Od zakończenia II wojny światowej pojawia się wiele relacji, a potem uogólnień, dotyczących zbrodni dokonywanych w czasie wojny. Ostatnio w Polsce szczególnie uwypuklane są opowieści mające następujący schemat: niemiecki oprawca, żydowska ofiara i polski kolaborant, który wydaje ofiarę oprawcy. Zastanawia mnie, jak twórcy tych nowoczesnych hagad ustalają narodowość osób, o których opowiadają.
Ja rozumiem, że prześladowani byli Żydzi. To były osoby, które definiował podmiot prześladujący, czyli III Rzesza - definiował ich jako grupę etniczną i ją prześladował. Można było uniknąć prześladowań, gdy się skutecznie ukryło swoje etniczne pochodzenie. W ogóle wszystkie ofiary II wojny światowej można symbolicznie nazwać Żydami, zgodnie z hasłem, że wszyscy jesteśmy Żydami, gdy jesteśmy prześladowani. Żydzi byli prześladowani w czasie wojny wszędzie - w każdym kraju podbitym przez III Rzeszę.
Ja rozumiem, że prześladowcami byli Niemcy, bo podmiot prześladujący, czyli III Rzesza, to było państwo narodowe Niemców - wprost i oficjalne realizujące przez siebie zdefiniowane narodowe interesy niemieckie. W ogóle wszelkich bandytów, morderców czy ludobójców można nazwać symbolicznie Niemcami, bo Niemcy stworzyli najpotężniejszą, unikatową, najlepiej zorganizowaną w dziejach świata organizację do mordowania ludzi. Niemcy to najpotężniejsi ludobójcy na świecie, więc każdego mordercę można nazwać w przenośni Niemcem. Niemcy byli wszędzie oprawcami - w każdym kraju podbitym przez III Rzeszę.
Atoli dlaczego kolaborantów nazywa się "Polakami"? II RP to było państwo wieloetniczne, zamieszkiwane przez wiele narodowości. Ci kolaboranci na terenach II RP to byli jej dawni obywatele. Tego państwa już wtedy nie było. Kogoś takiego nie można nazywać "Polakiem", póki się dokładnie nie zbada jego pochodzenia etnicznego - bo to może być też Cygan, Tatar, Niemiec, Ślązak, Ukrainiec, Litwin, Białorusin, Rosjanin, Słowak, Czech czy nawet Szkot lub Holender.
Co do sprawców i ofiar nie ma potrzeby badania narodowości, bo z definicji sprawcami byli twórcy III Rzeszy, czyli Niemcy, a ofiarami byli Żydzi, bo tak Niemcy zdefiniowali tych, których mordowali. Ofiarami były też osoby innych narodowości, szczególnie Słowianie, ale Żydzi ucierpieli najbardziej. Być może jakiś konkretny gestapowiec nie był Niemcem etnicznym, ale reprezentował państwo niemieckie, więc można go uznać za Niemca kulturowego, archetypicznego. Być może ktoś konkretny, kogo zamordował ten gestapowiec, nie był Żydem, ale można go za takiego uznać, bo był Żydem kulturowym, archetypicznym.
Niemniej gdy się mówi o narodowości kolaborantów, to już dokładne badania etniczne są konieczne, bo wśród kolaborantów była duża mozaika narodowościowa. Zwyrodnialcy wśród wszystkich narodów podbitych przez III Rzeszę kolaborowali z mordercami. Mało tego – często robili to w sposób zorganizowany i polityczny – na przykład w postaci kolaboranckich rządów. Tylko w Polsce nie było żadnej zorganizowanej kolaboracji – robili to tylko indywidualni opryszkowie.
Czy ci, którzy opisują kolaborantów, zrobili badania etniczne pozwalające pisać im o polskich kolaborantach? Jeśli nie, to na jakiej podstawie nazywają kolaborantów "Polakami"? W jaki sposób ustalono, że kolaborant czy konfident z tych opowieści był polski? Czy ten badacz, który daną historię rozpowszechnia, zbadał narodowość, badając drzewo genealogiczne? Czy może poznał po wyglądzie? A może po kształcie nosa? A może po nazwisku?
A w ogóle to po co ustalano narodowość? Czy ich etniczne pochodzenie miało jakieś znaczenie i ich czyny były tą etnicznością jakoś uwarunkowane?
Bycie ofiarą było etnicznie uwarunkowane, bycie mordercą też. Wystarczyło być Żydem, by się stać ofiarą. Wystarczyło być Niemcem, by brać współudział w ludobójstwie – choćby poprzez finansowane z podatków machiny zagłady. Aliści kolaborować mógł każdy i jego narodowość nie miała chyba znaczenia, nie?
Dlaczego więc podaje się narodowość kolaborantów? Być może ich czyny były bardziej związane z ich zawodem niż pochodzeniem. To, że ktoś przed wojną był kryminalistą, bardziej predestynuje go do kolaborowania, niż to, że był Polakiem, Łotyszem, Ukraińcem, czy Cyganem, nieprawdaż? Czy zbadano zawody kolaborantów lub ich przeszłość kryminalną?
Współcześnie, gdy poszukiwany jest jakiś przestępca, to niewskazane jest informowanie o jego narodowości czy rasie, bo jest to uznawane za rasizm. W Szwecji nawet podając rysopis poszukiwanego, nie jest wskazane, by napisać, że jest czarnoskóry. We Francji nie jest politycznie poprawne pisanie w prasie, że sprawca jest muzułmaninem. W Niemczech ganieni są dziennikarze, którzy piszą, że przestępca jest Arabem. Dlaczego więc wolno informować o narodowości przestępców sprzed lat?
Czy słuszne jest to, że gdy publicznie pisze się, czy mówi, o jakimś przestępcy, kolaborancie, donosicielu czy konfidencie to w pierwszej kolejności należy ustalić, jakiej jest rasy, narodowości czy wyznania i należy o tym ciągle informować, choć to nie ma związku z jego czynami?
Grzegorz GPS Świderski
PS. Notki powiązane:
Koreańscy czterej pancerni <- poprzednia notka
następna notka -> Niewierny Tomasz w buszu języków
Tagi: #gps65, #hagady, #kolaboranci, #narodowość, #odpowiedzialnośćzbiorowa
Bloger, żeglarz, informatyk, trajkkarz, sarmatolibertarianin, futurysta AI. Myślę, polemizuję, argumentuję, politykuję, filozofuję, łapówki przyjmuję: suppi.pl/gps65
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo