Czeka nas zagłada klimatyczna. To jakoby wiadomo na pewno. Czeka nas niespotykany wybuch technologi – po czym nie wiadomo co będzie. Co wolicie: to, co pewne, czy to, co niepewne? Do czego się lepiej przygotować?
Niektórzy naukowcy twierdzą, że w ciągu mniej więcej najbliższego ćwierćwiecza nastąpi zagłada ludzkości związana ze zmianami klimatycznymi. Jedyne co nas może uratować, to radykalne wzięcie ludzi za mordę przez polityczne reżimy i wstrzymanie wszelkich technologii, które jakoby niszczą klimat.
Ale są inni naukowcy, którzy wieszczą, za około ćwierćwiecze nastąpi technologiczna osobliwość, która wywoła lawinowy rozwój techniki na niespotykaną dotąd skalę. To, co będzie potem, jest kompletnie nieprzewidywalne.
---------------------------------
Zabobony depopulacji <- poprzednia część serii
następna część serii ->
---------------------------------
Te przewidywania są wzajemnie sprzeczne i dają przeciwne diagnozy, bo zgodnie z tą drugą, należy całkowicie uwolnić wynalazczość i rozwój technologii. Pierwsza diagnoza jest precyzyjna i przewiduje ściśle katastrofalną przyszłość, druga daje tylko pewną skalę do przewidywań i uznaje, że nie da się nic dalej prognozować.
A więc co wybrać? Polityków i urzędników, czy naukowców i wynalazców? Wzmóc zamordyzm, czy uwolnić ludzkość? Wybrać pewność niewoli, czy niepewną wolność?
Moim zdaniem ewidentnie drugie podejście jest lepsze – bardziej moralne, bardziej ludzkie, dające więcej nadziei. To oczywiście nie znaczy, że należy tylko czekać. Wręcz odwrotnie: trzeba działać, myśleć, kombinować, odkrywać, tworzyć. To pierwsze rozwiązanie nakazuje bierność: poddajmy się woli polityków, czekajmy na ich decyzje i potulnie wykonujmy ich polecenia — i jakoś to będzie.
Te pierwsze obliczenia nie uwzględniają dynamiki zmian. To są przewidywania, które się spełnią, gdy trendy klimatyczne się utrzymają. Ale jeśli prawdą jest, że klimat się zmienia na skutek działalności człowieka, to do tego trzeba tę działalność dodać. A więc uwzględnić trendy rozwoju technologicznego. A ten rośnie wykładniczo. Więc jeśli przez setki lat człowiek wpływał na klimat, to teraz w równym stopniu wpłynie w ciągu kilku lat.
Więc te obliczenia naukowe są tyle warte, ile dawne obliczenia, że Londyn utonie w końskim łajnie. To się może spełnić, gdy ludzie w obronie klimatu zaprzestaną rozwijać technologie, wstrzymają postęp i ograniczą przemysł. Gdyby luddystom rzeczywiście udało się zablokować rozwój maszyny parowej, gdyby wszystkie wynalazki zniszczyli, to Londyn rzeczywiście utonąłby w końskim łajnie. Jeśli dziś uwierzymy nauce uwarunkowanej politycznie i ograniczymy przemysł i wydobycie, rolnictwo i transport, a zatem i wynalazczość, to cywilizacja rzeczywiście upadnie.
Ale mniejsza z tym jak bardzo naukowo uzasadnione jest to, jakie będą katastrofy, gdy średnia temperatura Ziemi wzrośnie. Mniejsza z tym jak bardzo naukowo uzasadnione jest to, że zapobiegniemy tym katastrofom poprzez zmniejszenie emisji CO2 i wstrzymanie wydobywania węgla. Wszystkie te możliwości są prawdopodobne. Jest prawdopodobne też to, że wydamy miliardy na ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, a katastrofy i tak nastąpią. Wtedy zabraknie na realne zapobieżenie zagrożeniom. A już dziś moglibyśmy te miliardy wydawać na budowę ziemianek, schronów, klimatyzatorów, szklarni czy wałów przeciwpowodziowych.
Dlatego istotne jest to, by ustalić, jakie konkretnie katastrofy nam grożą i się przeciw nim ubezpieczać tworząc odpowiednią infrastrukturę, która pozwoli przeżyć te katastrofy. A to można robić na lokalną, a nie globalną skalę. Do tego wystarczy przekonać kilku ludzi, czy kilka milionów, a nie całą ludzkość.
Moim zdaniem lepiej rozwijać techniki survivalowe, niż ładować miliardy w wątpliwe polityczne projekty. Technikami survivalowymi każdy sam może sobie zapewnić przetrwanie. Można kupić działkę, wybudować ziemiankę, robić przetwory, zrobić klimatyzowaną i/lub ogrzewaną szklarnię, zaopatrzyć się w siekierę, krzesiwo, latarkę i niezależne źródła energii. Można hodować kury czy króliki, można sadzić warzywa i zioła etc. To wszystko można robić na 400 m2.
Wiara, że politycy coś nam załatwią, uchronią przed katastrofą, jest moim zdaniem złudna. Nakradną, nabudują różne misie, a katastrofy i tak będą albo nie, bez związku z tymi politycznymi przekrętami.
Niezależnie od tego, czy i jak człowiek wpływa na klimat, to jest jeszcze setki innych czynników, które powodują zmiany klimatyczne, które mogą wywołać jakiejś katastrofy. Zabezpieczajmy się więc przed konkretnymi katastrofami. Wtedy zabezpieczymy się i przed tym, co naukowcy przewidzą, i przed tym czego nie przewidzą.
Ludzie już planują wyprawy na Księżyc i na Marsa, już planują zakładanie tam baz. Jest bardzo możliwe, że dokonamy tego w ciągu ćwierćwiecza, bo technologie to umożliwiające rosną w tempie wykładniczym. Stałe bazy w kosmosie to najbardziej survivalowa technologia, jaką można sobie wyobrazić. Nie wymaga globalnej zgody ludzkości, wystarczy do tego jedna firma, jeden wizjoner, jeden biznesmen, który robi swoje, nie angażując polityków. A jeszcze lepiej, by ich było miliony. Więc zamiast globalnej walki z klimatem, która się sprowadza do hasła: Ein Volk, Ein Reich, Ein Führer!, proponuję: miliony naukowców, miliony wynalazców, miliony biznesmenów.
Jeśli człowiek przetrwa na Marsie i Księżycu, to nie przetrwa na Ziemi? Globalne ocieplenie spowoduje, że na Ziemi będą gorsze warunki do mieszkania niż na Marsie? Na Księżycu poradzi sobie kilkuset ludzi, a na Ziemi nie poradzą sobie miliardy? Na orbicie można mieszkać latami, a na Ziemi nie? Naprawdę w to wierzycie?
Grzegorz GPS Świderski
PS. Notki powiązane:
------------------------------
Technologiczna euforia <- poprzednia notka
następna notka -> Czasy nadchodzą nowe
------------------------------
Tagi: gps65, globalne ocieplenie, zmiany klimatyczne, katastrofy, survival, osobliwość, technologia, polityka.
Bloger, żeglarz, informatyk, trajkkarz, sarmatolibertarianin, futurysta AI. Myślę, polemizuję, argumentuję, politykuję, filozofuję, łapówki przyjmuję: suppi.pl/gps65
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo