Przedstawiam wolnościowe stanowisko dotyczące imigracji. To jest wszystko bardzo łatwe i proste do zrozumienia - próbuję to poniżej tłumaczyć jak dla gimnazjalisty. Gdyby coś było niejasne, to proszę pytać w komentarzach.
Moim zdaniem już samo pojęcie "nielegalna imigracja" jest niemoralne, bo oznacza, że można stosować przemoc wobec jakiegoś człowieka by go nie wpuścić na jakiś publiczny teren za sam fakt, że jest jakiejś rasy, narodowości, wyznawanej religii czy ma jakieś obywatelstwo, a nie za jego czyny. Każda imigracja powinna być legalna. A nielegalne powinny być czyny przestępcze. Przemieszczanie się przestępstwem nie jest i nie powinno być.
Nie oznacza to, że w ogóle granice są niemoralne. Granice muszą istnieć, bo wyznaczają terytorialny charakter prawa publicznego. Ale każda władza ustanawiająca prawo publiczne jest ograniczona moralnością i występując poza jej ramy nie tworzy prawa, ale bezprawie.
Każdy człowiek ma naturalne prawo do poruszania się w przestrzeni - w tym ma naturalne prawo do poruszania się po Kuli Ziemskiej - wszędzie gdzie chce, nawet poza tę Kulę albo do jej środka. Ograniczanie tego prawa jest niemoralne. Ale z drugiej strony człowiek ma naturalne prawo posiadać ziemię i sprawować na niej funkcje właścicielskie. Każdy człowiek ma obowiązek podporządkować się prawu publicznemu oraz zasadom określonym przez właściciela ziemi.
Właściciel ma naturalne prawo do decydowania o tym kogo wpuści na swój teren i może to dowolnie określać - albo arbitralnie, albo poprzez spisanie dowolnych zasad. W szczególności może kierować się kryteriami rasowymi, religijnymi czy państwowymi i na przykład nie wpuszczać na swój teren Murzynów, Żydów, muzułmanów, buddystów, katolików, obywateli Chin, Polski, Syrii etc... Takie postępowanie nie będzie niemoralne.
Ale są pewne ograniczenia władzy właścicielskiej. Jeśli teren podlegający własności jest duży, to właściciel ma obowiązek wyznaczyć publiczne trakty przebiegające przez ten teren, na które wstęp będzie miał każdy człowiek bez żadnych ograniczeń. A w praktyce nie chodzi o wyznaczenie, ale o uszanowanie traktów tradycyjnych - ścieżek i dróg, które ludzie wydeptują przez setki, a nawet tysiące lat.
Taki przechodzień przebywający na publicznej drodze nie musi podporządkować się woli i prawu właściciela - będzie się musiał temu podporządkować dopiero gdy zechce zejść z publicznej drogi na właściwy teren podlegający prawu własności.
Ale oczywiście taki przechodzień musi zawsze, czy przebywa na drodze publicznej, czy na terenie prywatnym, podporządkować się prawu publicznemu.
Są sytuacje, że można takiego przechodnia uznać za agresora. Na przykład gdy jedzie czołgiem. Albo gdy zachowuje się agresywnie i atakuje innych ludzi. Wolno wobec takich agresywnych i groźnych przechodniów stosować przemoc, w tym nawet strzelać do nich w samoobronie, nawet prewencyjnie - czyli nie tylko gdy zabijają, ale gdy tego próbują, albo się do tego przygotowują.
Prawo własności ziemskiej często wchodzi w konflikt z prawem do mobilności, do przemieszczania się. Żaden wolnościowiec nie uzna, że jedno z tych praw jest ponad drugim - one są równie ważne. Gdy wejdą w konflikt musi być jakieś kompromisowe rozwiązanie - a nie, że jedno jest ważniejsze.
Nasza cywilizacja już dawno ten problem rozwiązała praktycznie tworząc pojęcie dróg publicznych - te drogi istniały jeszcze przed utworzeniem cywilizacji rolniczej, przed ukształtowaniem się pojęcia własności ziemskiej. Tradycyjne trakty lądowe istnieją od zawsze i nikt nie ma ich prawa posiadać, tak jak nie ma prawa posiadać rzek i mórz. Cywilizacja rolnicza wytworzyła zasadę, że każdy duży teren powinien zawierać drogę publiczną, którą może przejść każdy.
Imigranci w dzisiejszym świecie sprawiają kłopoty nie dlatego, że wolno im przemieszczać się przez tereny publiczne, ale dlatego, że dostają ziemię, mieszkania i pomoc socjalną za darmo. Problemem imigracji nie jest to, że wolno imigrować, ale to, że państwo socjalne robi sztucznie z imigrantów pasożytów, którzy żerują na autochtonach. Problemem dzisiejszego świata są państwa socjalne, a nie imigranci.
Cała ta fala imigracji zaczęła się od tego, że przybysze dostają wiele za darmo w Europie czy w USA. I to nie jednorazowo, ale w sposób ciągły, przez wiele lat. No to się zjeżdżają. Gdyby mieli tu tak samo biedować jak u siebie, to by nie wyjeżdżali masowo. A pojedynczy, rozproszeni imigranci, którzy przyjechali z innych powodów niż po darmochę nie są nigdy problemem. Gdy uciekają przed wojną to powinno się im pomóc - nawet dać coś za darmo. Ale po pierwsze to powinna być pomoc jednorazowa, a po drugie prywatna, dobrowolna. Każdy człowiek może pomóc imigrantowi uciekającemu przed wojną. Ale gdy to robi państwo, to zawsze doprowadzi do patologii.
W wolnej Polsce, w dawnej Rzeczpospolitej, imigranci nie stanowili problemu, nawet jeśli tworzyli spójne enklawy. Żydzi masowo imigrowali do Rzeczpospolitej, tworzyli swoje gminy, ze swoim prawodawstwem i nigdy to nie był problem społeczny. Problem żydowski wystąpił dopiero gdy się państwo zaczęło rozbudowywać i mocniej ingerować w ludzkie życie - u nas to były państwa obce. Problem żydowski stworzyła głównie Rosja i Prusy.
A potem II RP też miała z tym problem - ale to nie głównie z powodu żydów, ale z powodu swojego socjalistycznego prawa, które albo żydów preferowało, albo gnębiło. W wolnościowym państwie z imigracją problemów nie ma. Mniejszości narodowe, religijne czy nawet cywilizacyjne są pożyteczne w normalnym państwie. I powinny mieć dużą autonomię.
Moim zdaniem podstawowe, elementarne, naturalne, cywilizacyjne prawo każdego człowieka to móc się osiedlić gdzie się chce na całym globie. Jedynym ograniczeniem tego prawa jest to, że musi się z kimś dogadać dobrowolnie i kupić lub wydzierżawić od niego ziemię, dom, czy mieszkanie w miejscu, w którym się chce osiedlić. Jeśli mu nikt nie zechce domu sprzedać lub wynająć, to się nie osiedli i to nie będzie łamanie jego naturalnych praw.
Ale gdy suweren komuś zabrania przejechania przez swoją domenę, albo zabrania osiedlenia się, gdy przybysz znajdzie chętnego do sprzedania ziemi, to taki suweren łamie prawa naturalne człowieka - taki suweren zabraniając jakimś grupom ludzi przejazdu lub kupna ziemi, czy domu, postępuje niemoralnie i ustanawiając takie prawa staje się tyranem, którego można obalić przemocą.
Ale jeszcze głupszy i gorszy jest tyran, który odbiera przemocą owoce pracy autochtonom i oddaje je za darmo przybyszom. Tworzy w ten sposób pasożytów, którzy rozsadzą każdą społeczność - niezależnie od wyznawanej religii. Takimi głupimi, niemoralnymi i szkodliwymi tyranami są współczesne państwa europejskie. Je trzeba obalić, bo narobią takiego bałaganu cywilizacyjnego, że nigdy się z tego nie wyzwolimy.
Grzegorz GPS Świderski