto 27, 7 mil. m³, w 2010 roku 35,5 mil. m³, zaś w 2018 roku już ponad 43,3 mil. m³.
Obserwując skalę "wyrzynki" lasów, która ma miejsce tej zimy, jest bardzo prawdopodobne, że dane za lata 2019 – 2020 będą jeszcze (znacznie) wyższe.
Oznacza to, co prawda, skokowy wzrost ilości pozyskiwanego drewna, w stosunku do całości przyrostu drewna w Lasach Państwowych, ale – jeśli dane o przyroście zasobności tych lasów są prawdziwe – jest to, najprawdopodobniej, jeszcze bezpieczny poziom.
Zapotrzebowanie przemysłu drzewnego na drewno jest olbrzymie i pozyskiwanie drewna na pewnym poziomie jest koniecznością.
Problem jest inny.
W drugiej połowie ubiegłego roku grupa posłów wystąpiła z interpelacją «w sprawie wycinki drzew należących do PGL "Lasy Państwowe"».
I uzyskała odpowiedź, że ta "wycinka" odbywa się zgodnie z wieloletnimi (10-letnimi) planami urządzenia lasu, a wzrost "wycinki" w 2017 i 2018 był wynikiem klęski spowodowanej przez huragan.
Dodatkowo uzyskali dane o pozysku drewna za lata 2014 – 2019 (6 miesięcy), a także... dane dotyczące cięć zrębnych w tym okresie, które wyniosły w poszczególnych latach:
2014 – 53 500 ha,
2015 – 55 202 ha,
2016 – 55 560 ha,
2017 – 62 139 ha,
2018 – 62 173 ha.
Jakoś nie słychać, aby po tej odpowiedzi ta grupa posłów podniosła jakieś larum!
Tak samo, jak nie słychać, aby jacyś (pseudo)ekolodzy - np. ci, rozbierający się do golasa na terenie przekopu przez Mierzeję Wiślaną – bili na alarm!
Najprawdopodobniej, po pierwsze, jedni i drudzy dali się nabrać na wyjaśnienie, że wzrost powierzchni cięć zrębnych w latach 2017 i 2018 jest wynikiem klęski żywiołowej w Borach Tucholskich i na innych terenach Północnej Polski.
Załączone zdjęcie z Google z Lasów Przysuskich pokazuje, że masowa "wycinka" ma miejsce także na innych obszarach.
(Zdjęcie dostępne tutaj: https://www.mpolska24.pl/post/17383/popis-finalizuje-wycinke-polskich-lasow)
Dla niedowiarków polecam zapoznanie się ze zdjęciami z Gostynińsko-Włocławskiego Parku Krajobrazowego!!!
Zresztą - poza terenami Parków Narodowych, gdzie z oczywistych względow "wycinka" jest zabroniona lub ograniczona - w wielu miejscach Polski mamy podobne obrazy: białe płachty po świeżych wycinkach i jasnozielone po już zadrzewionych.
Jeszcze gorzej niż na załączonym zdjęciu wyglądają np. lasy w okolicach Szczecinka.
Po drugie, najprawdopodobniej, pomyśleli, że te 62 tys. ha stanowi zaledwie 0.67% ogółu lasów w Polsce (z 9 255 tys. ha), więc... nie ma problemu.
Tyle tylko, że z tych 9 255 tys. ha lasów, zaledwie 2 100 tys. ha lasu to drzewa V klasy i wyższej, a więc mające co najmniej 80 lat, co jest minimalnym wiekiem zrębnym dla sosny, świerka i modrzewia, które stanowią około 70% drzewostanu.
Dla buka i jodły minimalny wiek zrębny to 100 lat, a dla dębu, jesionu, wiązu – 120 lat.
(http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/DocDetails.xsp?id=WDU20120001302)
A powierzchnia tych drzew, odpowiednio w wieku 100 lat i 120 lat jest dużo, dużo mniejsza.
Co więcej, "Lasy Państwowe" zarządzają nie całością lasów w Polsce, ale 77% z nich, więc – licząc proporcjonalnie – z tych 2 100 tys. ha "robi się" około 1 600 tys. ha.
Co więcej – w tym jest jeszcze prawie 200 tys. ha lasów w parkach Narodowych, gdzie cięcia zrębne są praktycznie wykluczone.
Zostaje więc 1 400 tys. ha, gdzie prawnie możliwe jest przeprowadzanie "wycinek".
Co najwyżej 1 400 tys. ha – bo tak byłoby, gdyby sosna, świerk..., a więc drzewa o minimalnym 80-letnim wieku zrębnym stanowiły 100 % ogółu lasów.
Odniesienie powierzchni 62 tys. ha cięć zrębnych nie do całej powierzchni lasów w Polsce, ale do powierzchni lasów, gdzie dokonywanie takich cięć jest prawnie dopuszczalne pokazuje, że "wycinka" dotyczy co najmniej 4,5% tych lasów, a przy dokładniejszym wyliczeniu – z uwzględnieniem drzew ze 100-letnim i 120- letnim minimalnym wiekiem zrębu – najprawdopodobniej byłoby to dużo ponad 5%, prawdopodobnie w okolicach 6%!
Innymi słowy – przy tej skali cięć zrębnych w ciągu niecałych 20 najbliższych lat
wycięta zostanie reszta lasów, która ostała się jeszcze z okresu sprzed 1940 roku.
A to wszystko dzieje się, jak widzimy, za zgodą "posłów" kolejnych kadencji i za zgodą kolejnych (nie)rządów, które wydają rozporządzenia ustalające zasady sporządzania planów "urządzenia" lasu dla poszczególnych nadleśnictw i które zatwierdzają te plany.
Co to jednak właściwie (w istocie rzeczy) oznacza, że w ciągu najdalej dwudziestu najbliższych lat wycięte zostaną ostatnie połacie lasu, które ostały się z wojennych trzebierzy i rabunków?
W latach osiemdziesiątych miałem okazję wziąć udział w akcji "sadzenia lasu" w Lasach Przysuskich: na powierzchni wielu hektarów, gdzie wystawały jeszcze pniaki po wyciętych drzewach, sadziliśmy sosnę.
Tylko sosnę!
Równo, w rzędach.
Plantację sosny.
Pod koniec lat osiemdziesiątych, gdy przyjechałem któregoś roku na wakacje do domu i, jak zazwyczaj, poszedłem na długi spacer do tych samych Lasów Przysuskich, doznałem szoku: kilka hektarów naturalnego lasu jodłowego – w którym każde drzewo, proste i strzeliste, miało kilkadziesiąt metrów wysokości i gdzie w najgorętszy i najjaśniejszy dzień był półmrok i chłód – leżało wyciętych "w pień" i poukładanych w sągach.
To tak, jakby zniszczyć gotycką katedrę!!!
Część tego drzewa potem zgniło (pewnie "wina" turbulencji związanych ze zmianą systemu).
Te dwa obrazy pokazują, na czym polega rabunkowa, de facto – zbrodnicza, działalność Lasów Państwowych.
O ile w okresie powojennym, kiedy z określonych konieczności trzeba było szybko podnieść lesisitość kraju, zakładanie plantacji drzewnych na nieużytkach i ziemiach najsłabszych klas, miało jeszcze jakieś uzasadnienie, o tyle dokonywanie cięć zrębnych – w większości cięć zrębnych zupełnych – "starych" lasów, było podobnym barbarzyństwem i rabunkiem, jakiego dopuszczali się Niemcy w czasie wojen!
Dzisiaj dokonywanie cięć zrębnych na powierzchni ponad 600 kilometrów kwadratowych rocznie tych resztek lasów, które przetrwały wojny i PRL
nie ma żadnego uzasadnienia!!!
Poza lasami prywatnymi i poza lasami w Parkach Narodowych, są to bowiem jedyne lasy, które (pewnie nie wszystkie i w różnym stopniu) są... LASAMI, a nie plantacjami ustawionych w równe szeregi monokulturowych drzew; w przeważającej ilości – sosny.
Włodarze "Lasów Państwowych", zarządzający naszą wspólną własnością, starają się nam wmówić, że wszystko co robią, to robią dla dobra lasów i dla... naszego dobra.
Lasów, w wyniku ich działalności, niedługo już nie będzie, bo będą tylko plantacje drzewne!
To policzmy/zobaczmy więc, co my mamy z takiej "polityki" "Lasów Państwowych"!
Przed II Wojną Światową "Lasy Państwowe" miały znaczący wkład do budżetu państwa.
A dzisiaj?
Podatek leśny - 236 217,0 tys. zł.
Podatek dochodowy - 18 328,5 tys. zł.
I to wszystko!!!
Oczywiście, sprzedaż drewna objęta jest także podatkiem VAT (23 lub 8% - w zależności od rodzaju drewna), ale podatek ten FAKTYCZNIE płacą nabywcy drewna.
PGL "Lasy Państwowe" w rzeczywistości są jedynie tutaj "PŁATNIKIEM" – naliczają podatek VAT i pobierają go od nabywców drewna. Potem jego część (po różnych odliczeniach/zmniejszeniach) odprowadzają do Urzędu Skarbowego.
Pełen raport finansowy za 2018 rok dostępny jest tutaj: https://www.lasy.gov.pl/pl/informacje/publikacje/informacje-statystyczne-i-raporty/sprawozdanie-finansowo-gospodarcze-pgl-lp
Nasze wspólne dobro narodowe, to które przetrwało II Wojnę Światową, jest rok w rok "wyrzynane" do gołej ziemi, a w efekcie my-Polacy mamy z tego niecałe
255 milionów złotych!!!
Szok!!!
To na próbę kolejnego przekupienia emerytów przed wyborami (tym razem prezydenckimi) rząd wyda KILKADZIESIĄT razy więcej!!!
Szok!!!
W tej sytuacji nasuwa się proste pytanie, po co ta rabunkowa "polityka" "Lasów Państwowych", uprawiana za przyzwoleniem kolejnych ekip rządowych?
Odpowiedź jest bardzo prosta!
Przychody "Lasów Państwowych" wynoszą (za 2018 rok) - ponad 9 miliardów 791 milionów.
Z tego na koszty zarządu "idzie" 3 milardy 600 milionów, z czego na pensje -
2 miliardy 542 miliony 527 tys. zł
Przeciętne wynagrodzenie miesięczne ogółem w Lasach Państwowych wynosiło w 2018 roku 8 tysięcy 21 zł.
Oczywiście, praktycznie całość prac związanych zarówno z pozyskiem drewna, jak też z "pielęgnacją" lasów, czy zalesianiem wykonywały "firmy zewnętrzne", na co poszła "lwia część" z pozostałej części budżetu.
Powstaje pytanie, za co pracownicy "Lasów Państwowych", w liczbie ponad 26 tysięcy (wzrost w ostatnich latach), są tak wyjątkowo hojnie wynagradzani?
Kto zatwierdza ich wynagrodzenia?
Czy ktoś FAKTYCZNIE sprawuje nad nimi jakikolwiek nadzór i jakąkolwiek kontrolę?
No bo, w końcu "Lasy Państwowe" to nasz wspólny majątek, a parlament i rząd POWINNY czuwać, aby był on w jak najlepszym stanie i aby zarządzanie nim faktycznie było dla NASZEGO (ogółu Polaków) dobra i w naszym interesie!
A może się mylę – może to już tylko czyjś prywatny folwark, prawem kaduka urządzony na naszym wspólnym (Polaków) majątku???
..........
Inne artykuły autora na:
1. http://grudziecki.salon24.pl/
2. http://naszeblogi.pl/blog/5461
3. http://niepoprawni.pl/blogi/dariusz-grudziecki
4. http://www.mpolska24.pl/blog/demokracja-czy-postmonarchia
Inne tematy w dziale Rozmaitości