Naród jest ideą, która stanowiła żywą motywację dla ludzi w ostatnim wieku. Do dziś wpływ tego konceptu na codzienne życie tysięcy jest olbrzymi. Granice wokół krajów wyznaczyła identyfikacja mieszkańców z daną nacją. Miliony gotowe są na bolesne poświęcenia w jej imieniu, idące nawet tak daleko jak śmierć. Liczne wojny były prowadzone w celu poszerzenia, ochrony lub wzbogacenia narodu. Wszechobecność tegoż słowa w kampanijnych przemówieniach wywołuje palącą chęć podarowania wszystkim polskim politykom słownika synonimów. Można by zatem oczekiwać, że pojęcie tak istotne dla miliardów ludzi na całym świecie będzie miało jasną definicję.
Niestety, byłby to błąd. Pomimo jego ogromnej wagi dla geopolitycznych machinacji, trudno znaleźć użyteczną i trwałą definicję narodu. Opisy w słownikach są tak niejasne i efemeryczne, że nie pozwalają przypisać konkretnego znaczenia temu pojęciu. Ponieważ słowniki zawiodły, trzeba samemu zgłębić pytanie: Czym jest nacja? Aby zrozumieć rdzeń problemu, należy najpierw spojrzeć na to, czym nacja nie jest.
Nacja nie może być wspólnym językiem. Języki, choć nadzwyczaj potężne, służą tylko do komunikacji. Uczenie się języka nie nadaje ludziom narodowości. Jego niedostateczne zrozumienie nie wyklucza człowieka z tożsamości narodowej. Wielu ludzi z tej samej nacji porozumiewa się w diametralnie różny sposób. Mieszkańcy postindustrialnego Manchesteru prawdopodobnie nie znaleźliby wielu językowych punktów stycznych z absolwentami London School of Economics. Ponadto niezliczone narody funkcjonują w języku angielskim, hiszpańskim, francuskim, oraz niemieckim i żaden z nich nie został pozbawiony swej odrębności jako nacja z tegoż powodu.
Nacja nie może być kulturą. Sam pomysł przyspawania ludzi z samegoż faktu urodzenia w danej lokacji geograficznej, do danej kultury jest zatrważający. Kultura to zbiór wspólnych postaw, wartości, celów i praktyk. Propozycja, że tak ważny aspekt naszego życia, jak wartości, powinien być dyktowany nie przez rozum i zgodność ze strategicznymi preferencjami osobistymi, ale przez narodziny na kawałku ziemi w określonej szerokości i długości geograficznej, jest skazana na szkodzenie życiu niezliczonych jednostek. Przyjmowanie wartości tylko ze względu na genealogię to odrzucenie rozumu. Oznacza to oddanie swojego całego życia przypadkowi bez gwarancji, że dziedziczone tradycje nie zawierają zasad, które uczynią życie nieszczęśliwym. Zgodnie z podporządkowaniem idei narodu, jeśli tylko jakiś kaprys losu tak zdecydował, dwa tysiące lat temu należało być kapłanem obcinającym głowy azteckich jeńców, by zrzucić je w dół schodów piramidy. Jeśli koncept nacji wymusza przyjmowanie wartości etycznych, to jest bez cienia wątpliwości całkowicie zły.
Ponadto, równie niebezpieczny jest wpływ nacjonalistycznego światopoglądu na inne aspekty życia niż same wartości. Tradycje, choć czasem wartościowe, zawsze wymagają solidnego umocowania w przekonaniach intelektualnych jednostki i zgodności z jej subiektywnymi preferencjami. Im bardziej są narzucane przez zbiorowy nacisk populacji, tym bardziej stają się niebezpieczne. Jeśli przed świętami do szału doprowadza cię niekończące się odtwarzanie w przestrzeni publicznej utworu Mariah Carey, ale ze względu na tradycję jest on grany z niebezpieczną dla twego zdrowia częstotliwością, to właśnie doświadczyłeś doskonałego przykładu tradycji, która stała się nazbyt szkodliwą. Chociaż ostatni przykład jest nieco humorystyczny, w rzeczywistym życiu konsekwencje niezgodności między jednostkami a narzucanymi lokalnymi zwyczajami mogą być miażdżące dla ich egzystencji. Jeśli ktoś mieszka na Białorusi, ale odnajduje sens w buddyjskiej medytacji, to wówczas właśnie jego preferencje powinny determinować jego działania, a nie dziedzictwo przekazane przez przodków. Jeśli określona narodowość prowadzi do niepożądanych dla jednostki stylów życia, to jest ona gnębiącą klasyfikacją, która wiąże ludzi z bezmyślnym status quo. W takim przypadku musi być odrzucona jako irracjonalna i odrażająca.
Z podobnego powodu naród nie może być stanowiony przez religię. Religia jest poglądem na temat nadnaturalnego stanu rzeczywistości. Jeśli jest ona narzucana przez geograficzne położenie miejsca urodzenia, to całkowicie ustępuje ona racjonalności na rzecz przypadku. Dyktowane nacją stwierdzenia o Bogu stają się całkowicie pozbawione znaczenia. Jakiekolwiek krytyczne podejście do religii świata wymaga separacji dziedzicznych cech i Kościoła.
Naród nie może być historią. Chociaż wiara w naród opiera się często na wspólnej mitologii co do dawnych dziejów, to etycznie niewłaściwe jest budowanie połączenia między przodkami a ich potomstwem. Dzieci nie ponoszą odpowiedzialności za działania swoich rodziców. Narodowa duma jest zwyczajnie niczym nieuzasadniona. Dlaczego ktoś miałby być dumny z osiągnięć grupy, do której został przypisany od urodzenia? Jak przeciętny Włoch może być odpowiedzialny za ciężko wypracowany sukces swojej drużyny piłkarskiej, gdy sączył piwo przed ekranem telewizora? Podobne plemienne emocje nie mają żadnego rozumnego uzasadnienia.
W indywidualistycznym światopoglądzie filozoficznym, nie można uzyskać żadnej dumy z przodków. To że dana osoba dzieli kod genetyczny z kimś podziwianym przez populację, nie sprawia że staje się odpowiedzialna za jego osiągnięcia. Podstawowym założeniem myśli libertariańskiej jest indywidualna odpowiedzialność. Francuzi dumni z Napoleona Bonaparte nie mają moralnego prawa do swoich uczuć, ponieważ nie mieli wpływu na osiągnięcia, które miały miejsce wieki przed ich narodzinami. Narodowa duma nie znajduje racjonalnego uzasadnienia. Jak można winić osobę za czyny, które miały miejsce przed jej poczęciem? Ani duma, ani wstyd nie są odpowiednimi uczuciami dla wydarzeń z przeszłości. Cokolwiek, za co jednostka może ponosić odpowiedzialność, musiało mieć miejsce po jej poczęciu. Jak napisał Fryderyk Nietzsche: "Kiedy zaakceptujemy część świata, której nie możemy zmienić, możemy przystąpić do poprawiania reszty z bezwzględną odwagą". Wielkie historyczne zwycięstwa, triumfy i okrucieństwa są aspektem rzeczywistości, który nie jest pod naszą kontrolą. Osadzone w kamieniu poprzez upływ czasu, nie mogą mącić naszego teraźniejszego osądu. Wielkość przeszłych postaci historycznych może być doceniana i inspirująca dla ludzi na całym świecie, podczas gdy wady i zło wyrządzone przez innych powinny być powszechnie potępione. Moje większe umiłowanie Fryderyka Hayeka nad Fryderyka Chopina nie jest dyktowane wspólnym pochodzeniem etnicznym (przypadkiem dzielę to z Chopinem), ale porównaniem osiągnięć obu.
Jeśli ktoś okazuje taką dumę lub co więcej osadza na niej cały swój światopogląd, to jest w stanie głębokiej niezgodności z metafizyczną rzeczywistością. Duma narodowa to bezpodstawne uczucie, wyznaczane przez epitet, który jest dzielony przez miliony ludzi w kraju, a więc niewystarczający, średni i nieciekawy. Puszenie się z cechy narzuconej przy urodzeniu i tak powszechnej, że nie odróżniającej od wszelkich innych obywateli kraju, wydaje się dość mizerne. Stan taki jest akceptowalny tylko dla osoby pozbawionej pozytywnych właściwości indywidualnych. Jak pisał Artur Schopenhauer: „Najmniej wartościowym natomiast rodzajem dumy jest duma narodowa. Kto bowiem nią się odznacza, ten zdradza brak cech indywidualnych, z których mógłby być dumny, bo w przeciwnym wypadku nie odwoływałby się do czegoś, co podziela z tyloma milionami ludzi. Kto ma wybitne zalety osobiste, ten raczej dostrzeże braki własnego narodu, ponieważ ma je nieustannie przed oczyma. Każdy jednak żałosny dureń, który nie posiada nic na świecie, z czego mógłby być dumny, chwyta się ostatniej deski ratunku, jaką jest duma z przynależności do danego akurat narodu, odżywa wtedy i z wdzięczności gotów jest bronić rękami i nogami wszystkich wad i głupstw, jakie naród ten cechują”. Nie tylko Wehrmacht nosił pasy z napisem Gott mit uns. Każdy pojedynczy naród wierzył, że to oni są wybrańcami bogów. Mickiewicz nie był nazbyt oryginalny sytuując Polskę jako Mesjasza Narodów.
Na koniec, naród nie może być podgrupą rasy. Bez względu na teorie snute przez zaprawdę marginalnych etnonacjonalistów czy rasistów, żaden naród na Ziemi nie jest genetycznie jednorodny. Rasa po prostu nie jest znaczącym determinantem istnienia jednostki. Co więcej, różne grupy etniczne nie mogą być sklasyfikowane w hierarchię. Słusznie pisała Ayn Rand, że: ”Rasizm to najniższa i najprymitywniejsza postać kolektywizmu. Jest to pogląd przypisujący genetycznemu pochodzeniu człowieka, znaczenie moralne, społeczne lub polityczne, pogląd że cechy umysłowe i charakterologiczne człowieka są wytwarzane i przekazywane przez wewnętrzną chemię jego ciała.” Naród oparty na rasie nie ma racji bytu.
Odarłszy wszystkie te kluczowe elementy pojęcia narodu, jako nie będące wyłączne dla danej grupy, nie będące uniwersalne, lub niemoralne jako dziedziczone na siłę cechy, należy zastanowić się, co pozostaje, aby zdefiniować naród? Otóż, nic. Naród to po prostu arbitralna etykieta przypięta do jednostek urodzonych na danym obszarze. Ludzie zgrupowani przez naród mają ze sobą niewiele wspólnego. Nie dzielą podobnych celów, wartości, punktów widzenia, etycznych ani politycznych przekonań. Nacja jest zaledwie poczuciem przynależności i jedności w ramach danej grupy, bez żadnego racjonalnego uzasadnienia. Nie dziw więc, że poczucie to trzeba przekazywać poprzez daleko idącą indoktrynację od samegoż urodzenia za pomocą hymnów, flag, pocztów honorowych, wojskowych parad i zdjęć zmarłych przywódców zawieszanych na ścianach. Jedyna siła tego konceptu wynika z przekonania ludzi, że są częścią narodu. Kiedy grupa obywateli przestaje identyfikować się z taką etykietą, traci ona wszelkie znaczenie.
Sam wniosek ten, że naród jest masową iluzją opartą na potrzebie budowania poczucia wspólnoty wokół nieistniejącej cechy, jest dalece niepokojący. Zakładając nawet, że nie prowadzi to do tak wstrętnych skłonności jak ksenofobia, rasizm i nacjonalizm, to w narodowym światopoglądzie tkwi głębokie niebezpieczeństwo dla ludzkiego rozwoju. Zagrożenie ewidentne dla tych posiadających poglądy liberalne czy libertariańskie.
Naród jest elementem dyktowanym przez genealogię i miejsce urodzenia. Nie wybierasz, do jakiego narodu należysz. Podczas gdy możesz zmienić miejsce zamieszkania, swoje cechy zewnętrzne i zasady etyczne, naród pozostaje ci na stałe przypisany przez całe życie. Jednak, jak zauważyła Margaret Thatcher: „Nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo. Są tylko pojedynczy mężczyźni, kobiety i rodziny”. W tak silnie indywidualistycznym spojrzeniu na rzeczywistość nie ma miejsca na narody ani nawet o wiele bardziej zlokalizowane więzy plemienne. W przeciwieństwie do mrówek czy pszczół, ludzie są wyraźnie odrębnymi indywidualistami niezwiązanymi z żadnymi kolektywami.
Stwierdzenia czynione z perspektywy narodu są natury kolektywistycznej i wykorzystywane właśnie przeciw jednostkom. Jak pisał Thomas Sowell: "Polityka to sztuka, czynienia ze swych egoistycznych pragnień, interesu narodowego”. Po to właśnie rządzący wznoszą się na wyżyny rozprawiania o polityce z perspektywy narodu. Celem jest zdobycie uznania dla tłamszących wolność projektów, z pozycji, gdzie niewidoczna jest już krzywda pojedynczego człowieka. Idea nacjonalistyczna jest zatem głęboko antyindywidualistyczna.
Nawet porzuciwszy jednak światopogląd narodowy, pozostaje pytanie odnoszące się do sfery czysto praktycznej. Czy rząd obejmujący plemię, region, naród czy też wiele narodów jest najmniejszym zagrożeniem dla wolności? Kwestia ta pozostaje dalece sporna i znaleźć można przekonujące argumenty po obu stronach. Państwo ograniczone do nikłego obszaru geograficznego, lepiej stosować może zasadę pomocniczości, ale lokalne rządy pozostawione same sobie sporadycznie popadają w katastrofalne autorytaryzmy. Decentralizacja pozwala na pojawienie się wolności w niektórych regionach, ale jednocześnie lokalnie prawa obywatelskie mogą spotkać się z najbardziej poważnymi naruszeniami. Gdyby zdecentralizować Polskę, to co bardziej liberalnie usposobione regiony jak Warszawa zalegalizowałyby małżeństwa jednopłciowe, podczas gdy bastiony PiS-u na wschodzie wprowadziłyby pełnoprawne strefy wolne od LGBT. Podział państwa w takim przypadku wzmocniłby wolność ludzi w Warszawie, a osłabił w konserwatywnych rejonach Polski.
Ostatecznie, wydaje się, że zdrową postawą wobec decentralizacji jest agnostycyzm. Jeśli określona federacja czy unia zmusza rządy narodowe do zapewnienia swoim obywatelom większych praw i wywiera nacisk w celu deregulacji gospodarki czy powstania wolnego rynku, będzie to pożądany twór. Natomiast duże państwa mogą być też żądne władzy, regulacji i niepohamowanej niczym biurokracji. Takowe wymagają bezwzględnego sprzeciwu. Decentralizacja na pewno nie jest srebrną kulą do osiągnięcia libertariańskiej wizji państwa.
Znacznie ważniejszy niż powierzchnia danego państwa, jest luźny związek z jakimkolwiek rządem. Podczas gdy starania o zwycięstwo partii, która będzie strażnikiem wolności, są częstokroć skazane na porażkę, oddawanie głosów do urn wyborczych ma o wiele bardziej skuteczną alternatywę. Zamiast uczestniczyć w rytuale wyborczym państwa, można bezpośrednio zmieniać system polityczny, któremu podlegamy poprzez głosowanie nogami.
Jeżeli jednostki mogą niewielkim kosztem poruszać się pomiędzy państwami, wówczas autorytarne motywacje poszczególnych rządzących stają się mniej dotkliwym zagrożeniem. Imigracja stanowi poważną groźbę w rękach obywateli niezadowolonych z działań klasy politycznej. Otwarte granice są istotnym narzędziem, motywującym władzę do szanowania wolności obywatelskich. Ta może ograniczyć swe zamordystyczne zapędy, albo zobaczy zanik populacji nad którą można sprawować władzę. Na horyzoncie pojawia się konkurencja zmuszająca państwo do liberalizacji. NRD musiała wybudować mur berliński, gdyż nieskrępowany odpływ ludzi, był rzeczywistym zagrożeniem dla komunistycznego reżimu.
Stąd, znacznie ważniejszą kwestią niż rozmiar danego państwa, jest powód grupujący jego mieszkańców. Życie pod legislacją danego rządu nie powinno wynikać z urodzin w danej krainie geograficznej, lecz ze sceptycyzmu i indywidualnego wyboru. Obywatelstwo nie efektem flagi na paszporcie rodziców, lecz politycznej idei realizowanej w wybranym kraju. Wybór miejsca zamieszkania powinien wynikać z filozoficznych pryncypiów. Świat powinien być skomponowany z konkurujących na alternatywne polityczne systemy państw z wolnym przepływem ludzi pomiędzy nimi, niewięzionych jednością z danym narodem.
Inne tematy w dziale Polityka