Tajemnica twierdzy szyfrów na Wiejskiej
W naszej kochanej Polsce, która, w co głęboko wierzę, dla wszystkich bez względu na przynależność partyjną, jest najważniejsza życie płynie niczym w pięknej piosence Hanny Banaszak, gdzie „same zmyślają się historie, sam się rozgryza orzech”. A skoro już o historii (do której jako historyk mam słabość) to paradoksem jest, że w okresie kiedy jak nigdy wcześniej rządzą nami historycy (są nimi z wykształcenia czterej najważniejsi ludzie w Państwie: prezydent, premier oraz marszałkowie sejmu i senatu) została ona praktycznie wyrzucona z programów nauczania na poziomie szkół średnich. Jak tu nie dawać wiary opinii, że Polska jest krajem paradoksów skoro historię najbardziej zwalczają historycy?
Na szczęście w obiegu publicznym historia znajduje swoich licznych obrońców. Jeśli szukać obrońców to oczywiście wśród prawników. A jeśli szukać obrońcy dla historii wśród prawników to nie sposób nie wspomnieć o Bogusławie Wołoszańskim, który niestrudzenie od lat z niezłymi rezultatami broni popularności historii, a właściwie ją popularyzuje swoimi filmowymi produkcjami. Skąd u tego bądź co bądź prawnika takie historyczne zacięcie? Może zaraził się nim na studiach prawniczych na Uniwersytecie Warszawskim od najbardziej znanego wśród prawników obrońcy i popularyzatora historii naszego nieodżałowanego prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego? Niewiele osób wie, że obaj panowie studiowali na jednym roku.
Skoro już o produkcjach filmowych Bogusława Wołoszańskiego to do bardziej udanych, a prezentowanych stosunkowo niedawno (debiut jesienią 2007 r.) należy zaliczyć serial telewizyjny „Tajemnica twierdzy szyfrów”. Telewizyjna premiera tego serialu zbiegła się z ostatnimi wyborami parlamentarnymi, które odbyły się wówczas w Polsce. Chyba zmęczeni trudami kampanii wyborczej tzw. Muzealnicy (wówczas startujący z list Prawa i Sprawiedliwości) po odbytych spotkaniach wypoczywali przed telewizorami w wygodnych fotelach relaksując się przy emisji kolejnych 13-stu odcinków tego serialu. I jak tu nie wierzyć w przesądy i w to, że 13-stka jest pechowa? Coś podkusiło Muzealników jesienią 2010 r. gdy występowali z PiS i zakładali PJN, żeby zabrać ze sobą tzw. Spindoktorów, z którymi zresztą wcześniej szczerze się nie znosili. Ale od czasów, kiedy Kargul z Pawlakiem odszukali się po wysiedleniu z Kresów na Ziemiach Odzyskanych i niepomni swoich wcześniejszych sąsiedzkich zatargów o miedzę, postanowili zamieszkać znowu obok siebie w myśl sformułowanej wówczas zasady, która jest zwieńczeniem rozmowy rodziny Pawlaków:
Witia: Widzicie te łaciate?
Pawlak: No krowa, jak krowa.
Witia: Toż to swojska krowa, tatko? Na całej świecie takiej nie ma tylko w Krużewnikach. Przecie to Mućka, Kargulowa! Kargule tu są!
Pawlak: Bandyty! To znaczy się znaleźli my swoje miejsce! Stać! odczepiamy!
Kargul: Cóż tak nosy pozwieszali? Jak tu swoje żyją to i nam tu żyć.
Leonia (Matka Kargula): Swoi? Kargul to wróg najgorszy ze wszystkich! Wróg, a wróg, ale swój! Mój, nasz, na własnej krwi wyhodowany!
Mania (żona Kargula): Gdzie indziej nie można było? A?
Kargul: Oj Miania, ty nie nerwuj sia. Trzebasz nam było szukać nowego wroga jak tu pod bokiem znalazł się stary, a? Toż to by było nie po Bożemu!
Jakże głęboka i uniwersalna wydaje się dziś ta myśl sformułowana przez Pawlaka w filmie „Sami swoi”! Tak czy inaczej wracając z powojennej rzeczywistości i problemów ówczesnych mieszkańców polskich wsi tułających się z Kresów na Ziemie Odzyskane do współczesnej rzeczywistości ulicy Wiejskiej nie sposób nie zauważyć, że Muzealnicy nacięli się na Spindoktorach, a dokładnie na Bielanie, niczym Pawlak na Kargulu. Tenże Bielan nie dość, że knuł na boku z Prawem i Sprawiedliwością (jak twierdzą niektórzy) i za to został wyrzucony to na domiar złego zabrał ze sobą kody do strony internetowej PJN! W ten sposób udało się Muzealnikom po latach rozwikłać tajemnicę twierdzy szyfrów. I jak tu nie dawać wiary Hannie Banaszak, że w naszym magicznym domu „same zmyślają się historie, sam się rozgryza orzech”?
Zaintrygowany całą tą sprawą wszedłem dziś po raz pierwszy na tę legendarną stronę. Strona jak strona, ale pomyślałem sobie, że dobrze, że PJN nie pilnował nigdy kodów do broni atomowej bo byłby mniej bezpieczne niż w okresie największych zawirować politycznych w całej historii Związku Sowieckiego.
A może ktoś nakręci teraz kolejny odcinek „Tajemnicy twierdzy szyfrów”? Kto wie może wówczas legendarne teksty z „Samych swoich” zastąpi tekst Adama Bielana do Joanny Kluzik – Rostkowskiej: „Mam kody Joanna i nie zawaham się ich użyć!”
Inne tematy w dziale Polityka