W grudniu 2015 roku napisałem notkę p.t. „Konstytucyjność przypadkowa”, w której zamieściłem m.in. takie zdanie:
To przypadek bowiem zdecydował, że Prezydent Rzeczypospolitej z 30 dni, które miał do dyspozycji, wybrał na datę pierwszego posiedzenia Sejmu akurat 12 listopada, czyli już po zakończeniu kadencji 3 sędziów TK, a nie wybrał 1, 2, 3, 4, 5, czy 6 listopada, czyli przed zakończeniem kadencji tych sędziów – A MÓGŁ.
W świetle ostatnich wydarzeń zaczynam mieć pewne wątpliwości co do owego przypadku. Zastanowiwszy się na spokojnie, można zauważyć, że prezydent Duda wybrał ten termin bo:
a) wiedział, że spowoduje to cały ten późniejszy cyrk z TK,
b) wiedział, że może to spowodować jakieś kłopoty, ale je zbagatelizował,
c) nie wiedział, że ten termin jest jakoś SZCZEGÓLNIE ISTOTNY.
Każda z tych możliwości niesie całkiem odmienne interpretacje zaistniałego faktu.
W pierwszym przypadku prezydent, całkiem świadomie, naraziłby PiS i siebie też na wszystko to, co miało miejsce i do dziś się jeszcze odbija.
W drugim przypadku, świadczyłoby to o jego (prezydenta) braku umiejętności przewidywania konsekwencji własnych czynów, a nie jest to dobry prognostyk na całą kadencję.
Trzeci przypadek jest, w moim przekonaniu, najciekawszy. Bo otwiera szerokie pole dywagacji, KTO był ZOBOWIĄZANY, aby prezydentowi UŚWIADOMIĆ WAGĘ tego terminu. Moim zdaniem powinni to zrobić posłowie PiS, którzy pilotowali sprawę ustawy o TK, w mijającej kadencji. Podkreślam MIJAJĄCEJ, a nie MINIONEJ, bo kadencje Prezydenta i „starego” Sejmu przez dość długi czas biegły razem, zatem tłumaczenie się brakiem czasu raczej odpada.
Wyjaśnienie tej sprawy ma DECYDUJĄCE znaczenie dla oceny bieżącej sytuacji, bo jeżeli zawinił prezydent Duda, to dlaczego JA o tym nie wiem od 2 lat.? A jeżeli NIE prezydent, to KTO?
Inne tematy w dziale Polityka