Zachęcam wszystkich byście spróbowali napisać krótki utwór narracyjny w nowym, prężnie rozwijającym się gatunku literackim zwanym: „piekarskie bajania”. Konwencja tych miniatur jest podobna do limeryku, ale nie ma być poezją, ale prozą. Zasady są takie:
- utwór powinien dotyczyć wspomnienia sprzed wielu lat,
- musi w nim brać udział Janusz Korwin-Mikke w roli demonicznej,
- musi się kończyć frazą podobną do zdania: "Dzisiaj żałuję, że wtedy tego nie nagłośniłam".
Po drobnej korekcie najlepsze brzmią tak:
***
Media już dotarły do kolejnych ofiar prawej ręki JKM: - „Korwin-Mikke klepnął mnie w ramię w kolejce do kasy PKP.” – opowiada roztrzęsiony Radek, 23 letni student UJ. – „Stałem w kolejce po bilet, gdy poczułem klepnięcie na ramieniu. Obróciłem się i zobaczyłem jego!” – Radek spuszcza wzrok, pojego policzkach zaczynają płynąć łzy – „Klepał mnie po ramieniu, patrzył się na mnie i pytał która jest godzina. Nie wiem co on sobie wtedy myślał. Dlaczego to zrobił? Co chciał w ten sposób osiągnąć… ? Dziś wiem, że powinienem to był wtedy nagłośnić.”
***
Na spotkaniu z panem Janusz Korwin-Mikke był już czas przeznaczony na zdjęcia. Czekałem poddenerwowany przed obliczem jegomościa. Jego twarz, wyryta głębokimi rysami w skórze, promieniowała młodością i siłą. Już wtedy wiedziałem, co może mnie spotkać, jeśli odważę się do niego podejść. Podążając za głupim tłumem gimnazjalistów-kuców podszedłem do tego rosłego mężczyzny w kwiecie wieku i poprosiłem o zdjęcie o wdzięcznej nazwie (jak to ujął sam pan Janusz) „słitfocia”. Najpierw jednak wyciągnął do mnie ogromną, silną rękę. Podałem mu na przywitanie również swoją, ale gdy nasze dłonie się zetknęły, uczułem ogromny ból. W ciągu pół sekundy ból stał się nie do zniesienia. Myślałem, że padnę przed nim na kolana, powoli odchodziłem od zmysłów... Ostatecznie zdjęcie z panem Januszem wyszło całkiem, całkiem. Niestety nie jest to wystarczająca rekompensata za cierpienie, które mi zgotował. Żałuję, że nie nagłośniłem tej sprawy.
***
Pewnego poranka obudziłem się na mega kacu słysząc dzwonek do drzwi. Impreza była przednia, ale jak zawsze następnego dnia jej skutki opłakane. Flaki przewracały się i kuły we wszystkie strony. Podniosłem się kiedy świat krążył wokół mnie jakbym siedział na jakiejś karuzeli. Tak więc zrobiłem odcinek do drzwi stawiając kilkadziesiąt kroków i opierając się o ścianę (co zwykle zajmowało mi zaledwie kilka kroków). Podszedłem i zapytałem: „kto tam?”. Usłyszałem tylko świst. Otworzyłem drzwi i wirujący Korwin Mikke wleciał do mojego mieszkania jak tornado, chwycił moją ostatnią butelkę wody i wyskoczył przez okno. Musiałem później pić wodę z kranu - do dziś mam kamienie w nerkach. Było to przeżycie traumatyczne, żałuję że wtedy tej sprawy nie nagłośniłem.
***
A tu opowieść wzorcowa, którą należy naśladować:
Było to kilkanaście lat temu, pamiętam jak dziś. Kolejna bariera została przekroczona. Miałam taki incydent, że panu Korwin-Mikkemu nie spodobało się to co powiedziałam. Coś odnośnie gwałcenia niepełnosprawnych kobiet czy coś takiego. No i potem minęło kilka lat, czy dni, dokładnie nie pamiętam i zdarzyło się, że byłam na takiej imprezie reality szopka szoł, gdzie politycy śpiewają, recytują, klepią się i obmacują. I to była jakaś taka próba, i wtedy podszedł pan Korwin-Mikke i mnie, no nie wiem jak to określić, poklepał, pomacał, dotknął, włożył mi palec, objął, coś takiego. Poczułam jego oddech i prawą dłoń. Znieruchomiałam, bo nie byłam nigdy w środowisku, w którym ludzie się obściskują. I on wtedy powiedział, że nie należy mu dawać ręki, a ja powiedziałam, że nie jestem taką osobą. Do dziś żałuję, że nie nagłośniłam wtedy tej sprawy.
Proszę o dopisywanie takich historyjek w komentarzach.
Grzegorz GPS Świderski
Bloger, żeglarz, informatyk, trajkkarz, sarmatolibertarianin, futurysta AI. Myślę, polemizuję, argumentuję, politykuję, filozofuję, łapówki przyjmuję: suppi.pl/gps65
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura