Gdy w trakcie Tygodnia Zmartwychwstania Pańskiego urlopowałem się w górach, a w salonie urlopowali się pewnie informatycy (zdaje się, że urlopują się nadal) tad9 był łaskaw napisać polemikę z mym tekstem odnośnie teorii spiskowych. Przytaczanie wszystkich argumentów nie ma sensu, więc z grubsza odpiszę jeszcze raz, tym razem może dokładniej o co mi idzie w krytyce teorii spiskowych Ściosa i innych salonowców. Pierwszym argumentem jest argument o aksjologiczny. Otóż kreowanie teorii spiskowych oparte jest na pewnym wyborze, ocenie etycznej, gdy u podstawa każdego wniosku leży niezachwiana wiara, że te osoby są dobre. A inne osoby dobre nie są. Tym samym taka teoria, zakładająca że Kaczyński jest prawdomówny i nie jest kapusiem, nie poddana jest w ogóle analizie, a za czym idzie nie sprawdza się jej prawdziwości. Badanie zaczyna się od tego momentu, a nigdy wcześniej. Tymczasem z fałszywej przesłanki wynikają fałszywe wnioski, więc gdy się konstruuje teorię, o tym, że układ krzyczy na nominację Macierewicza, można się koszmarnie potłuc, bo okazuje się że Macierewicz zakładający KOR to też układ (Czekista się jest całe życie). Krytyka tego sposobu myślenia polega na tym, że zgadzając się co do tego, iż świat spisków to dżungla luster, prawdy nie dochodzimy przez próbę stłuczenia każdego z nich, ale przez kierowanie się moralną busolą, że odbicie Kaczyńskiego jest prawdziwe, a innych prawdziwe nie jest.
Drugi zarzut to zarzut braku logicznych powiązań, tj. związku przyczynowego. Sęk w tym, że związek przyczynowy to nie związek czasowy. Podanie że w danym czasie ktoś napisał coś niezbyt mądrego nie zawsze jest dowodem na to, że ktoś jest w układzie, a nawet jeśli poszczególne klocki pasują, to jest to może to być kadencja czasowa . Aby to uwodnić można by opublikować słynny artykuł L. Dorna o sojuszu z wojskiem polskim w PRL, dodać do tego jakiś raport wojskowego o próbie nawiązania kontaktów z Solidarnością i spiskowa pieczeń gotowa. To jest ta logika Ściosa, tak Ścios pisał o Kuroniu i Popiełuszce. Żeby jednak sprawę unaocznić, poniżej napisałem próbkę ściosowej logiki, nieco dłużej niż 5-6 zdaniowa parodia.
Jest rok 1988 roku trwają rozmowy w Magdalence, w rozmowach tych bierze udział niepozorny Pan z wąsami to Jarosław Kaczyński (lewy górny róg zdjęcia), którego brat powie w lutym 2009 r.: że w czasie obrad okrągłego stołu, ani przy podstolikach, ani w Magdalence, nie doszło do żadnego porozumienia, w ramach którego ktoś obiecywał w krótkim czasie Solidarności władzę, a odwrotna interpretacja zdarzeń jest według jego najlepszej wiedzy całkowicie nieprawdziwa. źródło
I nic dziwnego że tak mówi, jako aktywny członek układu, który porozumiał się z postkomunistami, nie ma żadnego interesu aby się przyznać do udziału w zdradzie narodowej. Kaczyńscy przy Wałęsie, jako jego przyboczni wiedzą o nim wszystko, a przynajmniej wiele, tylko Mietek Wachowicz wie więcej, ale do obu musiały docierać sygnały od małżeństwa Gwiazdów o nie do końca czystej przeszłości Lecha Wałęsy. Na przykład o taśmie z roku 1974 r.
Gwiazda odniósł się także do taśmy nagranej przez kolegę z Wolnych Związków Zawodowych Andrzeja Bulca w czasie spotkania w 1979 r., podczas którego Lech Wałęsa miał przyznać się do współpracy z SB. "Była taka taśma, Wałęsa się przyznał, że bezpośrednio po strajku rozpoznawał ludzi z filmów i nagrań, potem się tłumaczył, że teraz wie, że to bardzo źle, ale on wtedy nie wiedział, bo uważał, że władza, żeby rządzić, to musi wiedzieć. Więc on władzy pomagał rządzić" -
http://www.wprost.pl/ar/132302/
O przeszłości tej Kaczyńscy doskonale wiedzieli, musieli rozmawiać z Gwiazdą, ale będąc członkami układu nie takie grzechy tolerowali, zaś w zmian za swą uległość sowicie byli nagradzani. Była to więc nie tylko władza, o której Kissinger mówił, że jest największym afrodyzjakiem, ale także całkiem namacalne korzyści materialne. Powołują Fundację, która bierze udział w rozdawnictwie majątku przez komisję likwidacyjną RSW Prasa-Ksiażka Ruch.
Powołanie Fundacji i Porozumienia Centrum dzieli tylko kilkanaście dni marca 1990 roku. W tym samym miesiącu Sejm powołuje komisję likwidacyjną koncernu RSW "Prasa-Książka-Ruch". I właśnie z majątku RSW skorzysta Fundacja Prasowa. (…) Komisja zadecydowała o losie 178 tytułów prasowych, kluczowe decyzje podjęła w roku 1990 i 1991. Wtedy najpoczytniejsze dzienniki i czasopisma podzielono według politycznego klucza. Losy "Expressu Wieczornego" jako gazety środowiska PC zdecydowały się jesienią 1990 roku. Fundacja Prasowa miała nie lada promotora - list do komisji likwidacyjnej napisał Lech Wałęsa, wtedy przewodniczący NSZZ "Solidarność" (…)Wszystko idzie zgodnie z planem. W styczniu 1991 roku, po wyborach prezydenckich, Fundacja Prasowa wygrywa przetarg na "Express Wieczorny". Za tytuł i redakcję ma zapłacić 16 starych mld (1,6 mln zł).(…)Mając dzierżawę w ręku, w 1991 roku Fundacja robi interes z państwowym bankiem BPH, któremu od 1989 roku prezesuje Janusz Quandt, związany wcześniej z PZPR.
BPH jest partnerem sprawdzonym i szczodrym, który wcześniej wspomógł Fundację darowizną 1,2 mld starych złotych (wtedy było to ok. 1 mln dolarów). Tym razem wybiera budynek redakcyjny na swoją siedzibę. W kwietniu 1991 roku wprowadza się w Aleje Jerozolimskie i płaci Fundacji 37 mld starych złotych z góry za 13 lat najmu. (…) Pieniądze idą w ruch: Fundacja kupuje za 22 stare miliardy Prasowe Zakłady Graficzne, na zapleczu budynku redakcyjnego. W maju 1991 roku płaci 16 mld starych złotych za "Express Wieczorny" (naczelnym zostaje Czabański). (…) Bank Przemysłowo-Handlowy związał się z Fundacją, bo ta przedstawiła mu koncepcję koncernu medialnego budowanego na "Expressie Wieczornym", drukarni po RSW oraz Telegrafie. Telegraf powołali we wrześniu 1991 roku Marian Parchowski, wtedy jeden z bliskich współpracowników prezesa PC (dziś poza polityką), i Jarosław Kaczyński z Maciejem Zalewskim, czyli założyciele Fundacji.
BPH został akcjonariuszem Telegrafu. Wyłożył na to 11 mld starych zł. Biznes okazał się marny: po czterech latach bank pozbył się akcji za ok. 10 proc. ich dawnej wartości. Rozgrywającym i partnerem prezesa Quandta był Zalewski. Mimo skrajnie różnych biografii politycznych obaj zapowiadali się na cudowne dzieci czasów transformacji. Łączyły ich poglądy na temat biznesu i polityki: Zalewski uważał, że polityki nie można robić bez wielkich pieniędzy, Quandt, że dużego biznesu nie da się zrobić bez polityków. (…) Przez Telegraf Zalewski skończył w więzieniu. Szefowie spółki Art-B Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski zeznali, że wymusił od nich 17 mld starych zł, które miały iść na kupno akcji Telegrafu, i zażądał kolejnych 40 mld starych złotych nieoprocentowanej pożyczki dla tej spółki. Działania Zalewskiego określili jako "propozycję nie do odrzucenia". W 2003 roku sąd skazał go za to na dwa i pół roku więzienia. Bankowiec Quandt w PRL z polecenia Biura Politycznego KC PZPR lokował partyjne pieniądze w spółkach. W radzie nadzorczej jednej z nich - Agencji Gospodarczej - zasiadał razem z Ireneuszem Sekułą i Leszkiem Millerem. Po 1989 roku Quandt inwestował pieniądze BPH w nieruchomości po byłej PZPR, np. w Krakowie i Warszawie. Słynął z dobrych układów z kolejnymi ekipami - od PC, przez SdRP, po ludowców. Stanowisko w banku stracił w 1995 roku, przy prywatyzacji BPH. - Quandt dobry mógł być na początku, gdy konkurencja była mała, a liczyły się układy - komentował w "Gazecie" wysoki urzędnik Ministerstwa Finansów. (…) W marcu 1992 roku dziennikarz "Nowej Europy" wkręcił się na zebranie partyjnego aktywu PC i nagrał innego Kaczyńskiego. Prezes mógł sobie pozwolić na szczerość: "Rzeczywiście, była sprzedaż akcji firmom, które są czerwone. Czy to jest sojusz, czy zdrada? Otóż w Polsce pieniądze są tylko w jednym ręku. Kiedy chcieliśmy stworzyć z Telegrafu wielki tygodnik, to trzeba było sięgnąć po pieniądze, które realnie istnieją. (...). Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, tobyśmy nigdy niczego nie mieli. Spotykalibyśmy się jak dawniej na Puławskiej w 50 osób, Centrum dawno by nie było, a Geremek by tu rządził”. (W.Gadomski Fundacja na cieżkie czasy )
http://bi.gazeta.pl/im/2/5230/z5230772X.jpg
W 2007 roku sprzedadzą te działki izraelskiemu kapitałowi, za 37 mld. złotych.
W zamian za konfitury Kaczyńscy mieli dozorować Wałęsę, gdyby kolejny raz miał się jakoś wyłamać lub robotnicza fantazja powiodła by go nie tam gdzie trzeba. Dozorowanie TW Bolka, było łatwe ze względu na teczkę, ale Bolek mógł próbować się wymknąć pod kuratele innych agentów, a tak jak GRU nie lubi rywalizacji z KGB, Abwehra z Gestapo, ABW z WSI tak Kaczyńscy nie lubili rywalizować z obozem Michnika, który działać miał na obszarze kultury. Dziel i rządź brzmi stara maksyma, toteż rezydenci, tj. agentura sowiecka zarządziła wywołanie wojny na górze, która pozwalała zdynamizować wydarzenia i przygotować grunt do wprowadzenia nowej akcji V komenda WiNu. Akcja polegała na przywróceniu postkomunistów do władzy, aby na ich tle dorobić antypostkomunistyczną legendę Kaczyńskim, którzy mieli dyskretnie kontrolować polską prawicę niepodległościową. Do rządu wprowadzono TW Olechowskiego i chciano wprowadzić TW Moczulskiego, którego Kaczyńscy szantażowali teczką, ale ten się nieopatrznie wygadał.
Rząd Olszewskiego działał dość krótko w atmosferze wzajemnych podejrzeń, ale odpowiednie osoby czuwały by odpowiednie wydawać decyzję. Odpowiednie dla oligarchów Choćby słynna sprawa na wydawanie koncesji na rynku paliwowym przez bliskiego współpracownika Kaczyńskich, Adama Galpińskiego.
Konstanty Miodowicz, przeciwko któremu min. Wassermann skierował doniesienie do prokuratury (o przekroczenie uprawnień, bo jako szef kontrwywiadu UOP zadekretował na piśmie działania operacyjne przeciwko środowiskom prawicowym), tłumaczy, że przedmiotem zainteresowania UOP nie były partie. – Nas interesowały osoby, które wkroczyły na drogę przestępstwa – mówi. – Jako człowiek odpowiedzialny nazwisk nie wymienię, bo ja dotrzymuję zobowiązań wynikających z tajemnicy służbowej. Dlatego na temat pana Glapińskiego też nie powiem. Poza jednym: jego rozporządzenie wprowadzające kontyngenty paliwowe było matką późniejszych afer.(…) Adamowi Glapińskiemu nikt nigdy otwarcie nie stawiał zarzutów o zły przydział koncesji. Janusz Steinhoff, wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, uważa, że wprowadzenie zezwoleń było racjonalnym pomysłem, bo dawało nadzieje na uporządkowanie dzikiego rynku i lepszą ściągalność podatków. – Problemem był natomiast proces przydziału koncesji – mówi. – To powinno być transparentne od początku do końca. Wprowadzenie w 1992 r. koncesji spowodowało początkowy chaos na rynku, przed stacjami benzynowymi znów, jak w PRL, ustawiały się kolejki. To cena, jaką zapłacono za zbyt szybkie przejście z paliwowego wolnego rynku na rynek regulowany. Przedsiębiorcy uskarżali się, że reguły gry nie są dla wszystkich równe. Ich problem nie polegał na tym, że odmawiano koncesji, ale na kolejności przydziału. – W PC wykorzystywano każdą okazję, aby promować swoich – opowiada dziennikarz telewizyjny, wtedy sympatyk tej partii, zaprzyjaźniony z jej działaczami. – Firmy dzielono na nasze i ich. Te drugie nazywano komunistycznymi, nasze miały być zapleczem finansowym partii. Planowano nawet założyć własną wywiadownię gospodarczą, która miała pomagać raczkującym biznesmenom spod znaku PC. Jednym z jej zadań miało być ostrzeganie, czy firma, z którą prowadzono interesy, miała związki z postkomuną. Ale w końcu wywiadownia nie powstała, bo pokłócono się, kto ma ją prowadzić.
http://www.polityka.pl/taki-dobry-profesor/Lead30,1137,223285,18/
Wiarygodność Kaczyńskich malała, w wojnie agentury wyraźnie przegrywali, Lesiak nasłany przez Michnika robił swoje, nijak nie dawało się wytłumaczyć faktu, że teczka Kaczyńskiego z czasów PRL była tak cienka i że nie był on internowany. Bracia postanowili się wycofać na wcześniej upatrzone pozycje, oddali władze i znów, powoli zaczęli budować pozycję. Kaczyński był prezesem NIK, a bracia w 1996 r, za błogosławieństwem rezydentów wzięli się za SKOKI.
Przypomnijmy: pomysł utworzenia w Polsce Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych, które będą gromadzić pieniądze swoich członków i ze zgromadzonych środków udzielać im pożyczek, przywiózł z USA Grzegorz Bierecki, były dyrektor Komisji Krajowej NSZZ Solidarność, bliski współpracownik ówczesnego przewodniczącego związku – Lecha Wałęsy i wiceprzewodniczącego – Lecha Kaczyńskiego.
Dziś Kasy nie przyznają się do swoich ojców-założycieli. W książce „Człowiek przede wszystkim”, wydanej na 10-lecie SKOK, zamieszczono kopie artykułów na temat Fundacji, które ukazały się w prasie w 1990 r. Nazwiska niektórych osób, które przyczyniły się do jej powstania, usunięto komputerowo. Dotarliśmy do archiwalnych egzemplarzy gazet ocenzurowanych przez Kasy. Okazuje się, że twórcami systemu SKOK byli m.in. Sławomir Siwek, Przemysław Hniedziewicz i Maciej Zalewski – najbliżsi współpracownicy braci Kaczyńskich w Porozumieniu Centrum, posłowie I kadencji.
Pierwszym przewodniczącym rady Fundacji był Lech Kaczyński (pełnił także funkcję przewodniczącego rady nadzorczej Towarzystwa Ubezpieczeń SKOK Benefit SA, którego współwłaścicielem była Fundacja). Ale na tym polityczne koneksje Fundacji się nie kończą. Na początku lat 90. pełnomocnikiem zarządu Fundacji została Małgorzata Gosiewska – obecnie posłanka PiS. Specjalistą w biurze pełnomocnika w latach 1993–95 był jej ówczesny mąż – Przemysław Edgar Gosiewski, do niedawna szef parlamentarnego klubu PiS, dziś szef komitetu stałego Rady Ministrów.
http://www.polityka.pl/polityka/index.jsp?place=articleEdit&news_cat_id=1012&layout=1
Czy możliwie było zbudowanie takiej organizacji w oligarchicznym systemie III RP? To pytanie retoryczne. W 1996, gdy AWS przeżywa kryzys, a do głosu mogą dojść antypostkomuniści nie koncesjonowani, agentura poleca więc premierowi Buzkowi wyciągnąć z kapelusza Kaczyńskiego, który na fali frazesów o bezpieczeństwie staje się na tyle popularny, że wygrywa wyborcy na prezydenta Warszawy. Tam początkowo groteskowo wysyła kilkaset zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, by potem się z postkomunistami dogadać.
Dziś rozstrzygną się losy absolutorium budżetowego dla władz Warszawy. Prezydent stolicy i piewca moralnej rewolucji Lech Kaczyński broni swojej pozycji, chwytając się wszelkich możliwych metod. Próbuje nawet przeciągać na swoją stronę radnych, których jeszcze niedawno sam zaliczał do tzw. układu warszawskiego, oskarżał o udział w „aferze mostowej” i zwalczał doniesieniami do prokuratury. (…)Obecny sojusznik Kaczyńskiego Wojciech Kozak stracił – po publikacjach prasy o „aferze mostowej” – stanowisko przewodniczącego rady miasta. Po tym, jak został odwołany głosami PiS, Kozak mówił: – Celem Lecha Kaczyńskiego jest zdyskredytowanie pracy i osiągnięć jego poprzedników. Robi to w sposób niemoralny. Kaczynski odpowiadał: – Mówiliśmy przedstawicielom PO: wycofajcie tych ludzi, którzy są skompromitowani, nie pchajcie ich do władz, spróbujcie od nowa. Niestety, z tej strony żadnej chęci współpracy nie było. Jeszcze podczas głosowania nad absolutorium rok temu Kozak należał do przeciwników Kaczyńskiego. Krytykował go m.in. za bezruch inwestycyjny i centralizację władzy. Teraz chce głosować „za”. Zapytaliśmy go, dlaczego wspiera teraz Lecha Kaczyńskiego. – Jeśli nieudzielenie absolutorium skończyłoby się referendum w sprawie odwołania prezydenta, to w tym roku mielibyśmy trzy kampanie polityczne. Uważam, że to za dużo – odpowiedział. Wiele razy ścierał się pan z Kaczyńskim i nigdy nie było między wami dobrze – ciągnęliśmy. – Swoje zdanie na temat jego poczynań mam. Jednak nie jestem mściwy i nie chcę występować przeciwko komuś wyłącznie z powodów politycznych. W tym mieście i tak za dużo się politykuje, a za mało pracuje. Warszawa potrzebuje więcej spokoju – odparł Kozak.
http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2005042803
Co było potem wiadomo, wygrana w wyborach, wszczynanie awantur i nie załatwianie żadnej konkretnej sprawy. Tak było z dekomunizacją, lustracją (projekt celowo obejmował uczelnie prywatne, by go można odrzucić), wprowadzanie do Trybunału sędziów z hakiem (mąż Teresy Liszcz się przyznał do bycia zarejestrowanym) współpraca z prof. Mąciorem, z który spotykał się z opiekunem, prokuratorem Kaczmarkiem, nominacja Netza, Lipca, próba uwiarygodnienia polskiego Żyrinowskiego - Leppera czy wreszcie parasol ochronny nad sędzią Kryże. W polityce zagranicznej nie lepiej, rusofobia, która miała na celu ustawienie nas w narożniku, z jednoczesną próbą obrony Serbii, która jest rosyjskim protektoratem czy przyjaźń z Vaclavem Klausem, który wyraźnie jest rosyjskim agentem wpływu (poparcie Rosji w Gruzji).
Wszystko to składa się na jedną spójną ścioscałość i pokazuje gdzie, z kim i jak żyjemy.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka