Miłość to ideologia - przynajmniej miłość w pojęciu chrześcijańskim - to rodzaj agape, pojęcie filozoficzne.
Miłość nie będąca ideologią, rozumiana potocznie jako instynkt biologiczny, to po prostu popęd seksualny. Człowiek bez ideologii jest tylko zwierzęciem - kieruje się tylko uczuciami, emocjami, instynktami - czyli tym samym co zwierzęta. Dla kogoś takiego miłość to akt płciowy, kopulacja.
Ideologia to coś, co nas wynosi ponad tę zwierzęcość, ponad instynkty, ponad uczucia i emocje. To coś, co nas czyni ludźmi. Ideologie tworzą kulturę i cywilizację. Kultura to ideologia przeciwstawiająca się instynktom i emocjom. Zwierzęta mając tylko instynkty i uczucia - nie znają miłości, nie kochają po chrześcijańsku, w ogóle nie kochają. By kochać, trzeba być wychowanym w kulturze, a zatem nauczyć się ideologii miłości.
Miłość wymaga Boga, a Bóg stworzył nas zwierzęciem, które by w pełni kochać musi poznać ideologię chrześcijańską. Poznać rozumem, słowami, przekazem językowym, werbalnie.
Miłość to dążenie do dobra - a dobro to ideologia. Dobro to zasady tworzące wspólnotę ludzi dążących do zbawienia. Uczucia i instynkty nie pozwalają poznać dobra, bo zwierzęta to mają, a dobra nie znają. Zwierzęta nie są zdolne do miłości, bo nie są w stanie zrozumieć żadnej ideologii.
Instynkty, uczucia i emocje odkrywamy, poznajemy je, bo istnieją wbrew nam - bo to są części naszej biologiczności, którą ukształtowały miliony lat ewolucji. To tkwi w naszych genach - istnieje w nas fizycznie. Wszyscy ludzie mają podobne cechy behawioralne, podobne instynkty i emocje - to są cechy naszego gatunku i je odkrywamy tak jak odkrywamy behawioryzm wszystkich innych gatunków.
Kultura, ideologia, cywilizacja, to elementy ludzkiej twórczości. Pod względem kulturowym, czy cywilizacyjnym, ludzie się bardzo różnią - jest wiele kultur, kilka cywilizacji, wielość ideologii - bo to stworzyli ludzie.
Miłość tworzymy a nie odkrywamy. Miłość to nie jest afekt, w który popadamy spontanicznie, który nam się przytrafia wbrew naszej woli. Miłość tworzymy, wywołujemy w sobie aktem naszej wolnej woli - miłość to odruch rozumu.
Odruch serca, emocjonalne współczucie, coś, co odczuwamy nieracjonalnie, instynktownie - nie jest elementem miłości prawdziwej. Miłością jest tylko wtedy, gdy jest zaplanowanym i przemyślanym odruchem sumienia - a sumienie to jest coś, co jest kształtowane słowami przez odpowiednią ideologię dobra. Sumienie jest kształtowane przez rozum i rozumowe poznanie.
Odruch serca bez udziału rozumu nie może być miłością, bo będąc bezrozumnym działaniem jest najczęściej złem - a będąc nieświadomym nie może być dobrem z definicji. Miłość to świadome dążenie do dobra, które jest ponad naszą zwierzęcością, ponad cielesnością, ponad instynktami biologicznego organizmu.
Zwierzęta nie kochają, nie dążą do dobra, nie mają celu, bo nie mają nieśmiertelnej duszy. Człowiek jest zwierzęciem, ale ma ciało biologiczne tylko po to, by móc przy jego pomocy zbawić swą duszę. Póki ma ciało, może w każdym momencie doprowadzić swą duszę do potępienia.
Każda (prawie, bo bywają kukułki) matka u ssaków i ptaków opiekuje się swoim potomstwem. To jest instynkt macierzyński. To nie jest miłość. Bezmyślna matka kierując się tylko instynktem macierzyńskim może czasem swojemu dziecku zaszkodzić.
Każde drapieżne zwierzę, w tym człowiek, zabija by przetrwać. Niedźwiedź zjada swe dzieci i to jest korzystne dla gatunku. To nie jest miłość.
Ideologia miłości nie jest w stanie w pełni zniszczyć ludzkich instynktów. To w niczym tej ideologii nie uwłacza i nie powoduje, że miłość ideologią nie jest, abo, że to coś złego. Miłość to dążenie do dobra - i by kochać, trzeba swoje instynkty poznać, zrozumieć i je okiełznać, ucywilizować, tak by wiedzieć kiedy im można ulec, a kiedy należy postąpić im wbrew. To się często nie udaje i nazywa się grzechem - by to wszystko zrozumieć potrzebna jest ideologia, a zatem spójny system poglądów wyjaśniających świat i definiujących cel życia.
Chrześcijańska miłość nie jest uczuciem, nie jest instynktem - to przykazanie, powinność, to trzeba zrozumieć. Ta miłość to nie jest pożądanie, to nie jest pociąg seksualny, to nie jest fizjologiczne. Ta miłość to tolerancja, akceptacja, szacunek - to pragnienie dobra. Wszelkie uczucia przeszkadzają w pełnie świadomym dążeniu do dobra.
Miłości w znaczeniu chrześcijańskim jest tylko i wyłącznie córą rozumu. Poznać dobro możemy tylko rozumem - każde uczucie tylko zmyli poznanie.
Miłość chrześcijańska jest ewidentnie podszyta intelektualizmem - bo mamy kochać bliźnich nie dlatego, że tak czujemy. Gdy przestajemy czuć, albo gdy czujemy odrazę, też mamy kochać - bo mamy dążyć do dobra. Mamy kochać wrogów.
Dobra nie da się poznać instynktownie, emocjonalnie, intuicyjnie - by poznać dobro potrzeba wiedzy, a nie uczuć. Musimy to poznać na chłodno, myśląc, bez żadnych wstrząsów.
Gdy ulegniemy jakiemuś nagłemu, nieuświadomionemu impulsowi ku miłości, to równie dobrze możemy ulec takiemu impulsowi w przeciwną stronę - ku nienawiści. Więc lepiej impulsom, wstrząsom i emocjom nie ulegać i szukać dobra rozumowo - kochać, bo jest to racjonalnie uzasadnione, bo tak jest dobrze. A nawet kochać wbrew wszelkim zewnętrznym sugestiom! W chrześcijaństwie chodzi o to, by dążyć do dobra rozumowo, na chłodno, intelektualnie. Chrześcijaństwo to filozofia, a nie rytuały.
Miłość nie jest jakimś rozbudzeniem emocji, jakimś ogniem, który w nas się rozpala, jakimś gwałtownym afektem rozpalającym duszę, jakimś uczuciowym skokiem w ogień. Skok w ogień to zło!
Najwięcej miłości mają pustelnicy, bo kontemplują. Ci, którzy skaczą w ogień to narwańcy! Oni są też potrzebni, ale nie do tego, by poznać dobro. Przekraczanie granic jest bardzo ważne, ale dla innych, którzy to obserwują i wyciągają wnioski. Ci, którzy działają ekstremalnie, bezmyślnie, emocjonalnie, mogą równie dobrze zabrnąć w dobro, jak i zło - miłość im nie jest potrzebna.
Rozwój cywilizacji to rozwój techniki - ale też wiedzy i zasad. Wiedzieć to znaczy umieć, to wyrazić w języku, umieć uzasadnić, wyliczyć, wyjaśnić, przewidzieć. Miłość w znaczeniu biologicznym, fizjologicznym, jako instynkt macierzyński, jako pociąg seksualny, przywiązanie do rodziny, sprzyjanie bliskim - jest instynktowna, ale dziś już łatwo naukowo wyjaśnialna.
Natomiast miłość w znaczeniu chrześcijańskim to twór czysto intelektualny, ideologiczny, teoretyczny, teologiczny, filozoficzny - czyli cywilizacyjny - to się da wyjaśnić, zrozumieć i wytłumaczyć, ale jest to trudne. Biologicznie kochać, to czuć. Filozoficznie kochać, to poznać i zrozumieć. Naturalnie kochać to pożądać - chrześcijańsko kochać, to poznać i dążyć do intelektualnie zrozumiałego dobra.
Grzegorz GPS Świderski
PS. Notki powiązane:
Wykładniczy postęp ludzkości - koniec konserwatyzmu! <- poprzednia notka
następna notka -> TeVał łże jak łgał
Tagi: gps65, miłość, chrześcijaństwo, filozofia
Bloger, żeglarz, informatyk, trajkkarz, sarmatolibertarianin, futurysta AI. Myślę, polemizuję, argumentuję, politykuję, filozofuję, łapówki przyjmuję: suppi.pl/gps65
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości