Bardzo ucieszyłem, gdy tuż po wybuchu wojny na Ukrainie utworzono partię „Wolnościowcy”, która wprost i wyraźnie odcięła się od koncepcji jakiejś współpracy czy sojuszu z Federacją Rosyjską. Te koncepcje przed wojną były sensowne i dobrze, że takie głosy pojawiały się w Konfederacji. Bo zachowanie zdolności do sojuszu z każdym służy niekoniecznie temu, by go z każdym zawrzeć, ale by mieć lepszą pozycję negocjacyjną w targach z dotychczasowymi sojusznikami.
Po wybuchu wojny tuż za naszą granicą takie dyplomatyczne gierki należy skończyć i jasno stanąć po jednej stronie. Polską racją stanu jest ewidentnie to, by wspierać Ukrainę w wojnie i doprowadzić Federację Rosyjską do rozpadu. Wojna powoduje, że już nie ma pola do manewru dyplomatycznego. Trzeba robić wszystko, by pokonać Putina. Póki jest okazja, trzeba korzystać z tego, by realizować fundamentalną rację stanu Polski: nie graniczyć z żadnym mocarstwem.
------------------------------
"Wolnościowcy" nie uznają prawyborów Nowej Nadziei <- poprzednia część serii
następna część serii -> Dlaczego Konfederacja jest groźna dla wszystkich?
------------------------------
„Wolnościowcy” też tak uważają. Więc dobrze by było, gdyby stali się czwartą nogą Konfederacji, bo dzięki temu mogliby zwalczyć fałszywą gębę ruskich onuc, jaką Konfederacji przykleja wroga propaganda rządzącego reżimu i opozycji systemowej. Miałem nadzieję, że oni się ostro za to wezmą, będą robić wszystko, by ludzie zrozumieli, dlaczego tacy politycy jak Grzegorz Braun czy Janusz Korwin-Mikke nie wykluczają z nikim sojuszy. Takie poglądy, gdy są na marginesie, są słusznie i potrzebne, bo po rozbiciu Federacji Rosyjskiej tam powstaną państewka, z którymi będzie trzeba współpracować. Więc dobrze jest, jak ktoś łagodzi totalną nienawiść do Rosjan — i jest ktoś, kto będzie mógł się z nimi dogadywać, gdy przestaną być mocarstwem.
Niemniej na dziś dla Konfederacji cholernie ważne jest, by odkleić od niej szkodliwą i nieprawdziwą łatkę prorosyjskości. Konfederacja nie jest prorosyjska. W Konfederacji jest wiele nurtów, które różnie rozkładają akcenty w polityce zagranicznej. To jest dobre, bo polityka zagraniczna wymaga dyplomacji. Niemniej największa partia Konfederacji, czyli „Nowa Nadzieja”, bardzo zdecydowanie opowiada się za pomocą militarną i humanitarną dla Ukrainy i uznaje Putina za zbrodniarza wojennego. Zresztą Grzegorz Braun i Janusz Korwin-Mikke też uważają, że Putina za zbrodnie wojenne należy postawić przed międzynarodowym trybunałem. Oni po prostu chcą zachować zdolność prowadzenia dyplomacji z następcami Putina. A dodatkowo sprzeciwiają się specjalnym przywilejom dla Ukraińców w Polsce.
Niestety „Wolnościowcy” robią na odwrót. Zamiast prostować kłamstwa, które reżimowe media rozpowszechniają, zamiast głosić, że gęba ruskich agentów to czarny pijar, oni ten czarny pijar wzmacniają. Kalają tym własne gniazdo. Nie rozumiem, dlaczego tak robią.
Do niedawna bardzo ceniłem Artura Dziambora. To mądry wolnościowiec mający miły tembr głosu, więc zyskał dzięki temu dużą popularność, szczególnie wśród kobiet. Niestety ostatnio zwariował i niszczy własne ugrupowanie, dzięki któremu zaistniał politycznie. Artur Dziambor bardzo często pojawia się ostatnio w mediach głównego nurtu. Głównie zajmuje się dyskredytacją swojej bratniej partii. Daje amunicje pisowskim propagandystom oczerniającym Konfederację. Co on chce tym uzyskać? Jaką korzyść odniesie, gdy Konfederacja dostanie mniej głosów w wyborach?
On dokonał rozłamu w swojej partii, założył nową o identycznym profilu ideowym, ale nadal jest w sojuszu wyborczym ze swoją poprzednią partią. Więc powinien budować pozytywny wizerunek tego porozumienia. A on tymczasem intensywnie szkaluje sojuszników. Jest prezesem partii wchodzące w skład Konfederacji i zamiast skupić się na wspieraniu i promowaniu Konfederacji, skupia się na szkalowaniu swojego koalicjanta.
To on doprowadził do rozłamu, więc jest inicjatorem swojego odejścia. Więc po co w ogóle zajmuje się partią, z której odszedł? Dlaczego nie buduje swojej pozycji w Konfederacji jakimś pozytywnym działaniem? Nie widzę innego wytłumaczenia niż takie, że zwariował, stracił instynkt polityczny, pogubił się, albo wierzy jakimś donosicielom i plotkarzom, którymi się otoczył.
By utrzymać się w polityce, musi przedstawić jakieś pozytywne i budujące działania na rzecz Konfederacji, by jego partia została przyjęta, jako pełnoprawna część tej platformy wyborczej. A tymczasem robi wszystko, by Konfederację do siebie zrazić. Po co mu to?
Artur Dziambor czuje, że skończyła się jego kariera polityczna. Już wprost opowiada, że wraca do zawodu nauczyciela. No i na wychodnym szkaluje środowisko, które opuszcza na własną prośbę. Jak widać, słuszne jest twierdzenie o tym, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. Artur Dziambor bardzo źle kończy.
Grzegorz GPS Świderski
t.me/KanalBlogeraGPS
PS. Notki powiązane:
------------------------------
To nasza wojna! <- poprzednia notka
następna notka -> Nie da się zlikwidować państwa, samo upadnie!
------------------------------
Tagi: gps65, Konfederacja, Nowa Nadzieja, Wolnościowcy, polityka, Rosja, wojna, fałszywa gęba.
Bloger, żeglarz, informatyk, trajkkarz, sarmatolibertarianin, futurysta AI. Myślę, polemizuję, argumentuję, politykuję, filozofuję, łapówki przyjmuję: suppi.pl/gps65
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka