Skąd płk Kukliński miał pieniądze? To pytanie często padało i wielu Polaków uważało, że oczywiście dostawał je od amerykańskiego wywiadu, no bo za co wybudowałby dom w Warszawie, kupił jacht? Nawet z pensji oficerskiej trudno było stworzyć sobie taki poziom życia.
Sądzę, że mogę w pewnym stopniu zaspokoić tę ciekawość bliźnich, tym bardziej, że film Władysława Pasikowskiego "Jack Strong" nie wspomina o wcześniejszym okresie życia Ryszarda Kuklińskiego.
Mieszkając od 1959 roku z moim bratem w zrujnowanym Kołobrzegu, dołączyliśmy do nielicznego wówczas grona ludzi interesujących się żeglarstwem morskim. Już wcześniej mój brat zorganizował na plaży wypożyczalnię sprzętu żeglarskiego. Mieściła się ona pod tarasem nieistniejącego już dziś „Morskiego Oka”- restauracji i kawiarni należącej do miejscowego Uzdrowiska. Zgromadził w niej kajaki i kilka łodzi żaglowych typu DZ rozproszonych dotąd w różnych przedsiębiorstwach kołobrzeskich.
Latem 1960 roku wokół tej wypożyczalni skupiła się duża grupa młodzieży. W Kołobrzegu formalnie istniał wtedy Klub Morski im. Josefa Conrada, była grupka pasjonatów, w porcie stał jedyny wówczas jacht pełnomorski Orkan II z dość ciekawą przeszłością. Trafił do Kołobrzegu w ramach wojennych odszkodowań. W jego prawej burcie widać było szereg zakołkowanych otworów po pociskach z karabinu maszynowego - ślad po potyczce z celnikami fińskimi, kiedy to w latach dwudziestych XX wieku, w czasach prohibicji jachtem szmuglowano do Finlandii alkohol.
W naszym gronie brakowało żeglarzy z odpowiednimi uprawnieniami, w całym województwie koszalińskim było tylko dwóch kapitanów jachtowych, co w oczywisty sposób ograniczało organizowanie rejsów pełnomorskich. Klub Morski otrzymał na swą siedzibę stary, zrujnowany fort z okresu wojen napoleońskich leżący nad brzegiem rzeki Parsęty, której ujście było jednocześnie kanałem portowym. Klub nareszcie uzyskał swą bazę.
To właśnie wtedy dołączył do naszego grona młody oficer LWP w stopniu kapitana Ryszard Kukliński. Nowy członek klubu od razu zrobił dobre wrażenie. Był bardzo inteligentnym, błyskotliwym, dobrze zorganizowanym człowiekiem. Został dobrze przyjęty w klubowej kompanii.
Na plażę po lewej stronie Parsęty, stanowiącą wtedy teren wojskowy, podczas sztormu morze wyrzuciło kadłub kilowego jachtu. Mimo zniszczeń miał piękną sylwetkę, stosunkowo dobrze zachowany dębowy kadłub z pięknymi mosiężnymi okuciami. Kukliński postanowił uratować ten jacht. Przewiózł go do fortu i rozpoczął gruntowny remont.
Podziwialiśmy nie tylko jego zapał, ale i skrupulatność. Stopniowo wręga po wrędze, klepka po klepce usunął zniszczenia. Nie szedł na kompromisy. Jeżeli brakowało jakiegoś okucia, jechał do odlewni wioząc na wzór drugie istniejące. W efekcie kilkuletniej pracy powstała piękna pełnomorska jednostka, która jednak dopiero podczas prób na morzu Kuklińskiego nieco zawiodła. Jacht bowiem „chodził mokro”, tzn. miał tendencję do wchodzenia w falę, a nie wspinania się na nią. Był to spory dyskomfort dla załogi, zalewanej rozbryzgami wody.
Ryszard Kukliński postanowił wtedy sprzedać ten jacht. Postawił go do dyspozycji Centrali Handlu Zagranicznego „Navimor”, która znalazła nabywcę w Szwecji. Do portu w Nexo odprowadzili jacht członkowie Klubu Morskiego pod dowództwem kapitana jachtowego Henryka Kuryja – szefa Kapitanatu Portu kołobrzeskiego. Jacht sprzedano za 12 tysięcy dolarów.
Część tej kwoty zasiliła konto Navimoru. Resztę otrzymał właściciel Ryszard Kukliński. W warunkach życia w PRL, była to duża suma pieniędzy zważywszy ówczesny kurs dolara amerykańskiego w stosunku do polskiej złotówki. Był to czas, gdy Kukliński kończył swą służbę w kołobrzeskim pułku i przeniósł się do Warszawy. Resztę wyjaśnia film Pasikowskiego.
Inne tematy w dziale Kultura