Ta notka to odpowiedź na dwie inne, które niedawno ukazały się w Salonie24:
Otóż strefy czasowe zostały zaproponowane w 1878 roku przez kanadyjskiego wynalazcę Sandforda Fleminga, zaś wprowadzono je urzędowo w 1884 roku.
Strefy czasowe nie były potrzebne przed 1884 z uwagi na to, że prędkość i powszechność podróżowania nie przekroczyła pewnego limitu. Więc używano czasu astronomicznego. W każdej wsi południe było o godzinie 12:00.
Chłopa z jednej wsi nie obchodziło, która jest godzina w innej wsi, on chciał wiedzieć kiedy u niego jest południe. Rozumował tak: ja nie muszę, i nie chcę mieć takiego samego czasu jak inny chłop odległy o 100 km na wschód czy zachód ode mnie, bo ja tam nigdy nie byłem i nie będę - nie chce wiedzieć i rozumieć jak się Ziemia obraca i kiedy gdzie Słońce góruje.
Ale pod koniec XIX wieku pojawili się pasażerowie kolei, którzy zauważyli, że czas jest błędnie podawany, bo się spóźniają na pociąg, bo on rusza o innej godzinie niż im wskazuje zegarek.
A więc strefy czasowe wprowadzono tylko i wyłącznie ze względu na podróżowanie i odległą komunikację. Ludziom, którzy nie podróżowali na więcej niż kilkadziesiąt kilometrów i nie komunikowali się z nikim na takie odległości czas astronomiczny w zupełności wystarczał.
Ale już dużo wcześniej, od kiedy wymyślono chronometr, czyli od 1759 roku, mierzenie tylko czasu astronomicznego nie wystarczało tym, którzy najwięcej podróżowali, czyli żeglarzom. Oni operowali dwoma czasami: astronomicznym czyli słonecznym oraz uniwersalnym. Astronomiczny to taki, w którym godzina 12:00 jest w południe w miejscu, w którym jesteśmy, a czas uniwersalny, to taki, w którym godzina 12:00 jest w południe w obserwatorium Greenwich leżącym na zerowym południku.
W żegludze operuje się i czasem uniwersalnym, i słonecznym. Mamy chronometr, który pokazuje dokładny czas uniwersalny pozwalający ustalić długość geograficzną i mamy czas pokładowy, który pokazuje 12:00 w południe. Oczywiście w praktyce ten astronomiczny czas pokładowy jest przybliżony, bo nie przestawia się go w sposób ciągły, ale w pewnych dłuższych odstępach czasu - co zależy od prędkości przesuwania się na wschód czy zachód. I to jest najlepsze i najbardziej sensowne. Moja propozycja to przeniesienie tej praktyki na ląd.
Strefy czasowe wprowadzono tylko po to, by na lądzie, gdy podróżujemy koleją, nie było potrzebne używanie dwóch zegarków, tak jak ich używali żeglarze - czyli chronometru, który stale liczył czas jaki jest w Greenwich i zegarka, który trzeba byłoby co jakiś czas przestawiać w miarę przemieszczania się ze wschodu na zachód lub na odwrót. Strefy czasowe służą tylko temu, by w podróży mieć tylko jeden zegarek i przestawiać go tylko o wielokrotność pełnych godzin.
Dawniej strefy czasowe były niezbędne, bo były tylko zegarki mechaniczne i były one drogie. Ale dziś już każdy ma smartfona, który może wyświetlać i czas uniwersalny, i czas astronomiczny, który w podróży się zmienia automatycznie - i może też liczyć dokładne różnice w czasie. Czas podróży można liczyć w czasie uniwersalnym i taki podawać we wszelkich rozkładach jazdy, a życie lokalne, typu otwieranie sklepów czy szkół, liczyć w czasie astronomicznym, takim, że godzina 12:00 będzie zawsze w południe i zawsze będzie tyle samo godzin od południa do wschodu i do zachodu Słońca.
Więc proponuję w ogóle zlikwidować strefy czasowe i operować zawsze dwoma czasami: uniwersalnym oznaczanym skrótem GMT (Greenwich Mean Time) i astronomicznym oznaczanym skrótem MCS (Miejscowy Czas Słoneczny). Oba czasy w podróży dokładnie poda nam smartfon, który ma GPS.
Urządzenie w podróży mamy jedno: komórkę. A na biurku czy ścianie możemy mieć dwa tanie zegary mechaniczne jeden pokazujący czas GMT, drugi MCS. A na kartce, wywieszce, w jakichś rubrykach czy tablicach, da się zawsze zagospodarować miejsce na wyświetlenie dualnej informacji.
W praktyce w Polsce mogłoby to wyglądać jak poniżej. Sklepy miałyby takie wywieszki w jednym mieście:
- Otwarcie: godzina 08:36 GMT (10:00 MCS) – czyli 2 godziny przed południem w miejscu sklepu i 3 godziny i 24 minuty przed południem w Greenwich.
- Zamknięcie: godzina 16:36 GMT (18:00 MCS) – czyli 6 godzin po południu w miejscu sklepu i 4 godziny i 36 minut po południu w Greenwich.
A tak wyglądałoby to w innym mieście:
- Otwarcie: godzina 08:00 GMT (10:07 MCS) – czyli 1 godzina i 53 minut przed południem, ale 36 minut wcześniej niż otwarcie sklepu w pierwszej miejscowości.
- Zamknięcie: godzina 16:00 GMT (18:07 MCS) – czyli 6 godzin i 7 minut po południu, ale 36 minut wcześniej niż zamknięcie sklepu w pierwszej miejscowości.
Starsi ludzie, którzy nie rozumieją tych problemów, nie mają smarfonów, nie podróżują, nie są w stanie intelektualnie ogarnąć kwestii długości geograficznej, ustawili by sobie zegarki mechaniczne na czas MCS taki, jaki wskazuje zegar na wieży kościelnej i jedyne, co musieliby wiedzieć to to, żeby czas z wywieszek odczytywać przed literkami MCS a resztę ignorować.
I dokładnie tak samo mogłyby wyglądać rozkłady jazdy pociągów czy samolotów. Ale już program telewizyjny byłby podawany tylko w czasie GMT, bo nie jest to związane z żadnym konkretnym miejscem, więc podawanie czasu MCS nie miałoby sensu.
Problemy z kwestiami fizjologicznymi dotyczącymi czasu - tego, kiedy najlepiej się budzić, a kiedy zasypiać, kiedy rozpoczynać pracę, czy lepiej to zmieniać w lato lub zimę, albo jeszcze częściej etc… mogłyby być rozwiązywane lokalnie na poziomie samorządów - na przykład w drodze referendum mieszkańców. Każda gmina mogłaby ogłosić, że szkoły i urzędy się u nich otwiera o godzinie 07:00 MCS w lato, a o 08:00 MCS w zimę, a inna gmina by ogłosiła, że u nich to będzie cały rok godzina 07:30 GMT. Nie ma żadnej potrzeby by to wymuszać globalnie na poziomie całego kraju czy kontynentu.
Niemniej gminy mogłyby się dogadać, że szkoły są zawsze otwierane o godzinie 08:00 MCS, czyli 4 godziny przed południem. Jedyny mankament tego byłby taki, że nauczyciel dzwoniąc 5 minut po dzwonku rozpoczynającym pierwszą lekcję do kolegi z innego miasta, zastałby go na 5 minut przed pierwszym dzwonkiem, myśląc, że tamten już rozpoczął lekcję. Ale zawsze mógłby to sprawdzić na smartfonie. Dziś ma ten sam problem gdy dzwoni do kolegi z Nowego Jorku - tylko różnice są w pełnych godzinach.
Mój postulat można wprowadzić bez żadnej ingerencji politycznej, bez żadnych ustaw czy urzędniczych decyzji. Wystarczy by wielu zaczęło operować takim sposobem podawania czasu i ignorowało to, co ustalają urzędnicy. No i trzeba by jeszcze rozpowszechnić prostą, darmową aplikację na smartfony, która by podawała oba czasy i wyświetlała w obu miarach oficjalne czasy otwarcia urzędów i sklepów w danym miejscu. Gdyby się to upowszechniło, to politycy musieliby do tego dostosować czas oficjalny.
Grzegorz GPS Świderski
PS. Notki powiązane:
Lewica w Polsce dominuje! <- poprzednia notka
następna notka -> Operowanie czasem
Tagi: gps65, strefy czasowe, czas letni, czas zimowy, zmiana czasu.
Bloger, żeglarz, informatyk, trajkkarz, sarmatolibertarianin, futurysta AI. Myślę, polemizuję, argumentuję, politykuję, filozofuję, łapówki przyjmuję: suppi.pl/gps65
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości