Dzisiaj z Komisariatu Policji w Dobrzeniu Wielkim przyszło do mnie wezwanie w sprawie osobistego wstawiennictwa 30 marca o godz. 8.00 rano jako podejrzanego/świadka w sprawie przestępstwa z art. 212 paragraf 2 k.k. i innych w sprawie RSD 152/2020 PR1 FDs. 324/21
W razie niestawienia grozi mi doprowadzenie siłą lub grzywna w wysokości 10 000 zł.
Artykuł 212 to zniesławienie: Sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo karze pozbawienia wolności do roku, jeżeli pomawia inną osobę za pomocą środków masowego komunikowania (art. 212 § 2 k.k.).
Wszystko z zawiadomienia mojego dawnego wydawcy Ł. K. Już dzisiaj o sprawie informuję Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i blogi. Im wydarzenia będą bardziej się rozwijać, tym będą szerzej będę informował media.
Będę odwoływał się do samego końca, choćby do Rzecznika Praw Obywatelskich, czy Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który „wielokrotnie wskazywał na zapis art. 212 k.k. w polskim kodeksie karnym, o którego usunięcie od lat apelują organizacje pozarządowe”.
Zostałem doprowadzany do rozpaczy i nerwicy. Nie przeproszę i nie zapłacę swojemu oprawcy, który teraz staje się moim prześladowcą. Będę się odwoływał do samego końca, choćbym poszedł do więzienia. Miarka się przebrała. Chodzi o kilka maili wysłanych do osób współpracujących z Ł. K., czy im pasuje współpraca z taką osobą (np. parafia). Byłem zrozpaczony. Ale nie przegiąłem. Naprawdę.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie, nie jestem święty, ale człowiek, który wyrządził mi wiele zła, chce mnie do końca zniszczyć. Robił to skutecznie za moimi plecami (gdy ufając jemu prowadziłem portal, broniąc go jednocześnie przed atakami co wścieklejszych czytelników) razem z wieloma ludźmi, czego nie miałem pojęcia. Mnie nie interesowały intrygi, tylko robienie mediów dla ludzi, dla społeczeństwa - dobra wspólnego. Nie rozumiem jednak tego, co się jednak wokół mnie działo. Tworzył się wówczas jakiś dziwny klimat niechęci i agresji. Budował się ludzki ostracyzm.
Przejął portal. To się nazywa „złowrogie przejęcie”. Przejęcie portalu, który wymyśliłem, zaprojektowałem i założyłem, a którego później sprzedałem 85 proc udziałów, odbyło się w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach.
Dlaczego wszedłem z nim współpracę? Z ówczesnym radnym gminy i biznesmenem w jednej osobie, mieliśmy razem zrobić fajny społeczny portal o zasięgu wojewódzkim. Ja miałem zająć się stroną medialną, bo mam spory zmysł dziennikarski i talent, a Łukasz miał się zająć rozwojem biznesowym portalu.
Tymczasem stosunkowo szybko zaczął się mobbing i stawianie kłód pod nogi. Ni stad ni zowąd, byłem przez swojego wydawcę stawiany w bardzo nieprzyjemnych sytuacjach.
Np. po rozmowie z wójtem Henrykiem Wróblem napisałem artykuł w sprawie piłki ręcznej, gdzie zacytowałem jego przemyślenia odnoście większej dyscypliny finansowej lokalnego sportu, w tym piłki ręcznej. Otrzymuję telefon od Wydawcy:
- Romek, możesz przyjechać do mnie do biura?
- Mogę.
Minutę po moim przyjeździe zjawia się facet, który bez podana ręki z wrzaskiem krzyczy, czemu napisałem tekst (jak przypominam, cytowałem wójta), żebym nawet nie przychodził na mecze i generalnie jestem paskudny. A było to przecież jakieś takie zwykłe normalne zdanie.
Wydawca, zamiast bronić swojego redaktora naczelnego, zachował totalną „olewkę” - w ten sposób wystawiał go/mnie na agresję ludzi (sam się do nich dołączając w celu wykończenia mnie – jak się domyślam właśnie w celu przejęcia portalu). Takich sytuacji było mnóstwo.
Żałuję, że nie podałem go do sądu w 2016 roku, że niewłaściwie walczyłem o swój interes 2016 roku, gdy nastawiał ludzi przeciwko mnie, że nie zrobiłem mu sprawy o mobbing. Zająłem sieobroną gminy Dobrzeń przed powiększeniem Opola. Może niepotrzebnie?Parę miesięcy po nieprzyjemnym rozstaniu to właśnie on obraził mnie podczas strajku głodowego nazywając przy protestujących wariatem, z którym lepiej się nie zadawać i śmiał się – takie hi hi – po odebraniu portalu.
Jak to się stało? Chyba luty 2016. W piątek albo sobotę, nie pamiętam dokładnie, jaki dzień (ale znajdę to w archiwum), dałem mu uprawnienia administratora portalu. W ciągu kilku dni, ten blacharz-mechanik - nowy administrator portalu dał uprawnienia publikacji ludziom piszących pod anonimem, piszącym jakieś paskudne materiały, np. o Ryszardzie Rudniku z Nowej Trybuny Opolskiej. A nie byli to zwykli ludzie, tylko dziennikarze z innych mediów, którym to istnienie mojego portalu od początku przeszkadzało. U mnie nie miało mieć prawa zaistnieć coś takiego. Wkurzyłem się. Po prostu wściekłem. Kontaktuję się z nim, mówię, że mam już dosyć, bo haruję jak wół, a ciągle tylko pretensje, a to co teraz zrobił, to maksymalne groteskowe przegiecie. Po kilku dniach próbuję logować się na portal, patrzę a ON MNIE ZABLOKOWAŁ. USUNĄŁ. Rozumiecie Państwo? Zadzwoniłem kilka dni do niego i powiedziałem: - „ukradłeś mi portal”. Byłem wstrząśnięty. Powiedziałem, że mam dość.
Rozliczyliśmy się, Ok. Chciałem zapomnieć i przebaczyć to, co mi zrobił. Chciałem przebaczyć także tym, którzy wówczas w urzędzie i poza nim, bardzo go do utrudniania mi życia namawiali. A o których to działaniach mi doniesiono.
Chciałem przebaczyć także tym dziennikarzom Grupy Lokalnej Balaton, którzy donosili na swojego redaktora, a którzy, wyglądali jak opętani, podbuntowani, np. nie odzywali się do mnie, po usunięciu mnie z portalu. Ciekawe, kto im coś o mnie nagadał. Kto ich nastawiał przeciwko mnie. Zapytam ich o to w sądzie.
To było w latach 2014-2016 roku. Atakowany ze wszystkich stron, pracujący na portalu 60 godzin tygodniowo – zmęczony i wypalony. Miałem prawo być nerwowy. Tymczasem teraz będę działał krok po kroczku, metodycznie i zawzięcie. Będzie gorąco.
Kolejny przykład, jak szkodzono mi jeszcze 2,5 roku po usunięciu z portalu: w 2018 roku było spotkanie w Centrum Kongresowym w Opolu zorganizowane przez Opolską Izbę Gospodarczą – zaprosiła mnie na nie jego organizatorka – nauczycielka ze studiów podyplomowych – dla młodych przedsiębiorców - na spotkaniu wówczas podchodzi napuszczony przez Ł. K. ówczesny reporter Grupy Lokalnej – J. S., (ponieważ mój były wydawca zaczął opracowywać magazyn tej instytucji) i coś z głupim uśmieszkiem, cały czas patrząc na mnie, z towarzyszącym „śmiechem hi-hem”, mówił na ucho organizatorce, która przez 15 minut jakoś dziwnie się na mnie patrzyła. Oczywiście na spotkaniu byłem ostatni raz, niezaproszony już więcej.
Mam poczucie wielkiej krzywdy. Teraz, kto wie, może będę doprowadzony do bankructwa, eksmisji na bruk, bo ktoś chce się nade mną do końca pastwić. Nie poddam się. Miarka się przebrała.
Romuald Kałwa
Ps. Mechanizm psychologiczny mówi, że oprawcy swoim ofiarom odbierają człowieczeństwo, poprzez nawet ich biologiczne zniszczenie, czego celem jest zlikwidowanie w sobie wszelkiego sumienia i poczucia winy. Stąd m.in. te ataki w obronie oprawców, że to ofiary są same sobie winne, itd. A gdy robi to porządny katolik, miałem prawo zapytać swojego księdza, co na współpracę z takim człowiekiem. Może jego też wezwę na świadka.
Inne tematy w dziale Rozmaitości