W 2002 roku kiedy bezrobocie w Polsce według metodologii BAEL wynosiło ok. 20% w Powiatowych Urzędach Pracy zatrudnionych było 15 tys. osób. Dzisiaj kiedy bezrobocie wynosi 3% w PUP-ach zatrudnionych jest ponad 20 tys. osób. Liczba bezrobotnych na pracownika PUP spadła z 2854 w 2002 roku do 243 osób w 2019 roku [1].
Powiatowe Urzędy Pracy w Polsce to jedno z tych miejsc gdzie mało kto by poszedł gdyby miał wybór. Niestety ale żeby w Polsce mieć ubezpieczenie zdrowotne w przypadku niezatrudnienia trzeba się zarejestrować w tej instytucji. Instytucji całkowicie niepotrzebnej, niepomagającej Polakom w znalezieniu pracy a wręcz irytującej swoim istnieniem. Dla przeciętnych osób które straciły pracę lub same się zwolniły czeka tam tylko zawracanie głowy przez natarczywych urzędasów, którzy każą wypełniać dziwne ankiety, oświadczenia tylko po to żeby wiedzieć komu mniej a komu bardziej zawracać głowę. Dziwnym trafem najbardziej zawraca się głowę ludziom, którzy normalnie szukają pracy w swoich zawodach co czasem w Polsce zajmuje trochę czasu ale Pani urzędniczka już do nich wydzwania po tygodniu bo ma dla nich świetną ofertę stażu za połowe płacy minimalnej (1300 zł brutto) albo jakąś pierwszą lepszą ofertę pracy w podejrzanej małej prywatnej firmie zdecydowanie poniżej stawek rynkowych najczęściej za płace minimalną.
Urzędy pracy w Polsce wbrew pozorom nie są źródłem socjalu dla bezrobotnych a raczej dla bieda firm które wysysają z kasy polskiego podatnika przeróżne dotacje. Tylko około 15% zarejestrowanych w PUP ma prawo do zasiłku, który jest wypłacany maksymalnie przez pół roku w kwocie uwłaczającej godności człowieka chociaż to niejako zwrot z naszych składek społecznych bo żeby go dostać trzeba mieć przepracowane minimum 12 miesięcy w okresie ostatnich 18 miesięcy. Czyli dla "nierobów" socjalu nie ma wbrew powszechnej opinii. Za to miliardy idą na finansowanie prywatnych firm, które potrafią z dotacji zrobić sobie źródło utrzymania. "Prywaciarze" dostają z urzędu stażystów którzy pracują na pełen etat całkowicie za darmo a wynagrodzenie jakie otrzymują to połowa płacy minimalnej finansowana z kieszeni podatników. Oczywiście nie można się nie zgodzić bo wtedy dla urzędnika odmową zainteresowania tą świetną ofertą to informacja że trzeba nas wyrzucić z rejestrów osób bezrobotnych. To patologiczna sytuacja w której ludzi zmusza się do podjęcia byle jakiej pracy lub wielomiesiecznego stażu za połowe płacy minimalnej w takich pracach jak "krojenie chleba na magazynie" [2].
Gdyby zlikwidować Urzędy Pracy a obowiązek wypłaty zasiłków przenieść do ZUS to Polska zaoszczędziłaby miliardy złotych rocznie a bezrobotni którzy spełniają te określone warunki mogliby dostać godniejszy zasiłek niż te ochłapy za które się nawet nie opłaci czynszu. Na szkolenia i aktywizacje zawodową wystarczy wprowadzić dofinansowanie z MOPS lub Urzędu Gminy, które przecież też zajmują się organizacją różnych projektów. Nie ma żadnego uzasadnienia dla istnienia tej instytucji w obecnych realiach. Urzędy Pracy jako instytucje się w obecnych czasach nie sprawdzają. Nie potrzebujemy armii urzędników od poniżania bezrobotnych uwłaczającymi ofertami. Ludzie niejednokrotnie nie mogą w spokoju szukać pracy bo mają co chwile wezwania do urzędu jakby byli jakimiś podopiecznymi w zakładzie karnym. Wiele osób tylko dlatego się tam rejestruje żeby w razie złamania nogi nie płacić za szpital i mieć to ubezpieczenie z NFZ do którego prawo traci się wraz z ustaniem zatrudnienia. Gdyby prawo do świadczeń z NFZ traciło się po pół roku od opłacenia ostatniej składki zdrowotnej to większość ludzi by się w PUP-ach nie rejestrowało. Nie mają żadnej potrzeby iść do instytucji która nie ma niczego do zaoferowania oprócz pseudostaży i bieda-ofert pracy.
Utrzymujemy armie urzędników którzy rozdają miliardy złotych na nieefektywne staże i szkolenia. Według raportu NIK stopa zatrudnienia osób biorących udział w stażach wynosi zaledwie do 9,5 proc. - po dwóch latach [3]. Czyli mniej niż 1/10 bezrobotnych utrzymuje zatrudnienie w firmie do której został skierowany. To świadczy jak wielka jest skala wyłudzania dotacji przez polskie bieda firmy. Na dzień dzisiejszy w PUP pracuje 20 tysięcy ludzi z czego ponad 80% to kobiety [1]. W wielu powiatach w ostatnich latach bezrobocie zjechało z ponad 30% do mniej niż 5% ale za tym nie poszła redukcja zatrudnienia w tych instytucjach a wręcz ono wzrosło o jakieś 30%. Co robią dzisiaj ci wszyscy urzędnicy? Czy są przechowalnią dla magisterek socjologii, europeistyki czy administracji które same nie mają pojęcia o rynku pracy a co dopiero o zarządzaniu ludźmi i wpychaniu nosa w kariery zawodowe tych którzy trafili tam tylko przejściowo do czasu podjęcia następnej pracy?
Źródła:
[1] https://www.gov.pl/attachment/e6bb47e5-a5d9-44d1-973f-e030397c9d17
[2] https://www.portalspozywczy.pl/zboza/wiadomosci/rynek-pracy-staz-krojenia-chleba-za-niecaly-1-tys-zl,153598.html
[3] https://www.prawo.pl/kadry/aktywizacja-bezrobotnych-nie-zawsze-efektywna-nik,371800.html
Pokolenie lat 90' przez Polskę stracone. Połowa na emigracji, połowa w kraju ale bez szans na własne mieszkanie czy dom. Stłumieni przez liczniejsze starsze pokolenia nie mamy za wiele do powiedzenia w społeczeństwie. Będziemy jednymi z ostatnich którzy w znakomitej większości urodzili się jako rodowici Polacy. Nie liczcie jednak że będzie jak wcześniej. W większości nie założymy rodzin i nie będziemy mieli dzieci. Warunki życia w tym kraju nam na to nie pozwalają. Zastąpią nas po prostu w przyszłości inne narody, a my i nasze problemy będziemy tylko wspomnieniem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka