Jan Golan Jan Golan
457
BLOG

Armia z popłochu

Jan Golan Jan Golan Polityka Obserwuj notkę 2
Nad Polskę nadchodzi pobór.

Od czasu pamiętnego 24 lutego, kiedy to Rosja rozpoczęła metodyczne niszczenie Ukrainy i mordowanie jej mieszkańców, przez polskie społeczeństwo przetoczyła się fala lęku. Strachu jak najbardziej uzasadnionego. Polityka Putina, którego motywacje są praktycznie niemożliwe do rozstrzygnięcia i mogą sięgać od chęci stworzenia na terenie Ukrainy „buforu” od NATO, do marazmów o odbudowie rosyjskiego imperium, czy też przypadkowej wypadkowej kompletnego odseparowania od rzeczywistości po dwudziestoleciu władzy absolutnej na Kremlu, stanowi niebagatelne zagrożenie dla wschodniej Europy. Niebezpieczeństwo to już zaowocowało szczegółowymi przeglądami armii i zwiększonymi wydatkami na zbrojenia w całej Europie. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz postanowił podwoić budżet armii, proponując wydatki na zbrojenia w 2023 przewyższające 100 miliardów. Również nasza rodzima władza szykuje znaczącą reformę polskiej armii. Pośpiesznie zarysowane plany rządu PiS planują stopniowe zwiększenie naszej 120 tysięcznej armii do nawet 300 tysięcy.
     Wydatki na polską armię, której gruntowna reforma przez wcześniejsze lata była palącą potrzebą, a dziś jest nieodzowną koniecznością,  zostały znacząco zwiększone, jednakże dzieje się to w sytuacji najmniej ku temu odpowiedniej. W momencie gdy Polska znajduje się w przededniu dwucyfrowej inflacji, obywatele znajdują się na skraju niemożności spłacania swych kredytów hipotecznych, a przerwy w światowych łańcuchach dostaw powodują dotkliwe braki choćby materiałów budowlanych, rząd PiS będzie robił wszystko by zmiany w armii odbyły się jak najmniejszym kosztem dla rozciągniętego do swych granic budżetu. Niestety istnieje proste rozwiązanie, które może dać władzy sposób na przedwyborcze zapewnienie społeczeństwa o militarnej sile Polski, jednocześnie gwarantując niewielkie wydatki. Jest to pobór. Przymusowe wcielenie młodych pokoleń do armii to tani sposób na nagłe zwiększenie liczby żołnierzy, który propagandyści z TVP, będą mogli zaserwować społeczeństwu jako gwarancję naszego bezpieczeństwa. Żołd wypłacany rekrutom jest zazwyczaj wielokrotnie niższy niż dochód nawet najmniej zarabiających w naszym kraju, więc tysiące godzin spędzone na nocnych wartach, wojskowych musztrach i mozolnych ćwiczeniach to w pełni niewolnicza praca. Co z tego, że ci poborowi, będą odbywać nieadekwatne do współczesnego oblicza wojny szkolenia, a ich wyposażenie nadal będzie pochodzić z poprzedniej epoki? Łatwiej jest siłą zmusić zastępy młodych do służby wojsku, którzy co prawda zostaną kiepsko wyszkoleni i zmagać się będą z brakami sprzętu i amunicji, ale na papierze nagle polska armia rozmnoży się.
Obowiązkowy pobór do wojska to instytucja w pełni sprzyjająca wyborczym interesom partii rządzącej. U młodzieży PiS cieszy się opinią tak złą, że wśród najmłodszych wyborców ich kandydat w ostatnich wyborach prezydenckich znalazł się na miejscu czwartym. Kaczyński nie obawia się stracenia głosów młodych, ci nigdy go nie popierali. Będzie mógł za to uspokoić głosujące na PiS starowinki, że Putin nam nie groźny, wszak mamy wielosetttysięczną armię, a one przecież ciężaru służby w wojsku i straty roku czy dwóch życia nie poczują. Nie mniej poparcia dla takiego projektu znajdzie PiS w brunatnej Konfederacji, w której środowiska Brauna czy Bosaka z chęcią poprą nabór rekrutów wbrew ich woli. Niestety wszystko wskazuje na to, że przymus ten może stać się w najbliższej przyszłości rzeczywistością młodszych pokoleń Polaków. Przed laty rok w rok właśnie 300 tysięcy młodych zgłaszało się do komisji poborowych. Jest to arcyłatwy sposób na nagły rozrost naszej armi i rezerw.  
Warto więc sięgnąć pamięcią ponad dziesięć lat wstecz, w czasy zanim Donald Tusk wyzwolił młodzież z obowiązku służby w wojsku, by przypomnieć sobie mankamenty tego rozwiązania. Często wybrakowane wyposażenie oraz stojące na niskim poziomie wyszkolenie i szalejący w koszarach alkoholizm, to zdecydowanie najmniejsze problemy ówczesnej polskiej armii. Nagminna w wojsku „fala” stanowiła nieformalną hierarchię systematycznie gnębiącą najniższych rangą żołnierzy. Zjawisko to powszechne jest w jednostkach, gdzie rekruci zmuszani są wbrew swej woli do służby w armii, która wykwita wówczas wszelkimi patologiami. Najbardziej jaskrawym przykładem jest rosyjska diedowszczyzna, która tak jak polska „fala” stanowi rytualny system znęcania się nad żołnierzami młodszych roczników, choć przewyższa swym okrucieństwem nasz odpowiednik ze skrajnymi przypadkami w których dochodzi do gwałtów bądź prostytuowania niższych rangą żołnierzy. Jednakże i polskie wojsko przed kilkunastoma laty przepełnione było mrożącymi krew w żyłach historiami. Za niewykonanie poleceń starszych były administrowane takie kary jak „karczycho” (bicie w kark), "blacha" (bicie w czoło), „pogrzeb peta”, czy „kręcenie wora” (skręcanie moszny). Samo istnienie podobnej terminologii w wojsku jest niebywałym skandalem, gdyż udowadnia wszechobecność przemocy. Dla wielu pobór oznacza piekło tak okrutne, że ucieczkę z niego znajdowali w samobójstwie. (W rosyjskim wojsku BBC podało 340 rocznych samobójstw z powodu tego samego procederu). Inni za trwałe cielesne okaleczenie otrzymali wynagrodzenie od polskiego skarbu państwa. Nie tylko demoralizacja rekrutów odciska się na ich psychice, lecz psuje tkankę społeczną, rodząc wszelkie wynaturzenia. Nie będę tutaj dalej wchodził w często dość brutalne szczegóły życia poborowych, a zainteresowanych  odsyłam do książki Wiesława Pasławskiego, 540 dni w armii. Są współczesne armie, w których niektóre z tych zjawisk udało sie ograniczyć (chociażby w Finlandii), lecz najmniejsze nawet ryzyko powrotu „fali”, powinno być przekonującym powodem dla dalece idącej ostrożności.
    Jednakże instytucja poboru wygląda nawet bardziej odrażająco z perspektywy etycznej. Wysłanie jednostki pod lufy karabinów wroga wbrew jej woli, zdaje się się jaskrawym przykładem naruszenia jej najbardziej podstawowych praw obywatelskich. Jeżeli uznamy, że istnieje jakaś niezbywalna wolność, która winna być zagwarantowana każdemu człowiekowi. Drobna ilość indywidualnego wyboru przy kolejach własnego losu. Tak kluczowa dla wszelkich dalszych decyzji, że pozostać musi w rękach obywatela. To bez wątpienie jest to dobrowolność służby w wojsku. Cóż innego można w życiu posiadać, jeżeli nie decyzję o ofierze z własnej egzystencji? O czymże bardziej rząd nie może decydować, niż o tym by sprowadzić komuś na barki cień kostuchy z kosą? Stawiać ludzi w sytuacji, gdzie muszą zabić przeciwnika lub samemu zginąć. Debatować można o pozostałych ingerencjach rządu, lecz ta jedna zdaje się tak fundamentalna, gdyż bez niej wszelkie inne prawa stają się zupełnie bezwartościowe. Martwi nie mają praw obywatelskich.
Jeżeli brak ochotników chętnych toczyć ryzykownie krwawy bój w imię ideałów podszywających wybuch wojny, cóż może rzeczywiście ideologie te nie są warte ostatecznego poświęcenia. Jak pokazuje toczony w imię słusznych słusznych wartości bój Ukraińców, w obliczu wrogiego zagrożenia nie brak ochotników do walki za ojczyznę, a nawet niezdolni do służby wojskowej obywatele, oddolnie organizują produkcję koktajli mołotowa w schronach przeciwlotniczych, by przywitać nimi najeźdźcę. Problemem z rekrutacją żołnierzy nie jest niechęć do obrony granic lecz miłościwie panujący nam namiestnicy Kaczyńskiego, których zarządzanie armią może mieć skutki katastrofalne  i którzy nie zasługują na zaufanie sięgające powierzenia im decyzji mogących zaważyć o życiu i śmierci.
Niestety kwestie etyczne czy prawa obywatelskie nie mają znaczenia dla Zjednoczonej Prawicy, wszak podstawowe wolności, jak chociażby ujawniono w niedawnej aferze podsłuchowej, są przez PiS szargane bez najmniejszych oporów. Dziś nadzieją dla zastępów młodych, którzy wkrótce mogą zostać wcieleni w szeregi armii jest jedynie wcześniejszy rozpad, bądź upadek partyjnego imperium Kaczyńskiego.

Jan Golan
O mnie Jan Golan

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka