Ogłoszenie:
Organizuję 20-dniowy etap rejsu dookoła przylądka Horn na trasie z Mar del Plata do Ushuaia w terminie (…) Szacunkowy koszt to około (…) (w tym za czarter jachtu-kojowe, wyżywienie, paliwo i opłaty portowe) plus jeszcze przeloty z grubsza licząc co najmniej (…) Wygląda na to, że w sumie trzeba rezerwować około (…)
Co w zamian?
Przede wszystkim po powrocie można będzie pluć i sikać pod wiatr (w dobie prostaty jak znalazł :-) oraz gwizdać na pokładzie jachtu (to dla muzykalnej części żeglarskiego towarzystwa).
Jacht to stalowy wygodny kecz 12-osobowy, w tym bosman i kapitan, czyli od dzisiaj jest 10 wolnych miejsc. Inne możliwe/prawdopodobne etapy to 14-dniowy z Ushuaia do Punta Arenas (tu się trasa jeszcze troszkę zmieni) oraz 21-dniowe Antarktyda (…)
Wiem, że dość drogo, tylko kłopot z polskimi rejsami wokół Hornu jest taki, że na etapy przed i po, a już szczególnie przez Atlantyk (o tempora, o mores!!) chętnych jest mało i to za sporo niższą cenę, więc te krężolki wokół Cabo de Hornos i Antarktydy muszą zarobić na całą resztę (…)
Odpowiedź harcerza na to ogłoszenie:
Czuwaj!
Ja biorę wszystko! Stać mnie i podołałbym trudom. Mam tylko jeden problem - mogę walczyć z żywiołem i przeciwnościami losu, ale nie z ludźmi i nie z tym, że jednemu się należy więcej (ma lepszą koję, nie musi być upokarzany, nie musi sprzątać kibla itd..), bo jest bardziej doświadczony i się lepiej zna, a inny jest obciachowcem i nawet jak jest flauta, to musi cierpieć i zmywać kible tylko dlatego, że się nie zna i nie jest zawodowcem.
Nie chciałbym zapłacić by być majtkiem, ale oczywiście nie interesuje mnie też rola biernego pasażera. Ja chętnie zapłacę dwa razy więcej, ale chciałbym, aby poziom adrenaliny wzrastał u mnie na skutek żywiołów, a nie bosmana, który mnie zbudzi w czas spokojny, albo w porcie, i każe czyścić pokład. Jak w 10-tce dostanę rozkaz skoku pod jacht by odblokować śrubę, to skoczę, i się zachęcę, opowiem to innym, będę z tego dumny, a nawet umrę i inni o mnie opowiedzą, ale gdy w porcie dostanę rozkaz pilnowania śruby, to oczywiście się zniechęcę i wszystkim będę odradzał firmę, u której kupiłem rejs.
To są uwagi marketingowe. Wiem, że trudno jest pływać z gośćmi, którzy zachowują się jak pasażerowie, gdy jest brudna robota (której jest najwięcej), a chcą być oficerami, gdy można się wykazać wyższymi umiejętnościami czy zdolnościami, albo gdy są trudne warunki, a oni uważają, że się znają tylko dlatego, że zapłacili.
Sądzę, że dla takich obciachowców jak ja, z powyżej zarysowaną mentalnością, mielibyście najlepszy zbyt na jachting w trudnych warunkach, jak np. na Hornie. Mniej wojska, więcej wygody. Półpasażer-półżeglarz. W żeglarstwie to popularne połączenie, tak jak półczłowiek-półryba (czyli syrena). To jest rynek albo dla harcerzy, którym ojciec zafunduje raz taki czad z uwagi na własne ambicje (za co go syn do końca życia znienawidzi), albo rynek dla ludzi, którzy oczekują dużych wrażeń, ale nie kosztem wojskowego upokorzenia.
Reasumując - jestem gotów opłynąć Horn, jestem gotów nurkować pod jachtem w 12-tce, by ciąć fały, jestem gotów stać przy sterze kilka dób, bo wszyscy inni są ranni, albo mają chorobę morską itd... i mógłbym to polubić, ale już nie jestem w stanie polubić mycia kibla, zmywania pokładu, spania w najgorszej koi, czy salutowania kapitanowi o 5 rano. Polski jachting morski jest zbyt wojskowo uwarunkowany. I chyba dlatego w Szwecji jest tysiąc razy więcej jachtów niż w Polsce, mimo, że tam jest zimniej i są większe podatki.
Grzegorz GPS Świderski
Bloger, żeglarz, informatyk, trajkkarz, sarmatolibertarianin, futurysta AI. Myślę, polemizuję, argumentuję, politykuję, filozofuję, łapówki przyjmuję: suppi.pl/gps65
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości