Wojciech Racz Wojciech Racz
163
BLOG

Korona Polska kontratakuje, rozdział III

Wojciech Racz Wojciech Racz Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 3
Kolejny odcinek z serii mojej literackiej "twórczości"

Był 4 listopada, pogoda nadal była podła. Nie była to złota polska jesień, raczej zgniła żydowska jesień, jak mawiali pogodowi antysemici. Michał nastawił budzik na godzinę 6stą rano. Wstał, odmówił modlitwę poranną, , wypił 2 szklanki wody połykając swoje suplementy, założył sportowy strój i wyszedł pobiegać do pobliskiego parku. Po 40 minutach biegu w średnim tempie poczuł, że łapią go skurcze w łydkach. Wtedy zatrzymał się, rozciągnął obolałe mięśnie, zrobił 3 serie pompek i wolnym krokiem poszedł do domu, zahaczając po drodze o piekarnie. Na śniadanie zjadł jajecznice na boczku i cebuli, popijając kawę z mlekiem. Około godziny 8:30 zaczął się zastanawiać co zrobić zresztą dnia. Otworzył swój osobisty kalendarz i zobaczył, że jego  kolega Karol Paprocki zaprosił go na swoje imieniny. Karola znał z Politechniki Warszawskiej, on też miał obsuwę jeśli chodzi o ukończenie studiów. Był roztrzepany, ale parę lat temu dojrzał, wydoroślał, znalazł żonę, a od dwóch lat był szczęśliwym ojcem małego Ignacego. Mieszkał on pod Warszawą, we wdzięcznej wsi o nazwie Pasikoniki. Z żoną poznali się na balu organizowanym niegdyś przez warszawskie środowisko konserwatywne. Michał z jednej strony go podziwiał, z drugiej strony trochę zazdrościł mu ogarnięcia życiowego i znalezienia tej jednej jedynej niewiasty na całe życie. 3 lata wcześniej Michał był ceremoniarzem, czyli głównym ministrantem na ich ślubie. Cieszył się na okoliczność odwiedzin Karola i jego żony Doroty, natomiast jeszcze nie miał prezentu imieninowego. Spojrzał na swój regał książkowy. Miał ich kilka w salonie, a także jeden w sypialni. Potężna biblioteka kolekcjonowana przez kilka pokoleń Sosnkowskich robiła wrażenie. Jego wzrok padł na książki zakupione przez niego w ostatnich latach. Wielu z nich nie czytał nawet, więc wyglądały jak nowe. Oglądając tytuły zatrzymał się dłużej na „Życie wewnętrzne duszą apostolstwa” autorstwa ojca Jana Chrzciciela Chautarda. Stwierdził, że będzie dobrym prezentem dla Karola. Ale imieniny rozpoczynały się o 18:00, więc miał jeszcze wiele godzin do zagospodarowania przed wieczorem, postanowił więc pójść na bazar zrobić zakupy. Wychodząc z kamienicy minął kapliczkę Matki Bożej, która przetrwała wszystkie trzy wojny światowe. Wtedy powiedział do siebie tak- Wielu próbowało zwyciężyć Niepokalaną, ale nikomu się to nie udało, bo jest niepokonana mocą Bożą. Przypomniał sobie rok 2042, kiedy Pius XIV ogłosił dogmat o Wszechpośrednictwie i Współodkupicielstwie Maryi. Data nie została wybrana przypadkowo, bo było to równo 100 lat po tym jak Pius XII zawierzył świat Niepokalanemu Sercu Maryi podczas II wojny światowej.  10 lat temu dorosłym już młodzieńcem, umocnionym w wierze i czytającym książki apologetyczne. Szczególnie lubił książkę Dogmatyka katolicka księdza Kalinowskiego, kupował ją namiętnie w antykwariatach i rozdawał swoim kolegom, którzy potrzebowali umocnienia w wierze, bądź poszukiwali prawdy w dzisiejszym świecie. Idąc na bazar zobaczył w kiosku nagłówek w Gazecie:  Chińskie obozy koncentracyjne dla chrześcijan. Wziął do ręki gazetę i wzrokiem omiótł artykuł ze strony głównej: „Jak donosi zwiad królewskich sił powietrznych,  Chińczycy założyli w całym kraju kilkadziesiąt obozów koncentracyjnych dla swoich przeciwników politycznych. Większość więźniów stanowią w nich chrześcijanie, którzy nie mają praw publicznych według konstytucji Chin i są traktowani jak zwierzęta. Przedstawiciele innych religii też są prześladowani, ale według tajnych badań ministerstwa wyznać liczba katolików osiągnęła zawrotne 20 milionów, czyli 2 razy tyle co 5 lat temu, według podobnych badań. Więc siłą rzeczy większość więźniów w obozach stanowili katolicy, którzy zostali przyłapani na praktykowaniu wiary i nie chcieli jej się wyrzec. Teraz Michał przypomniał sobie, że parę lat temu był świadkiem bierzmowania pewnego Chińczyka, który uciekł ze swojej Ojczyzny do Polski.  Tobiasz poznał Chrystusa już jako osoba dorosła, właśnie podczas prześladowań w Chinach, chrzest przyjął już Polsce w Boże Narodzenie, z rąk księdza Karola Kwadrata w Krakowie. Pomyślał sobie o biednych braciach w wierze z Chin, pozamykanych w obozach. Z opowieści rodzinnych znał historię swojego pradziadka Ryszarda, którego Niemcy zabrali do obozu koncentracyjnego, jeszcze jako 14-latka. Zrobili to w zemście, ponieważ nie schwytali jego ojca i starszego brata, którzy należeli do AK i uciekli do lasu, ponieważ zagrażała im dekonspiracja. Michał Jerzy odmówił krótki akt strzelisty w intencji wszystkich prześladowanych chrześcijan i zaczął refleksję nad cierpieniem, złem i niesprawiedliwością w życiu ludzi. Przypomniał sobie słowa pewnego księdza, że cierpienie nie każdego uszlachetnia, ale dzięki Chrystusowi można nadać jemu sens w swoim życiu. Zastanawiał się w jaki sposób Królestwo Polskie mogłoby pomóc współwyznawcom, którzy cierpią prześladowania dla sprawiedliwości. Dumał nad historią św. Maksymiliana Kolbego, który w obozie Auschwitz potajemnie spowiadał, odprawiał Mszę, a ostatecznie oddał życie za bliźniego, idąc zamiast niego na śmierć do bunkra głodowego. Tak myśląc o starych i nowych totalitaryzmach, na bazarze w warzywniaku zaczął zagadywać starszą panią i opowiadać, co przeczytał w gazecie o chińskich obozach. Ekspedientka przejęła się i zaczęła przeklinać władze państwa środka. Stwierdziła, całkiem słusznie, że koalicja państw chrześcijańskich powinna coś z tym zrobić. Po zrobionych zakupach Michał szedł do domu z naładowanym koszykiem, ale również z niepokojem w sercu. Zastanawiał się, co on by zrobił w takiej sytuacji, o której przed chwilą rozmawiał i rozmyślał. Czy dałby radę dźwigać obozowy krzyż dnia codziennego? Czy nie wyrzekł by się wiary za miskę ryżu, przynaglony głodem? Czy nie donosiłby na kolegów jako obozowy kapo? W jednej chwili zorientował się, że to pokusy diabelskie i nie należy takich rzeczy rozpamiętywać, a jedynie mieć nadzieję, tak jak powiedział św. Paweł: Wszystko mogę w Tym, który mnie wspomaga.
    Michał zjadł mały obiad, aby nie nasycić przed przyjęciem imieninowym, następnie zrelaksował się stawiając pasjansa i czytając rozdział lektury duchowej. Po tym wszystkim znowu ubrał się w płaszcz i poszedł na dworzec kolejowy, aby pociągiem dojechać do podwarszawskich Pasikonik. Na dworcu, prócz biletu kupił także sudoku do wypełniania, aby szybciej minęła mu podróż. W poczekalni usiadł na ławce i oczekiwał na przyjazd pociągu, do którego zostało jeszcze pół godziny. Wyciągnął długopis i zaczął rozwiązywać zakupione sudoku, zerkając co jakiś czas na dworcowy zegar i tablice odjazdów z aktualnymi komunikatami. W końcu pociąg został wywołany przez megafon i Michał szybkim krokiem udał się na peron, aby po chwili wsiąść do środka lokomocji, który miał go dowieść do Paprockich. Był to wagon bezprzedziałowy, typowy dla pociągów podmiejskich. Koleje królewskie były dumą odnowionej Polski, a także siłą napędową odradzającej się gospodarki, która po latach wojny i kryzysu potrzebowała ułatwień logistycznych. W jego wagonie siedziało około 20 osób, większość miejsc była wolna, on usiadł tak by widzieć wyświetlacz, na którym widać było kolejne stacje trasy. Robiąc przerwę od rozwiązywania numerycznej łamigłówki patrzył się dal za oknem, a gdy wyjechali z miasta ujrzał zabłocone pola i słońce, które chyliło się ku zachodowi. Przypomniał sobie czasy, gdy ze swoją pierwszą dziewczyną Joanną beztrosko oglądał zachody słońca. Te czasy jednak bezpowrotnie minęły, stwierdził zdecydowanie w myślach Michał i jednym tchnieniem uciął nostalgię, w której niezamierzenie się znalazł. „Następna stacja Pasikoniki”- oznajmił komunikat z głośników w wagonie. Michał nałożył płaszcz, schował do niego sudoku i wziął torbę z prezentem dla solenizanta. Deszcz akurat przestał padać, więc zadowolony wysiadł z wagonu i zaczął iść w stronę domku rodziny Paprockich. Nie było to daleko, znał dobrze drogę, bywał tam nie raz i nie dwa. Już po 5 minutach marszu stanął przed bramą i wcisnął przycisk dzwonka. Brama otworzyła się, on wchodząc przez podwórko ujrzał elementy typowe dla wiejskiego gospodarstwa, czyli chlewik dla świń, kurnik, szopę z narzędziami, ogródek z ziemniakami i ziołami. Były nawet maliny, owocujące jeszcze o tej porze roku. Wszedł do domu, gdzie powitał go jego przyjaciel Karol:
-Witaj Michale
-Witaj Karolu
-Wejdź proszę, ale paskudna pogoda, dziękuję, że chciało ci się jechać taki szmat drogi.
-Oj nie przesadzaj Karol, przecież nie jechałem za Ural, tylko za Warszawę. A jeśli chodzi o pogodę, to owszem można się trochę umartwić dzięki jej.
Po przywitaniu i zdjęciu okrycia Michał złożył najlepsze życzenia Karolowi i wręczył prezent, ciesząc się, że torebka prezentowa nie rozmiękła przy deszczu. W przedpokoju przywitała go Dorota, żona Karola i zapytała, czego by się napił. Zastanawiał się między herbatą a nalewką, ale postanowił połączyć oba te rozwiązania i poprosił gospodynie domu o herbatę owocową z nalewką pigwową, czyli mówiąc ogólnie „herbatkę z prądem”. Było po godzinie 19:00, inni goście siedzieli już przy stoliku, a syn państwa Paprockich wesoło bawił się klockami na podłodze. Wśród biesiadników było małżeństwo Puławskich, a także siostry Zambrowskie, znane Michałowi. Z jedną z sióstr, mianowicie Beatą łączyło go kiedyś nieodwzajemnione uczucie, ale byli w dobrych relacjach. Z Karoliną był w jeszcze lepszych stosunkach, gdyż nigdy zabiegał o jej względy. Zaczęły się „nocne rozmowy Polaków”, ponieważ na dworze było już zupełnie ciemno. Niewiasty te zamężne i niezamężne dyskutowały o dzieciach i modzie, natomiast panowie o polityce, wojsku i właśnie obozach koncentracyjnych w Chinach. Michał wyjawił swoje plany angażu do Królewskiego Wojska Polskiego. Nastała cisza, nawet w niewieścim kąciku.
- Łooo, fajna rzecz, liczę na to, że cię przyjmą- powiedziała Beata.
- No jasne, że cię przyjmą- powiedział Karol- Nie ma przecież lepszego ministranta od ciebie.
-Tak, ale nie ma punktów za samą ministranturę-odpowiedział Michał,- Jeszcze trzeba mieć zadatki na żołnierza.
Inni również gratulowali mu podjętej decyzji i życzyli powodzenia. Następnie Dorota zgasiła światło i przyniosła tort wraz zapalonymi świeczkami. Wszyscy odśpiewali sto lat, a Karol zdmuchnął świeczki dumając nad tym, czego by sobie życzył w tych niełatwych czasach.
Po zjedzonym torcie goście pili wino, grając w gry planszowe, a także dalej rozmawiając na różne tematy. Około północy dawno po tym, jak Ignacy poszedł spać, impreza zaczęła powoli dogasać. Na początek pożegnali się i wyszli Puławscy. Potem siostry Zambrowskie, które przyjechały samochodem zaproponowały Michałowi, że podwiozą go do Warszawy, na co ten ochotnie przystał. Wracając jednym pojazdem nadal rozmawiał, głównie z Beatą, która z podziwem i powagą odnosiła się do jego planów militarno-zawodowych. Karolina, prowadząca samochód, dowiozła go pod dom, gdzie pożegnawszy siostry i podziękowawszy za podwózkę wyszedł. Była godzina druga w nocy, w sam raz na sen.
CDN




Polak z urodzenia, katolik z wyboru, inżynier z wykształcenia. Kawaler, jak na razie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura