Radosław Sikorski jest ostatnio słynny ze zwrotu: "Walnij się w zatłuszczony łeb". Więc media przy okazji zwróciły uwagę na inne zwroty grzecznościowe, których używa ten arystokrata. No i bardzo zaciekawiło mnie to jego zrzucanie stewardessy akurat z końca członka. O co Anglikom chodzi w tym powiedzeniu? Czy chodzi o to, że dżentelmen nie wsadza całego członka?
Myślałem, myślałem i w końcu wymyśliłem. To jest analogiczne do tego, jak dżentelmen zamawia wino w wykwintnej restauracji. Kelner przynosi to wino i nalewa troszeczkę do kieliszka, by klient ocenił czy wino jest dobre, czy nie skwaśniało, albo jest inne niż zamówione. Gość wącha, smakuje i albo akceptuje, więc kelner dolewa więcej i zostawia butelkę, albo coś jest nie tak w smaku i kelner wymienia wino na następne.
I podobnie jest z tym końcem członka. Idzie taki arystokrata do burdelu i zamawia stewardessę. Kładzie się na łóżku i wystawia członka w górę – sam albo przy pomocy jakichś eunuchów. Potem przychodzi zamówiona stewardessa, kuca nad tym członkiem i wsysa do pochwy sam koniuszek. Gość ocenia, czy jest odpowiednia i albo kiwa głową i wtedy ona siada, wsysając całego członka, i tak kilka razy, albo gościowi się nie podoba i ją zrzuca z końca członka i prosi o następną. No i dlatego Sikorski powiedział Kulczykowi, że nie zrzuciłby jednej z jego stewardess z końca członka – to taka sama grzeczność, jak gdyby powiedział, że by nie odrzucił jego wina po powąchaniu odrobiny w kieliszku.
Polscy arystokraci też mieli przed wojną swoje zwyczaje burdelowe, ale trochę bardziej subtelne niż te angielskie Sikorskiego.
Otóż Wańkowicz opowiadał kiedyś o sposobie na to, jak trafić do burdelu będąc w obcym mieście. Otóż zamawia się dorożkę i każe się wieść na ulice Piłsudskiego, bo takie są w każdym mieście. Dziś byłby to Uber i ulica Jana Pawła II. No i jak dorożka dojedzie na miejsce, to się dorożkarza opieprza wulgarnymi słowy typu: „Ty taki owaki!, gdzieś ty mnie zawiózł!? Ja prosiłem na Piłsudskiego, a nie do jakiegoś burdelu!”. I wtedy dorożkarz odpowiada: „Bardzo przepraszam wielce wielmożnego pana, ale to jest ulica Piłsudskiego, burdel u nas jest na ulicy takiej i takiej”. Gość wysiada z dorożki, łapię następną i każe się wieść na ulicę taką i taką, nic o burdelu nie wspominając. I w ten sposób trafia do burdelu. Ale co tam robi z końcem członka, nie wiadomo. No i chyba nie zamawiało się wtedy stewardess, ale zwykłe służące…
Grzegorz GPS Świderski
PS1. Podobno Sikorski grozi procesem tym, którzy cytują jego rozmowę z Kulczykiem, bo to była prywatna rozmowa nagrana nielegalnie. Więc ja się nie upieram przy tej tezie, którą postawiłem w notce — to są tylko takie moje spekulacje. Ja tej stewardessy Kulczyka nie widziałem, więc nie wiem, czy Sikorski by ją zrzucił z końca członka, czy nie. Więc jeśli to kłamstwo, że by jej nie zrzucił, to z obawy przed procesem chętnie zmienię tezę na prawdziwą, że jednak by ją zrzucił z końca członka.
PS2. Notka inspirowana tą sceną: Nic śmiesznego
------------------------------
Polinezyjske Proa na Pucyfiku <- poprzednia notka
następna notka -> Państwo opiekuńcze, czyli niewolnicze
------------------------------
Tagi: gps65, kultura, arystokracja, dżentelmen, Sikorski
Bloger, żeglarz, informatyk, trajkkarz, sarmatolibertarianin, futurysta AI. Myślę, polemizuję, argumentuję, politykuję, filozofuję, łapówki przyjmuję: suppi.pl/gps65
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo