Ojciec Józef M. Bocheński uważał, że bełkot, czyli ludzka mowa pozbawiona sensu, czyli nieprzekazująca konkretnej informacji, to zabobon. Na dole cytują cały rozdział z jego „Stu zabobonów” o bełkocie.
Bełkot być może jest zabobonem - niemniej bardzo starym - i w zasadzie jest przyczyną powstania języka. Bowiem głównym celem języka, który pierwotnie był przede wszystkim bełkotem, nie jest przekazywanie informacji, ale nawiązywanie więzów społecznych. Język dla ludzi jest tym samym czym iskanie się małp [1]. Dlatego człowiek tworzy cztery razy większe stada, bo małpy iskają się we dwie, a człowiek potrafi nawiązywać kontakty poprzez bełkotanie z trzema osobnikami naraz [2]. Treść takiej rozmowy ma znaczenie drugorzędne - liczą się gesty, mimika, tembr głosu... Sama forma bełkotania (czyli, że gardłowo, paszczowo) wywodzi się ze śmiechu i śpiewu [3]. Język, czyli bełkot, to jest muzyka, rozrywka, a nie żadna informacja.
Kultura i cywilizacja te pierwotne instynkty wzbogaciła - uczyniła z bełkotu poezję - wielokroć wzmacniając cel, czyli nawiązywanie kontaktów społecznych. Kto bełkocze do rymu nawiąże dużo więcej pozytywnych kontaktów niż ten, kto bełkocze prozą. Głównie chodzi o podrywanie dziewczyn.
Ale to mało. Bełkot, jako narzędzie nawiązywaniu więzów społecznych, od początku służył też władzy. Samiec alfa najładniej i najgroźniej bełkotał, więc miał dużo samic do krycia i dużo sojuszników do obrony. Kultura i cywilizacja wzniosła to na wyżyny pozwalając przy pomocy bełkotu tworzyć milionowe, a nawet miliardowe, stada.
Gadanie polityków to głównie bełkot [4]. To żadnej treści nie przenosi - chodzi o omamienie tłumu.
Najbardziej spektakularnym przykładem naszych czasów jest Wałęsa, który tę sztukę ma we krwi - bełkot to jego naturalne narzędzie pracy. Gada głupoty od czapy i lud go za to kocha.
Dzięki telewizji bełkot dociera nie tylko do trzech rozmówców, ale do milionów telewidzów. Jesteśmy milionowymi stadami małp. Cywilizacja powróci, gdy się nauczymy szlachetnej sztuki, jaką jest retoryka, którą w Polsce zniszczyła Komisja Edukacji Narodowej - co zapoczątkowało upadek cywilizacyjny.
Grzegorz GPS Świderski
BEŁKOT. Mowa ludzka pozbawiona sensu. Sam bełkot nie jest zabobonem; jest nim natomiast wierzenie, że można za pomocą bełkotu przekazać informacje o przedmiotach. Istnieją dwa podstawowe rodzaje bełkotu: pierwszy polega na używaniu słów, których nikt w ogóle nie rozumie, drugi na używaniu wyrażeń w zasadzie zrozumiałych dla słuchacza względnie czytelnika, ale stosowanych w znaczeniu najzupełniej obcym przyjętemu w danym środowisku. Przykładem bełkotu pierwszego rodzaju są wyrażenia magiczne, np. “hokus pokus”, “abrakadabra” itp. Przykładem drugiego rodzaju bełkotu jest często spotykane, zwłaszcza u filozofów i teologów, nadużywanie znaczenia słów. Chodzi wówczas najczęściej o wyrażenia, które robią wrażenie uczonych. Kiedy uczony teolog rozprawia na przykład o dialogu wierzących z Bogiem, bełkocze - jako że “dialog”, wyrażenie greckie, znaczy tyle co “rozmowa”, a wierzący całkiem oczywiście z Bogiem nie rozmawiają.
Używający bełkotu niekoniecznie wierzy sam w możność przekazania informacji w ten sposób, nie jest więc koniecznie zabobonny - bywa, że chce po prostu zaimponować słuchaczom albo wprowadzić ich w błąd. Ale kto bierze bełkot za środek komunikowania przedmiotowej informacji, jest ofiarą zabobonu.
Głównym powodem, dlaczego tak łatwo do tego dochodzi, jest pomieszanie dwóch różnych funkcji słowa. Słowo może mianowicie z jednej strony - o ile jest zrozumiałe - przekazać pewną informację o jakimś przedmiocie, o czymś różnym od stanów mówiącego; tak np. powiedzenie “pali się” komunikuje informację o pożarze, który wybuchł niedaleko od człowieka, który je wygłasza. Z drugiej strony słowo, nawet gdy nie jest zrozumiałe, pokazuje pewną postawę, pewien stan psychiczny mówiącego. Tak na przykład to samo powiedzenie “Pali się!” wykrzyknięte głośno i ze strachem, pokazuje, że wygłaszający je boi się ognia. Gdy aktorka wykrzykuje ze sceny trzy razy i coraz głośniej: “Nie chcę wyjść za hrabiego!”, to dwa ostatnie “Nie chcę!” nie dodają żadnej nowej informacji do pierwszego, ale dają wyraz żywym uczuciom kobiety względem owego hrabiego. W ten drugi sposób nawet najgorszy bełkot może przekazać pewną informację, ale nie przedmiotową - a mianowicie o tyle, o ile pokazuje, jaką postawę zajmuje, jakie stany psychiczne przeżywa ten, kto tego wyrazu używa. Ale jest całkowicie wykluczone, aby bełkot mógł przekazać jakąkolwiek informację przedmiotową, o czymkolwiek różnym od przedmiotu. Stąd bełkot jest najzupełniej bezużyteczny tam, gdzie chodzi o przekazanie informacji przedmiotowych, a więc w szczególności w nauce. Mniemanie, że może być do czegoś w tej dziedzinie przydatny, jest grubym zabobonem. Zabobonem jest zatem także mniemanie, że filozof może, a nawet powinien posługiwać się bełkotem.
Uleganie temu zabobonowi jest tym bardziej szkodliwe, że użytek słów, mających przedmiotowe znaczenie, jest cechą specyficzną człowieka (i zapewne, przynajmniej po części, wyższych zwierząt). Ci, którzy by chcieli mowę ludzką, przedmiotową i zrozumiałą, zastąpić bełkotem, sprowadzają tym samym człowieka na poziom niższy od poziomu małp i nosorożców, bo nawet te bydlęta używają nie tylko bełkotu.
o. Józef M. Bocheński OP, "Sto zabobonów"