Dwa motta:
1. „Ooo, do czego idzie... Krowy bedo sie źrebili, kobyły cielili, owieczki prosili, chłop z chłopem spać będzie, baba z babą, wilki latać bedą, bociany pływać, słońce wzejdzie na zachodzie, a zajdzie na wschodzie!”
2. „Zamienieni w słup soli stać będą jak zamienieni w słup soli, sparaliżowani stać będą jak sparaliżowani, rażeni piorunem padną jak rażeni piorunem, ci, co zapadną się pod ziemię znikną jakby się pod ziemię zapadli, piórka będą lekkie jak piórka, żółć będzie gorzka jak żółć, kreda będzie biała jak kreda, masło będzie miękkie jak masło, włos będzie cienki jak włos, trup będzie blady jak trup, kruk będzie czarny jak kruk, deski będą płaskie jak deski, skóra będzie cienka jak skóra, palec będzie gruby na palec, kamień będzie twardy jak kamień.”
Mniejsza z tym jak bardzo naukowo uzasadnione jest to, jakie będą katastrofy, gdy średnia temperatura Ziemi wzrośnie. Mniejsza z tym jak bardzo naukowo uzasadnione jest to, że zapobiegniemy tym katastrofom poprzez zmniejszenie emisji CO2. Wszystkie te możliwości są prawdopodobne. Jest prawdopodobne też to, że wydamy miliardy na ograniczenie emisji CO2, a katastrofy i tak nastąpią. Wtedy zabraknie na realne zapobieżenie zagrożeniom. A już dziś moglibyśmy te miliardy wydawać na budowę ziemianek, klimatyzatorów, szklarni czy wałów przeciwpowodziowych. Dlatego istotne jest to by ustalić jakie konkretnie katastrofy nam grożą i się przeciw nim ubezpieczać tworząc odpowiednią infrastrukturę, która pozwoli przeżyć te katastrofy.
Moim zdaniem lepiej rozwijać techniki survivalowe, niż ładować miliardy w wątpliwe polityczne projekty. Technikami survivalowymi każdy sam może sobie zapewnić przetrwanie. Można kupić działkę, wybudować ziemiankę, robić przetwory, zrobić klimatyzowaną i/lub ogrzewaną szklarnię, zaopatrzyć się w siekierę, krzesiwo, latarkę i niezależne źródła energii. Można hodować kury czy króliki, można sadzić warzywa i zbierać zioła etc… To wszystko można robić na 400 m2.
Można też mieć jacht żaglowy, motorowy, albo nawet małą łódkę i przygotowywać survival wodny, a nie lądowy. Można nauczyć się ogrodnictwa partyzanckiego i łowienia ryb. Mieć na łódce wszystko to samo co w ziemiance. I mieć ogrzewanie i klimatyzację. I oczywiście karabin. Nawet małą łódką, możemy dotrzeć wszędzie na świecie płynąc rzekami lub wzdłuż wybrzeży, tak by być całkowicie niezależnym od wszelkiej infrastruktury. Tylko trzeba dużo umieć i wiedzieć.
Wiara, że politycy coś nam załatwią, uchronią przed katastrofą, jest moim zdaniem złudna. Nakradną, nabudują różne misie, a katastrofy i tak będą albo nie, bez związku z tymi politycznymi przekrętami.
Niezależnie od tego, czy i jak człowiek wpływa na klimat, to jest jeszcze setki innych czynników, które powodują zmiany klimatyczne, które mogą wywołać jakiejś katastrofy. Zabezpieczajmy się więc przed tymi katastrofami. Wtedy zabezpieczymy się i przed tym, co naukowcy i politycy przewidzą, i przed tym czego nie przewidzą.
Póki co przekonałem się do tego, że może nastąpić jedna katastrofa powodująca, że ludzie na pewnych obszarach nie będą mogli żyć. Ale nie przekonałem się do tego, że po podwyższeniu się globalnej temperatury o półtora stopnia, te obszary zajmą duże powierzchnie. To musi być obszar, na którym przez całą dobę, przez cały rok temperatura jest zawsze większa niż 35 stopni przy wilgotności powierza 100%. No bo jeśli to się będzie zdarzać tylko kilka godzin w dzień, to da się przeżyć, tak samo da się przeżyć, gdy to się będzie zdarzać całą dobę, ale tylko miesiąc w roku, albo co kilka dni, czy tygodni. Klimatyzacja pomoże - albo jakiś płyn chłodniczy inny niż woda, którym się można polewać zamiast potu.
Najpoważniejszy z tym problem mają Chińczycy - bo ich jest najwięcej na obszarach, na których może być taka temperatura i wilgotność. No to niech oni się martwią. I tak to oni najwięcej CO2 emitują, więc niech emitują sobie mniej, albo niech wymyślą jakieś tanie klimatyzatory. Nie widzę żadnego powodu byśmy my im za ich problemy płacili.
W ciągu stu lat poziom mórz ma się jakoby podwyższyć o pół metra – tak wynika z tempa topienia się lodowców. Niech się nawet o metr podwyższy. Co za problem w ciągu stu lat wybudować dwumetrowe wały dookoła każdej dużej aglomeracji leżącej na dzisiejszym poziomie morza, albo przenieść to miasto trochę wyżej? Im bardziej będzie pewne i znane podwyższanie się poziomu mórz, tym mniej będą warte domy postawione niżej, a tym więcej postawione wyżej – w ciągu stu lat miasta w sposób naturalny przesuną się dwa metry w górę.
Mieszkam na Karaibach. Boję się, że może mi działkę spustoszyć huragan mocniejszy niż ostatni, który był kilkanaście lat temu. Ten silniejszy będzie pewnie za kilka lat. Tak prorokują media, które śledzę. No to sobie ziemiankę zbuduję i w niej umieszczę sejf, a nie nad kominkiem w trzcinowym domku. Niby dlaczego miałbym w ramach tych zagrożeń zapłacić więcej podatków, by w Europie mniej CO2 emitowano?
Każdy agitator płacenia miliardów w celu ograniczenia emisji CO2 na uwagi, że ostatnio było zimniej w danym roku, miesiącu, dniu, odpowiada, że to nie ma znaczenia, bo liczą się trendy kilkusetletnie. Więc to, że ostatnio silne huragany pustoszyły Karaiby i wybrzeże USA czy to, że poziom oceanów się zmienił o kilka centymetrów nic nie znaczy, o niczym nie świadczy. To tylko mówi: na Karaibach i na wybrzeżu USA zdarzają się huragany, poziom oceanów się zmienia. Trzeba się przed tym zabezpieczyć. Skutecznie, sensownie, mądrze, a nie wydawać miliardy na misia, którzy przebłaga boga huraganów i oceanów.
Grzegorz GPS Świderski
PS. Notki powiązane:
Życzenia <- poprzednia notka
następna notka -> Czarna legenda Janusza
Tagi: gps65, globalne ocieplenie, zmiany klimatyczne, katastrofy, survival, surwiwal, sposoby przetrwania
Bloger, żeglarz, informatyk, trajkkarz, sarmatolibertarianin, futurysta AI. Myślę, polemizuję, argumentuję, politykuję, filozofuję, łapówki przyjmuję: suppi.pl/gps65
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości