To jest kontynuacja dwóch poprzednich notek na podobne tematy:
Religia to
ideologia [1], ale ponieważ jest nadrzędna nad innymi ideologiami, służy do ich oceniania, to nazwijmy ją
metaideologią.
Metaideologia religijna jest aksjologią wszelkich innych ideologii - w tym ideologii politycznych. A zatem
metaideologia religijna jest też polityczna, bo służy do oceniania ustrojów i praw, władców i ich urzędników.
Król, władca, cesarz, premier, car, prezydent, kanclerz, szef legislatury czy egzekutywy, i jego funkcjonariusze, podlegają tak samo moralności, metaideologii religijnej, jak poddani władzy, jak obywatele - to jest twierdzenie innej metaideologii jaką jest cywilizacja, a przy okazji twierdzenie jedynej prawdziwej moralności chrześcijańskiej. To ważne, bo inne cywilizacje tego nie uznają.
Wiara prawdziwa, metaideologia religijna, w naszej cywilizacji nie jest apolityczna, ale nie jest też polityczna - jest metapolityczna!
Można Bogu przypisywać przymioty polityczne, tak jak można Mu przypisywać wszelkie ludzkie przymioty - bo jesteśmy na jego podobieństwo. Można Go sobie wyobrażać jako człowieka. To będzie tylko ułomne przybliżenie, ale to nie będzie złe moralnie. Tak jak można Boga nazwać królem, tak można nadawać mu też różne inne funkcje i nazwy polityczne - co będzie skrótem myślowym stwierdzenia, że jedynie prawdziwa moralność, że
metaideologia religijna, ocenia jakąś ideologię polityczną za dobrą. Nazwanie Boga królem oznacza stwierdzenie, że monarchia jest dobra, nazwanie Boga liberałem oznacza stwierdzenie, że
liberalizm jest dobry [2].
Każda bardziej rozbudowana ideologia, a już na pewno każda metaideologia, ma skutki polityczne. W naszej cywilizacji religia jest ponad ideologiami politycznymi, czyli jest źródłem, z którego te ideologie czerpią. Zawsze więc jakieś polityczne wnioski z moralności będą odbierane jako ubieranie tej moralności w politykę. To jest naturalne i dobre.
Nasza cywilizacja, a więc twór polityczny, a nawet
metapolityczny, czerpie z religii - chrześcijaństwo jest jednym z trzech fundamentów naszej
cywilizacji łacińskiej [3]. Chrześcijaństwo jest ubrane w szaty cywilizacji łacińskiej, bo to jest najpotężniejsza cywilizacja, która metodami politycznymi rozpropagowała i rozpowszechniła chrześcijaństwo. To jest dobre i słuszne.
Chrystus narodził się nagusieńki, ale katolicyzm i cywilizacja ubrały Go w rytuały, budowle, obrazy, zasady, reguły i symbole. Kościół to ubranie Chrystusa, a cywilizacja łacińska to jego obszar działania politycznego.
Bóg nie stosuje wobec nas przemocy, nie zmusza nas siłą fizyczną do przestrzegania przykazań, ale nam proponuje umowę. Daje nam przykazania i mówi: możecie je przestrzegać, albo je łamać. Kto będzie przestrzegał przykazań zostanie zbawiony, kto nie będzie ich przestrzegał, kto będzie grzeszył, powinien się z tego wyspowiadać, wyrzec się grzechu, wyznać go, żałować, zadośćuczynić i wtedy ma jeszcze szanse na zbawienie, nawet, gdy dokona tego w ostatnim możliwym momencie, tuż przed śmiercią - a jak nie, to będzie potępiony na wieki. To jest propozycja - chcesz, to ją przyjmij, nie chcesz, nie przyjmuj. Bóg nam daje tę propozycję z miłości.
To jest
przymierze, a nie przymus. To jest taka sama umowa jak każda inna umowa na
wolnym rynku [4] - możną ją przyjąć, albo odrzucić - nie ma przymusu. Można uwierzyć w to przymierze, albo nie uwierzyć. Przymierze, które proponuje nam Bóg, wynika z Jego miłości do nas. Ta miłość powoduje, że Bóg nie stosuje przemocy byśmy tę umowę przyjęli, nie stosuje siły fizycznej, byśmy umowy przestrzegali, nie czyni nas zdeterminowanymi do wypełnienia umowy. Bóg daje nam
wolną wolę [5] - Bóg jest zatem liberalny.
Król to pojęcie polityczne - to funkcja polityczna. Nazywanie Boga królem to analogia, ale nie oznaczająca tego, że Bóg ma funkcję polityczną, ale przy użyciu politycznej funkcji tłumacząca kim jest Bóg.
Zgoda na nazywanie Boga królem, oznacza, że godzimy się na opisywanie Boga różnymi ziemskimi, niedoskonałymi, czasem politycznymi, przymiotami, by Go lepiej zrozumieć, by lepiej przybliżyć nam to, kim jest. A zatem można nazywać Boga określeniami politycznymi, ale nie wszystkie pasują. Słowo "król" pasuje - bo oddaje dobrze istotę Boga, jest dobrą analogią. A słowa cesarz, car czy kanclerz nie pasują.
I tak samo moim zdaniem pasuje określenie "liberał" na Boga, bo dobrze oddaje jego istotę, jest dobrą analogią. Liberał to ktoś kto się wyrzeka państwowego kultu przemocy - wynika to z przykazania miłości. Miłość sprzeciwia się przemocy.
Państwowy kult przemocy wdrażany w państwach socjaldemokratycznych, które opanowały dzisiejszy świat, jest niemoralny, niezgodny z przykazaniem miłości - przeciwstawianie się mu, zwane liberalizmem, jest więc jak najbardziej zgodne z wolą Boga i uprawnia to do nazywania Boga liberałem.
Chrystus jest Królem wszechświata. Ale nie jest imperatorem, nie jest tyranem – choć te słowa lepiej pasowałyby do określenia totalnego władcy nad wszystkim. Określenia: "Bóg jest imperatorem", albo: "Bóg jest tyranem" - zgrzytają, nie pasują, rażą.
Moim zdaniem dlatego, że zgrzytają, nie pasują, rażą określenia: "
liberalny imperator", "
liberalny tyran". A "
liberalny król" pasuje, bo Bóg to liberalny król wszechświata - dlatego liberalny, bo nie stosuje przemocy, ale daje nam
wolną wolę [5] - oddziałuje na nas
Słowem, a nie siłą fizyczną. Bóg rządzi Słowem, a nie mieczem! Jest liberalny! Król może być liberalny - tyran czy imperator nie.
Bloger, żeglarz, informatyk, trajkkarz, sarmatolibertarianin, futurysta AI. Myślę, polemizuję, argumentuję, politykuję, filozofuję, łapówki przyjmuję: suppi.pl/gps65
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka