Dlaczego Putin poniża uległego wobec siebie Tuska?
Wiele osób pyta mnie ostatnio bardzo często, a po dzisiejszym dniu tych pytań będzie pewnie jeszcze więcej, dlaczego Rosjanie poniżają nas coraz bardziej? Dlaczego mając obecnie w Polsce u władzy najbardziej uległą wobec siebie ekipę rządzącą od 20 lat, nie zaprzepaszczają żadnej okazji, aby ją poniżać? Dlaczego na umizgi Tuska do Putina i łaszenie się Komorowskiego wobec Miedwiediewa jedyną odpowiedzią są wrogie gesty ze strony władz Obwodu Smoleńskiego? Dlaczego świetne rzekomo relacje osobiste czołowych polityków PO w Polsce z politykami w Rosji nie przekładają się na wzrost naszej pozycji wobec Rosji, a wręcz odwrotnie sprawiają, że nasza pozycja jest coraz słabsza?
Cóż… historia jak twierdzili starożytni jest ponoć nauczycielką życia, ale jak słusznie mawiali sceptycy jeszcze nigdy, nikogo, niczego, nie nauczyła. Najlepsze osobiste relacje między władzami Polski, a Rosji były w drugiej połowie XVIII w. Jeśli chodzi o stopień zażyłości między królem Stanisławem Augustem Poniatowskim, a carycą Rosji Katarzyną II nikt nieudolnego ostatniego polskiego króla nie przelicytuje. Bo czymże były późniejsze uściski między Breżniewem i Jaruzelskim lub współczesne tulenie się Tuska do Putina wobec unikalnych relacji osobistych między Stanisławem Augustem, a Katarzyną? Tylko czy wyszły one Polsce na dobre?
W Polsce zawsze silnie brzmiał głos tzw. rozsądku, który przestrzegał przed drażnieniem Rosji czy innych (w różnych okresach naszych dziejów różnie się to przecież układało) nieprzychylnych nam sąsiadów. To „głos rozsądku” kazał doprowadzać do rozkładu polskie wojsko w XVIII w., to „głos rozsądku” w imię tzw. wolności szlacheckiej, wpierał wszelkiego rodzaju anarchię niszcząc próby tworzenia silnego, nowoczesnego państwa. To „głos rozsądku” kazał akceptować w sejmie warunki I rozbioru Polski. To wreszcie ten sam „głos rozsądku” wzywał do zawiązania konfederacji targowickiej, której przyświecały przecież szczytne hasła obrony wolności i współpracy z bratnią Rosją. To ten sam „głos rozsądku” nakazywał celebrytom lat 40 i 50 – tych XX w. (Szymborska, Broniewski i inni) pisać wiersze wychwalające Stalina i komunizm. Z jakim skutkiem? Co spotykało Polskę jako wyraz wdzięczności za taką postawę elit?
Ktoś powie, ale przecież wśród czołowych polityków PO nie brakuje ludzi, który w okresie PRL potrafili zachowywać się przyzwoicie, nonkonformistycznie i zwalczać komunistyczny system. To prawda, choć nie brak ich również (a co do zasług poszczególnych osób trudno rozstrzygać, które były ważniejsze) w Prawie i Sprawiedliwości, a zdarzają się nawet na lewicy. Nie w tym bowiem tkwi problem. Czy można odmówić gen. Józefowi Zajączkowi bezkompromisowości w czasie uchwalania Konstytucji 3 Maja, bohaterstwa w wojnie z Rosją w obronie Konstytucji, zasług w czasie powstania kościuszkowskiego czy wojen napoleońskich? Wojny te zabrały mu zdrowie i trwale okaleczyły. Jednak nie brak nogi, którą stracił pod Berezyną, ale brak kręgosłupa politycznego dziś zarzuca mu polska historiografia. Gdy po Kongresie Wiedeńskim 1815 r. pod carskim berłem stworzone zostało Królestwo Polskie to właśnie gen. Józef Zajączek jako carski namiestnik rezydował w Pałacu Namiestnikowskim (obecne rezydencja Prezydenta RP). Uległość jaką wówczas prezentował wobec Rosji już na zawsze w naszej historii sprawiła, że ten weteran wielu wojen jest przykładem człowieka nieudolnego, miernego i słabego, który źle przysłużył się Ojczyźnie. Jak widać więc nawet piękne życiorysy i minione zasługi nie są wstanie gwarantować, że w zderzeniu z nowymi okolicznościami ktoś potrafi się sprawdzić jako dobry polityk i przywódca.
Rosjanie, a zwłaszcza rosyjskie władze (podobnie jest zresztą z Niemcami) liczą się tylko z silnymi i z tymi, którzy szanują samych siebie i mają poczucie własnej wartości i honoru. Gdy w 1940 r. Rosjanie dokonywali ludobójczego mordu w Katyniu na polskich oficerach doskonale zdawali sobie sprawę, że łamią wszelkie konwencje wojenne. Jednak strach przed armią, która w 1920 r. złamała ich oręż był silniejszy. Chęć pozbycia się raz na zawsze mózgu i kręgosłupa polskiego wojska był ważniejszy niż cała reszta. Gdy jest szansa nie cofną się przed niczym. Nie ważne, że oficerowi ci byli uwięzieni i teoretycznie nie stanowili żadnego zagrożenia. Byli groźni kiedyś, potrafili stawić czoła w 1920 nie wiadomo co może się wydarzyć w przyszłości. Musieli zginąć. Rosja nigdy nie marnuje takich okazji.
Patrząc na dzień dzisiejszy trudno nie pokusić się o pewną smutną konstatację. Obecnie administrujący ziemiami polskimi politycy swoją postawą względem Rosji doprowadzili do tego, że partnerem do dyskusji z nimi są władze Smoleńska, a w najlepszym wypadku Obwodu Smoleńskiego (odpowiednik naszego województwa). Przepraszam jeśli ktoś uważa, że nie szanuję jego głosu w wyborach, który przyczynił się do tego, że Donald Tusk jest premierem, a Bronisław Komorowski prezydentem. Szanuje ten wybór i w żadnym wypadu go nie podważam. Obecna jednak politykę nie mogę określić innymi słowami. Wszak Królestwo Kongresowe miało także swoja konstytucję (uważaną za bardzo postępową wówczas) i władze, a rząd PRL jak najbardziej był podmiotem prawa międzynarodowego. Czy jednak można mówić wówczas o suwerennej polskiej polityce?
W III części „Dziadów” Adam Mickiewicz pięknie, choć smutno zilustrował Warszawski Salon. W usta historycznej postaci, bohatera powstania listopadowego Piotra Wysockiego, który przewodził spiskowi podchorążych włożył następujące słowa:
„...Nasz naród jak lawa,
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa;
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi.”
Mimo, że od napisania tych słów minęło z górą 150 lat niestety nie straciły nic ze swojej aktualności.
Inne tematy w dziale Polityka