Niektórzy uważają, że niesłusznym jest nazywanie
związków rodzinnych homoseksualistów „
małżeństwem”. Ale jeśli tak, to równie niesłuszne jest nazywania „
małżeństwem” związków cywilnych zawieranych w urzędzie stanu cywilnego. Dzisiejsze „
małżeństwo cywilne” w socjaldemokratycznym państwie nie ma żadnego związku z sakramentalnym małżeństwem chrześcijańskim - choćby dlatego, że „
małżeństwo cywilne” można rozwiązać w drodze rozwodu i mogą je zawrzeć ateiści. Właściwie należy to nazwać
„zalegalizowanym cywilnym konkubinatem”, bo małżeństwo to jest przecież pojęcie religijne, nieprawdaż?
Jeśli więc godzimy się na cywilne konkubinaty rejestrowane i kontrolowane przez państwo, to dlaczego nie godzić się na państwową kontrolę nad związkami jednopłciowymi? No i w ogóle dlaczego ograniczać związki cywilne rejestrowane przez państwo do dwóch osób? Dlaczego bigamia czy poligamia powinna być zakazana i dlaczego należy ją zwalczać nawet poprzez międzynarodowe porozumienia?
Jeśli chcielibyście sobie odpowiedzieć na te pytania, to proszę to uzasadnić bez powoływania się na argumenty religijne czy moralne, bo już wszyscy powszechnie, w tym katolicy i hierarchowie Kościoła katolickiego, zgodzili się, że te argumenty nie mają znaczenia, godząc się na rejestrowanie przez państwo „małżeństw cywilnych”. Dziś małżeństwo państwowe nie jest już związkiem sakramentalnym, ale jest w istocie konkubinatem.
Jeśli zostanie kiedyś ustanowione prawo o zarejestrowanym konkubinacie, to dlaczego miałoby dotyczyć tylko dwóch osób? Dlaczego poligamiści nie mieliby prawa do zwierania małżeństw? A dlaczego takiego związku partnerskiego nie mogłaby zarejestrować na przykład załoga jachtu, czy statku?
Przecież żeglarze wyruszający na rejs na jednym jachcie tworzą w istocie konkubinat - prowadzą wspólne gospodarstwo. Wspólnie kupują jedzenie, wspólnie je przygotowują i spożywają, wspólnie korzystają z jachtu i jego wyposażenia. Gdy jakiś żeglarz zachoruje to czekają w porcie aż wyzdrowieje i wspólnie go odwiedzają. Członkowie załogi powinni mieć prawo do takich odwiedzin.
Również sensowne wydaje się, że gdy przypadkiem jakiś żeglarz utonie, to członkowie załogi będą dziedziczyli po nim jego rzeczy, które miał na jachcie. Przecież sztormiak, czy kalosze tego utoniętego bardziej przydadzą się jego kolegom, niż rodzinie. No i najważniejsze jest to, że taka załoga powinna móc wspólnie rozliczać się z podatku w czasie rejsu.
Żeglarze są tak zżyci ze sobą, że również powinni mieć prawo odmowy zeznawania w sądzie w sprawach dotyczących ich kolegów z rejsu.
Uważam, że żeglarze powinni mieć prawo do zarejestrowania związku partnerskiego na czas rejsu. I nie powinno to być ograniczone do dwóch żeglarzy, ale powinno dotyczyć dowolnej ilości, nawet całej załogi. I powinny być ułatwienia w procedurze rejestracji i wyrejestrowania takiego konkubinatu, oraz w procedurze wykluczenia z lub dokooptowania do konkubinatu żeglarskiego.
Pederaści uzasadniają potrzebę rejestrowania konkubinatu np. tym, że gdy ktoś jest chory i nieprzytomny, to zgodę na operację wyraża najbliższa rodzina, a dla jednego pederasty najbliższy jest drugi pederasta, z którym chwilowo mieszka i chciałby by zgodę na operacje wyrażał ten partner, a nie np. rodzice, z którymi jest np. skłócony. A jak zmieni partnera, to zgodę na operację będzie wyrażał nowy partner, bez konieczności przeprowadzania długotrwałej procedury rozwodowej.
Do mnie ten argument trafia i dlatego posługując się nim uważam, że również załoga jachtu powinna mieć takie prawa. W dalekim porcie jak jeden żeglarz zachoruje, to zgodę na operację powinni wyrażać koledzy z załogi, a nie matka, ojciec czy żona chorego. W każdym razie żeglarz powinien przed rejsem móc wyrazić zgodę na to, by o jego operacji decydowali koledzy z załogi i rejestracja (czy wyrejestrowanie) takiego żeglarskiego konkubinatu powinna być szybka.
Załogę jachtu będziemy niedługo nazywać małżeństwem. Wyłom w drodze do takiego nazewnictwa nastąpił nie na skutek nazywania związków pederastów małżeństwem, ale wtedy, gdy małżeństwem zaczęliśmy nazywać konkubinaty, zwane „małżeństwem cywilnym”.
Jeśli może istnieć małżeństwo cywilne, to może istnieć małżeństwo pederastów i małżeństwo załogi jachtu. A jeśli ktoś uważa, że takich związków nie wolno nazywać małżeństwem, to niech również nie nazywa małżeństwem tego, co się zawiera w urzędach stanu cywilnego.
Małżeństwo w naszej tradycji cywilizacyjnej to jest związek dwojga ludzi różnej płci, którzy sobie nawzajem ślubują dozgonną miłość i wierność, którego celem jest poczęcie i wychowanie dzieci – i nikomu innemu nic do tego, a w szczególności państwu! Rejestrowanie takiego związku w państwowym urzędzie to jest przejaw totalitaryzmu, przejaw niedopuszczalnego wtryniania się państwa w najdrobniejsze, najbardziej prywatne i intymne ludzkie sprawy.
PS. Polecam też inne moje notki związane z tym tematem:
Bloger, żeglarz, informatyk, trajkkarz, sarmatolibertarianin, futurysta AI. Myślę, polemizuję, argumentuję, politykuję, filozofuję, łapówki przyjmuję: suppi.pl/gps65
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka