Przypadkowe spotkanie na wąskiej uliczce wciąga Mieczysława w sieć lokalnych tajemnic i niedopowiedzianych intryg. Wkrótce okazuje się, że pozornie błahe wydarzenia kryją ślady prowadzące do międzynarodowego spisku, a przeszłość, której unikał, znów daje o sobie znać.
Prolog
Idąc po wąskiej ulicy Huberczaków i kierując się w stronę dawnych instalacji elektryczności jeszcze z końca XIX w., wspominałem w myślach po raz kolejny wydarzenia z dzisiejszego poranka. Bowiem od tamtej chwili nie ustanie powracała do mnie uporczywa myśl, zaniechanego dawniej projektu a dziś, jakże gwałtownie "odkurzonego" z mojej pamięci. Zaczęło się to odkąd spotkałem dalszego znajomego, pana Władka.
- Cześć, Mieciu! - usłyszałem za pleców melodyjnie wypowiedziane powitanie. Obróciłem, się. Tak, po dłuższej chwili nie miałem wątpliwości, to pan Władysław spotykany od czasu do czasu na ulicach miasteczka.
- Dzień dobry. - odpowiedziałem.
- Słyszałeś nowiny? - odpowiedział pan Władek - Ale się porobiło, wójt myślał że już ma kolejną kadencję, a tu wszystko mu się spierdziło... - zakończył śmiechem.
- Co takiego? Co się stało? - odpowiedziałem zadziwiony. Od podwójnej naturze, chyba zresztą jak w przypadku większości polityków, było większości mieszkańców wiadome. Prowadził luźny styl życia, krążyły pogłoski o rychłym ślubie z jego kochanką - lecz z regularnością, jaką nie powstydzą się szwajcarskie zegarki, zawsze co cztery miesiące - okazywała się mieć inne imię.
- Jak to, nie słyszałeś? - przystanął i gestykulując żywo ręką, zaczął wyjaśniać. - No, przecież już od rana na targu ludzie mówią, jak Madzia - tu, mrugnął porozumiewawczo - naszego wójta, wywinęła mu numer, słyszałem nawet że w samych gaciach wypadł z domu a możliwe że i bez... - zachichotał.
- Och, myślę że to nie nasza sprawa - Chciałem zmienić, temat wypowiedzi. Od kilku lat "pan Władek", był moim - jak i pozostałych jego jakże licznych znajomych - źródłem lokalnych wiadomości, większość okazywała się nie prawdziwa, lecz muszę oddać że tylko dzięki niemu, udało się ochronić przed dalszym zniszczeniem zabudowania leśnego bunkra, będącego jeszcze z czasów zamieszkiwania terenów przez ludność ukraińską.
Część I.
Mieciu zmarszczył brwi. Plotki o wójcie, choć pikantne, rzadko kiedy okazywały się warte dłuższego zastanowienia. Jednak tym razem coś w zachowaniu pana Władka, jakaś nerwowość w gestach i błysk w oku, sugerowały, że sprawa może być poważniejsza, niż zwykła sensacja. Pożegnał więc rozmówcę zdawkowym uśmiechem i ruszył dalej ulicą Huberczaków.
Mijając starą, ceglaną elektrownię, której wysoki komin wciąż dominował nad okoliczną zabudową, Mieciu przypomniał sobie o projekcie, który przed laty porzucił. Chodziło o zbadanie historii tego miejsca, a konkretnie o ukryte pod ziemią tunele, o których krążyły legendy. Mówiono, że łączyły one elektrownię z odległym o kilka kilometrów pałacem, a ich budowa miała być związana z tajemniczymi eksperymentami prowadzonymi na początku XX wieku. Projekt upadł, gdy Mieciu natrafił na mur biurokratycznych trudności i brak funduszy. Teraz jednak, pod wpływem dziwnej rozmowy z panem Władkiem, dawne zainteresowanie odżyło ze zdwojoną siłą.
Nagle, z zamyślenia wyrwał go dźwięk dzwonka rowerowego. Odskoczył na bok, a tuż obok niego przemknął na rowerze starszy mężczyzna w tweedowej marynarce i okularach na nosie. Mieciu rozpoznał profesora Ignacego, emerytowanego historyka, znanego z zamiłowania do lokalnych archiwów i niekonwencjonalnych teorii. Profesor zatrzymał się kilkanaście metrów dalej, zeskoczył z roweru i oparł go o ścianę kamienicy. Zauważywszy Miecia, pomachał mu ręką.
- Panie Mieczysławie! Jak miło pana widzieć! - zawołał, podchodząc. - Właśnie wracam z archiwum. Znalazłem tam coś niezwykłego!
Profesor z trudem łapał oddech, a jego oczy błyszczały z podekscytowania. Wyjął z torby gruby, oprawiony w skórę tom.
- To kronika miasta z początku ubiegłego wieku. - Wyjaśnił. - Znalazłem tam wzmiankę o tajnym spotkaniu, które odbyło się w elektrowni tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Brali w nim udział wysoko postawieni urzędnicy, wojskowi i… pewien tajemniczy inżynier z zagranicy.
Mieciu poczuł dreszcz podniecenia. To mogło być powiązane z tunelami!
- Czy jest tam coś o tunelach? - Zapytał z nadzieją.
Profesor pokręcił głową.
- Niestety, nie wprost. Ale jest pewien enigmatyczny zapis o „podziemnym przedsięwzięciu”, które miało „zabezpieczyć przyszłość miasta”. I jeszcze to… - Profesor otworzył kronikę na jednej ze stron i pokazał Mieciowi starą, pożółkłą fotografię. Przedstawiała ona grupę mężczyzn w cylindrach stojących przed wejściem do elektrowni. W tle widać było fragment czegoś, co przypominało… zarysy wykopu.
- Spójrz na ten symbol - powiedział profesor, wskazując na mały, wytłoczony znak na okładce kroniki. - To stary herb rodu von Hochbergów, którzy niegdyś posiadali te tereny. Ten sam symbol widziałem niedawno… na drzwiach do piwnicy starej plebanii!
Mieciu i profesor spojrzeli na siebie z nowym zrozumieniem. Wątek wójta, choć nadal intrygujący, nagle zszedł na dalszy plan. Pojawiła się nowa zagadka, o wiele bardziej fascynująca i potencjalnie związana z historią miasta, a może nawet z czymś o wiele większym. Zagadka, która mogła rzucić nowe światło na wydarzenia sprzed lat i ukryte tajemnice, czekające na odkrycie pod ziemią.
"Wszelkie powiązania zdarzeń i postaci w tekście są przypadkowe."
Oprac. redaktor Gniadek
Łączę lokalne zakorzenienie w Górowie Iławeckim (12 km na północ od Warmii) z uniwersalnym przesłaniem związanym z ikoniczną postacią Gandalfa, ma to podkreślać zarówno symboliczny jak etyczny charakter działalności. To forma budowania mojej tożsamości, która działa aktywnie na rzecz swojej małej ojczyzny, a jednocześnie aspiruję do roli moralnego świadka obserwowanej rzeczywistości...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości