To była bardzo głośna sprawa. Książka Dariusza Ratajczaka wydana w 1999 roku wywołała wielki skandal. Ten opolski historyk zakwestionował liczbę zamordowanych Żydów w czasie II wojny światowej oraz użycie komór gazowych do zabijanie ofiar w Auschwitz i w innych obozach koncentracyjnych.
Niedawno prokurator IPN i ABW weszły do częstochowskiego wydawnictwa 3DOM i zajęły książki, w tym nieżyjącego opolskiego historyka dr Dariusza Ratajczaka.
- Dariusz Ratajczak to świetny kumpel – powiedziało mi niezależnie od siebie dwóch, dobrze znających go facetów. – Świetny kumpel, ale miał trochę faszyzujące poglądy – stwierdzili.
Pamiętam jak po śmierci tego historyka w 2010 roku, na prośbę Grzegorza Brauna sfilmowaliśmy materiał z miejsca śmierci Dariusza Ratajczaka. Pod jego zaparkowanym samochodem pod największym centrum handlowym w Opolu – a były wówczas gorąco – znajdowała się plama, będące efektem znacznego rozkładu ciała.
Książka, właściwie broszura, jest niedługa i warto ją przeczytać. Składa się z różnych tekstów, i chyba tylko część treści była spisana specjalnie dla „Tematów niebezpiecznych”.
Skończyłem ją czytać przed chwilą. Obecnie jest godzina 5:21 rano. Co mogę więc powiedzieć...
Otóż w „Tematach niebezpiecznych” znajduje się wiele artykułów, niezależnych od siebie tekstów, w których podejmowane są społeczno-polityczne tematy. Drukowane były w liczących się lokalnych mediach, jak „Trybuna Opolska”, „Katolik”, „Nowa Trybuna Opolska”, czy, co dziwne, w „Schlesiches Wochenblatt” – gazecie Niemców w Polsce. Swoją drogą w tekście czuć sympatię do Niemców. Na razie nie chcę o tym pisać, ale w przypadku zarzutów jestem w stanie to udowodnić.
W publikacji znajduje się „Referat wygłoszony w roku 1998 na sesji poświęconej polskiej emigracji w związku z przyznaniem tytułu doktora „Honoris Causa" przez opolska Alma Mater Prezydentowi R.P. na Uchodźstwie – Ryszardowi Kaczorowskiemu” („Wokół akcji legalizacyjnej narodowych sil zbrojnych na emigracji”).
Promotorem pracy doktorskiej D. Ratajczaka był Prof. Sławomir Nicieja, wieloletni rektor Uniwersytetu Opolskiego, skądinąd szanowany i mający kontakty z częścią mojej rodziny.
Część środowisk politycznych pewnie się na mnie obrazi, ale tak, nie podoba mi się to, co D. Ratajczak napisał o cyklonie b.
To okropne, że ten bystry i sprawny historyk, zakwestionował bestialstwo Niemców w czasie II wojny światowej.
Tak, w sprawie komór gazowych i cyklonu B – cyjanowodoru – całkowicie się nie zgadzam. I nie chodzi tu o niezgadzanie się, bo tak mi się podoba.
Nie chodzi przy tym o „religię holocaustu”, anty-, czy filosemityzm, ale o okrutne fakty.
O komorach gazowych pisały „Zeszyty Oświęcimskie” już 60 lat temu. To nie był wymysł Żydów z Nowego Jorku.
Ratajczak pisze (pisał): „Cyklon B był w czasie wojny stosowany przez Niemców jako środek zabijający wszy. Stosowano go w komorach do odwszawiania (ale nie gazowania ludzi!). (...) Poza tym byłaby to bardzo kosztowna (towar deficytowy) i niebezpieczna operacja, wymagająca od ekip więźniów wyciągających ciała użycia masek przeciwgazowych z filtrami i ubrania specjalnych uniformów ochronnych oraz rękawic (gaz działa przez skore)”.
Niebezpieczna operacja, ale wszy mogli cyklonem zabijać... Nie no, to co napisane w akapicie powyżej, jest nielogiczne. Dariusz Ratajczak kwestionował także krematoria...
Tak się składa, że dwa razy odwiedziłem obóz koncentracyjny „Gross-Rosen” w Rogoźnicy pod Strzegomiem i przyjrzałem się przewoźnemu krematorium. Za drugim razem byłem tam w czasie głośnych ekshumacji belgijskich jeńców w 2017 roku.
Co ważne, trzeba przypomnieć, że Niemcy niszczyli obozy koncentracyjne przed przyjściem sowietów. Po prostu dr Ratajczak wątpił w bestialstwo Niemców. Dzisiaj wielu ludzi wątpi, że Niemcy w czasie wojny robili mydło z ludzi (a robił to dewiant Rudolf Spanner w Gdańsku), czy chore, zupełnie dewianckie eksperymenty na ludziach dokonywane przez Mengele i setki innych lekarzy, którzy po wojnie w RFN stali się „szanowanymi obywatelami”. Denazyfikacja na „krzywy ryj” - a dzisiaj uczą nas demokracji. Wracajmy jednak do tematu.
Naiwni ludzie, nie rozumieją, że holocaust, jak sama nazwa wskazuje, był ofiarą całopalną, jaką okultystyczni nazistowscy – germańscy dewianci, składali swoim popapranym pogańskim bogom.
Nazizm to chora ideologia w znacznie większym zakresie niż zwykłym, naiwnym ludziom, się wydaje.
Nie będę przeciągał, bo chce mi się spać, ale „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej” w niesławnej willi Wannsee ustalono 20 stycznia 1942 roku, w czasie, gdy Niemcy przegrywali bitwę pod Stalingradem.
Czym ludzie są tak ograniczeni, że tak ciężko zrozumieć, do czego zdolny w swojej podłości bywa inny człowiek? Tak, nazizm to wyjątkowo zdegenerowana, ale szczera w swoim zaburzeniu odmiana okultyzmu. To dlatego machina śmierci trwała zajadle do samego końca wojny. Zawziętość w zabijaniu innych przez Niemców nie znała granic. Te nazistowskie świry to naprawdę robili.
Ci dewianci myśleli, że jak będą składać ofiary z ludzi, to jednak wygrają wojnę. Przegrana w bitwie stalingradzkiej jest główną przyczyną rozpoczęcia holocaustu.
Z drugiej strony Niemcy na wojnie tak źle nie wyszli. Pozwolono im zatrzymać zrabowane w Polsce i w obozach koncentracyjnych dobra, dzięki czemu dzisiaj, dzięki rozwojowi gospodarczemu, śmią nazywać się mocarstwem moralnym i pouczać Polskę, ale to już inna historia.
Inne tematy w dziale Rozmaitości