Teraz w Europie, a nawet i w USA, bardzo wyraźnie rysuje się podział na zwolenników i przeciwników nowego zielonego komunizmu. Powstrzymanie tego szaleństwa staje się priorytetem. Więc powinniśmy stworzyć jakiś jeden wspólny blok przeciwników Zielonego Ładu, Fit for 55, 15-minutowych miast, parytetów imigracyjnych i wszelkich innych dyrektyw europejskiej biurokracji i komunistycznych lobby.
Komuniści europejscy budują bizantyjskie imperium i są już bardzo bliscy tego. W Europie powoli partie sprzeciwu rosną w sile, choć są ciągle w mniejszości. Trzeba się integrować w celu obalenia zachodniego komunizmu.
Zacznijcie to od wyborów samorządowych. Wystarczy, że nie zagłosujecie na nikogo z PO, PiS, Lewicy, Trzeciej Drogi i tym podobnych zwolenników totalnej biurokracji. A na wybory do europarlamentu szykujcie swoją tolerancję, by zaakceptować wszelkie sojusze przeciwników tej bizantyjskiej biurokracji.
Kopiuję kolejne artykuły z gazetki tworzonej przez Bezpartyjnych Samorządowych, stowarzyszenie Stop Korkom i Mazowiecką Wspólnotę Samorządową. Tu jest dostępna cała gazetka:
https://www.facebook.com/groups/1361907877786564/posts/1424017968242221/
Wszystkim lewackim pomysłom na miasto, temu nowemu komunizmowi, sprzeciwia się moja matka Grażyna Jadwiga Świderska, która jest kandydatką Nowej Nadziei w tegorocznych wyborach samorządowych do Rady Warszawy w okręgu numer 8 (Ursynów, Wilanów, Włochy) na liście ogólnopolskiego Komitetu Wyborców Konfederacji i Bezpartyjnych Samorządowców — lista numer 2. Tu kilka jej postulatów:
https://www.salon24.pl/u/gps65/1365518,najlepsza-kandydatka-z-warszawy
Grzegorz GPS Świderski
PS. Notki powiązane:
__________________
__________________
Tagi: gps65, wybory, samorząd, polityka
Aktywista Rowert
Pan Rowert to pochodzący ze Szczecina aktywista miejski — jak sam siebie określał, mimo że jego działania z dobrem mieszkańców Warszawy nie miały zbyt wiele wspólnego, chodziło raczej o realizację pseudoekologicznej ideologii niewielkiej grupki agresywnych zapaleńców i zrobienie kariery w urzędach miasta, a może nawet i w jakimś ministerstwie.
Ideologia jego i organizacji Zielone Mazowsze, do której należy, da się sprowadzić do stwierdzenia, że samochody (blachosmrody wg aktywistów) to zło i truciciele środowiska, należy odebrać Warszawiakom możliwość ich posiadania i zmusić do jazdy rowerem, komunikacją lub chodzenia piechotą. Od kilku lat, razem z podobnymi sobie kolegami i koleżankami, „uszczęśliwia” mieszkańców Warszawy projektami, które składa do Budżetu Obywatelskiego, następnie skrzykuje „aktywistów” z innych dzielnic, a nawet miast, żeby głosowali za projektem w Internecie, gdzie nikt tego nie weryfikuje.
Projekt idzie do realizacji, znikają miejsca do parkowania, pojawia się niebezpieczny kontraruch rowerowy i wszechobecne szpetne słupki. Podobnie miało być na ul. Dąbrowskiego na Mokotowie, ale prawdziwi mieszkańcy jakimś cudem zorientowali się, co się święci i zorganizowali protest. Na protest przyjechał Rowert tłumaczyć, w jego mniemaniu, „ciemnym ludziom” dobrodziejstwa swojego projektu. Mieszkańcy natychmiast zorientowali się, z kim mają do czynienia. Z natury tchórzliwy Rowert, widząc ich złość, wskoczył na swój bicykl i zaczął uciekać ,,bezpiecznym kontraruchem” na zbyt wąskiej ulicy. Mało brakowało, a wpadłby pod jadący z przeciwka samochód.
Piotr Guzek
/Stop Korkom/
Miasto 15 minut — komunizm w czystej postaci
Koncepcja miasta 15 minut, czyli idei, zgodnie z którą wszelkie usługi są dostępne w promieniu 15 minut spacerem od miejsca zamieszkania, funkcjonuje już od dawna w większych i mniejszych miastach. W praktyce większość usług, takich jak szkoły, szpitale czy przedszkola, jest dostępna w tej odległości. Próba wprowadzenia tej idei w sposób administracyjny może sugerować chęć ograniczenia transportu miejskiego i zamknięcia ludzi w enklawach, co przypomina sytuację w Chinach podczas pandemii COVID-19 i jest jedną z wytycznych raportu C40 Cities Climate Leadership Group.
Jak twierdzą zwolennicy tej doktryny, powoduje ona brak konieczności poruszania się samochodem, co zmniejsza emisje dwutlenku węgla, chroni środowisko, a także poprawia bioróżnorodność. Takie ograniczenia łamią wolności obywatelskie, prawa człowieka i prawo do swobodnego przemieszczania się.
Ludzie powinni mieć możliwość wyboru, czy chcą korzystać z usług w swojej dzielnicy, czy też pojechać do restauracji lub kina w innej części miasta. Wprowadzenie takiej koncepcji wydaje się być oderwane od rzeczywistości, ponieważ musiałoby sztucznie stworzyć bariery pomiędzy dzielnicami i ograniczyć swobodę przemieszczania się. Próba wprowadzenia koncepcji tzw. ,,miasta 15 minut” jest ideą pochodzącą ze skrajnie lewicowych środowisk, okalających obecne władze ratusza.
Warto zauważyć, że takie koncepcje naruszają podstawowe wolności zagwarantowane ludziom w Konstytucji. Przykładem takiego działania jest próba implementacji tej idei w planie mobilności Warszawy, jako pochodnej z raportu C40 Cities Climate Leadership Group, który wbrew temu, co mówi prezydent miasta, jest wytyczną, na której miasto planuje oprzeć swoją politykę transportową. Werbalnie co prawda prezydent od tego się odciął, natomiast w dokumentacji planistycznej nic się nie zmieniło. Jeżeli zostanie ona przyjęta i uchwalona, to Warszawiacy mogą się spotkać z potężnymi niespodziankami w niedalekiej przyszłości w Stolicy.
Jest mało prawdopodobne, żeby w demokratycznym kraju zrealizowano taką komunistyczną ideę, jednak trzeba pamiętać, że wolność jest odbierana ludziom metodą salami, a nie z dnia na dzień. W związku z tym koncepcja miasta 15 minut, choć już funkcjonująca w praktyce, przekształcona na ideologię, w rzeczywistości ma na celu ograniczenie możliwości przemieszczania się i wolności ludzkiej gwarantowanej konstytucją.
Janusz Zubrzycki
Aktywistyczny punkt widzenia
Rozwój komunikacji publicznej w mieście takim jak Warszawa (czyli mieście dużym, bardzo rozlanym, o mniejszej gęstości zaludnienia i niższym budżecie niż miasta zachodnie) zawsze będzie natrafiać na większe wyzwania niż w miastach zachodnich, stawianych przez aktywistów za wzór. Budżet nie jest tu jedynym problemem — obecnie, nawet gdyby Warszawę stać było na zakup taboru i wystawienie takiej liczby brygad, aby wszędzie autobusy kursowały akceptowalnie często (nie stać niestety, możecie mi wierzyć), to nie ma tylu chętnych na posadę kierowcy autobusu, aby te wszystkie brygady obsadzić. Nawet jeśli się da znaczące podwyżki (co oznacza lawinowy wzrost kosztów, bo wtedy trzeba by je dać także obecnym kierowcom), co nie gwarantuje to, iż liczba chętnych do takiej pracy będzie wystarczająca.
Naprawdę, ja bardzo chętnie bym widział często jeżdżące tramwaje lub metro od swojego domu do swojej pracy i pewnie mając taką opcję do wyboru, wybrałbym komunikację szynową, należy jednak liczyć się z realiami, a nie porównywać komunikację samochodową ze świata realnego, z komunikacją zbiorową ze świata marzeń. Ostatni kryzys energetyczny pokazał także, że komunikacja zbiorowa jest podatna na problemy związane z kosztem paliw czy energii elektrycznej. Należy spodziewać się wtedy cięcia kursów. Co z tymi, którzy stracą do niej dostęp, a jednocześnie nie będą mieć do dyspozycji samochodu? Mają nie jeździć do pracy i umrzeć z głodu?
Jeśli bowiem mieszkaniec takiej np. Zielonej Białołęki ma do wyboru pojechać do centrum samochodem spod swojego domu albo iść w mróz kilkaset metrów, by czekać na autobus jeżdżący co 20 lub 30 minut (często niepunktualnie, o ile w ogóle łaskawie przyjedzie), a potem mieć problem, by do niego w ogóle wsiąść, bo tak jest zatłoczony (i niekiedy zostać na przystanku), to wybór samochodu będzie z jego punktu widzenia, oczywisty. I płacz oraz agresja antysamochodowych aktywistów ani trochę takiej osoby nie przekonają do aktywistycznego punktu widzenia.
Jakub Dobromilski
Prezes Fundacji Starzyńskiego
Matki Polki poranek drogowy
Dzień zaczyna się wcześnie. Pierwsza walka — obudzić trójkę dzieci, wyszykować do przedszkola i żłobka, zapakować do samochodu. Teraz kolej na walkę numer dwa – szykany drogowe. Korek — rzecz oczywista, tysiące ludzi robi to samo co ja. Czas na lądowanie. Przedszkole i żłobek są w dwóch różnych częściach dzielnicy. Najpierw żłobek. Miejsc do parkowania brak, trzeba okrążyć okolicę kilkakrotnie. Później powtórka z rozgrywki przy przedszkolu. Uff, udało się. Można jechać do pracy – w korku oczywiście.
Takie poranki i doświadczenia jak ja ma tysiące kobiet, które pracę zawodową godzą z wychowywaniem dzieci. Od pewnego czasu miasto stołeczne Warszawa uznało jednak, że to za mało, za prosto, za łatwo. Postanowiło wprowadzić Strefę Płatnego Parkowania Niestrzeżonego. Teraz do intensywnego poranka dopisujemy punkt dodatkowy, walkę numer 3 – poszukiwanie parkomatu, by zapłacić za te 15 min., bo mimo że to ta sama dzielnica, abonament rejonowy już tu nie sięga. Żłobek co prawda jest w środku osiedla, poza drogami SPPN, jednak i na to znalazła się metoda. Wprowadzono identyfikatory dla mieszkańców. Na żłobkowiczów czeka Straż Miejska z mandatem 500 zł.
Zdrowo myślący człowiek zapyta: „Po co tak utrudniać życie swoim mieszkańcom?” Ano po to, by zniechęcać ludzi do samochodu. Wszyscy mają się przenieść na rowery. Nieważne, młody czy stary, zdrowy czy chory, sprawny czy nie. Bierzesz sobie tę trójkę maluchów na ramę i w deszcz, śnieg i wichurę turlasz się do miejsca przeznaczenia. Jakoś nikt nie bierze pod uwagę, że w Warszawie, poza niepracującymi pseudoaktywistami spędzającymi czas na myśleniu, jak jeszcze można zepsuć to miasto, żyją ludzie ciężko pracujący, płacący grube podatki, za które ZDM dokupi kolejne słupki i parkomaty.
Barbara Domańska
Radna Dzielnicy Praga Północ
Bloger, żeglarz, informatyk, trajkkarz, sarmatolibertarianin, futurysta AI. Myślę, polemizuję, argumentuję, politykuję, filozofuję, łapówki przyjmuję: suppi.pl/gps65
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka